[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyglądał.melancholij-nie, nic odpowiedniejszego nie przychodziło jej do głowy.Chryste, możedoktor Shane złamała mu ser-ce? Jej serce teraz podskoczyło ciekawie.Zignoro-wała je.- Jak się udała randka? Przełknął łyk kawy.Dwa kroki wystarczyły mu, by przeszedł przez maleńkąkuchnię i stanął za plecami Vicki.- Udała się.Co to za książki?- Douczam się.Wierz lub nie, ale dyplom z historii nie oznacza, że człowiekwie dużo o starożytnym Egipcie.Za jej piecami Celluci prychnał.- Historycy ci tu dużo nie pomogą.Vicki odwróciła głowę i uśmiechnęła się do niego z wyższością.- Dlatego czytam mity i legendy.Czyżby doktor Shane nie zareagowałaprawidłowo na słynny urok  gwarantowane przyznanie do winy wpięćdziesięciu krokach" Celluciego?Odwrócił jej głowę do siebie, odstawił kubek i wbił palce w jej ramiona.- Nie użyłem go.Powstrzymała westchnienie, na poły bólu, na poły przyjemności.- Czemu?  To jak zdrapywanie strupa", uznała. Jak się już zacznie, człowieknie może przestać".- Bo ona zasługuje na więcej.Wystarczy, że przez cały wieczór jąoszukiwałem.Nie chciałem jeszcze bardziej namieszać.Chryste, ale jesteśspięta!- To nie napięcie, tylko wyrobionę mięśnie.Co masz na myśli mówiąc:  onazasługuje na więcej"? Masz wiele wad, Celluci, ale nigdy nie sądziłam, żefałszywa skromność jest.auć!.jedną z nich.- Zasługuje na szczerość.Zasługuje na to, żebym myślał o niej, nie o tym, ilemoże mi powiedzieć. Cóż" pomyślała,  jak to mawia moja matka: jeśli nie chcesz wiedzieć, niepytaj".- Spodobała ci się.- Vicki, nie bądz upierdliwa.Gdyby mi się nie spodobała, nie zapraszałbym jejna kolację, mogłem ją o wiele tańszym kosztem wypytać w muzeum.Uważam, że jest atrakcyjna, inteligentna, pewna siebie.- mówił. Oczywiście, problem ze strupem jest taki, że jak się za mocno oderwie, rankazaczyna krwawić".- I w końcu spędziłem prawie cały wie-czór, myśląc o tobie.- Zcisnął jej ramiona ostatni raz, wziął swoją kawę iposzedł do pokoju.Vicki otworzyła usta, zamknęła je i spróbowała wymyślić jakąś odpowiedz.Nigdy nie rozmawiali o swoim związku - akceptowali go i zostawiali takim,jaki był.Zeszłej wiosny znowu się zeszli na tych samych zasadach. Tensukinsyn je zmienia", uzmysłowiła sobie.Ale pod falą protestu poczuła ulgę: spędził prawie cały wieczór, myśląc o mnie".A pod ulgą panikę:  co teraz?".Czekał, aż Vicki coś powie, tymczasem ona miała pustkę w głowie.Boże,proszę, ześlij coś, co nam przeszkodzi!.Pukanie do drzwi poderwało ją na nogi tak gwałtownie, że okulary zsunęły jejsię z nosa. - Proszę.! Chciałam przeszkody, a nie katastrofy - mruknęła chwilę pózniej.- Myślałem, że masz dziś pisać - warknął ponuro Celluci, który zajrzał doprzedpokoju.Henry uśmiechnął się, umyślnie go prowokując.Zanim zapukał, już wiedział,że Celluci jest w mieszkaniu - słyszał jego głos, jego ruchy, bicie jego serca.Zmiertelnik jednak miał dla siebie dni, on zaś nie zamierzał oddawać mu teżnocy.- Pisałem.Skończyłem.- Następną książkę? - Słowo  książkę" zabrzmiało jak nazwa czegoś, coczłowiek znajduje na podeszwie po przechadzce w stodole.- Nie.- Powiesił płaszcz na wieszaku obok kurtki Celluciego.- Aleskończyłem to, co miałem dziś do napisania.- Miło, bo jeszcze nawet północy nie ma.Chociaż prawdziwą pracą tegonazwać nie można.- Cóż, na pewno to nie jest tak poważna praca jak zabranie kogoś na kolację,podtrzymywanie iluzji, że jest się tą osobą zainteresowanym, podczas gdy taknaprawdę interesuje cię tylko to, co ona wie.Celluci rzucił Vicki wściekłe spojrzenie.Drgnęła i pośpiesznie powiedziała:- Henry, cios poniżej pasa.Mike nie chciał tego zrobić, ale musiał.Henry przeszedł do kuchni.Obaj mężczyzni byli teraz w osobnychpomieszczeniach, choć dzieliła ich odległość mniej niż trzech metrów, Vickizaś siedziała wciąż przy stole dokładnie pomiędzy nimi.Henry z gracjąskłonił głowę.- Masz rację.To był cios poniżej pasa.Przepraszam.- Taaa, kurde, akurat.!- Nazywasz mnie kłamcą? - Głos Henry'ego stał się zwodniczo miękki.Stał sięgłosem człowieka, którego wychowano, by dowodził, głosem kogoś, kto maza sobą wieki doświadczeń.Celluci nie mógł nic na to poradzić, jego gniew nie miał najmniejszych szansw starciu z drugim facetem.Wiedział o tym.- Nie - wycedził przez zęby.- Nie nazywam cię kłamcą.Vicki spoglądała to na jednego, to na drugiego i coraz mocniej czuła potrzebęzostawienia ich i pójścia po pizzę.Napięcie pomiędzy dwoma mężczyznamibyło tak silne, że kiedy zadzwonił tekfon, musiała się przez nie niemal przebić, żeby odebrać.-Witaj, kochanie.Jest po jedenastej i połącze-nia są tańsze, więc pomyślałam,że zadzwonię, za-nim wpadnę.Tylko tego jeszcze brakowało! - Mamo, złe wyczucie czasu.- Czemu? Co sięstało?- Mam.e.towarzystwo.- Och.! - Chociaż ton nie był potępiający, dwie głoski zawierałynieproporcjonalnie wielki ciężar.-Kochanie, Michael czy Henry?- Eee.- W chwili kiedy się zawahała, Vicki już wiedziała, że zrobiła błąd.Jej matka była mistrzynią w odczytywaniu znaczeń ciszy.- Obaj?- Uwierz mi mamo, to nie był mój pomysł, -Zmarszczyła brwi.- Zmiejesz się?- Skądże znowu!- Zmiejesz się.- Kochanie, zadzwonię jutro.Nie mogę się doczekać, aż mi opowiesz, jakposzło.- Mamo, nie rozłączaj.- Vicki spojrzała na słuchawkę, a potem z rozmachemodłożyła ją na widełki.- No, mam nadzieję, że jesteście zadowoleni.- Wstałaz krzesła i kopniakiem odsunęła je sobie z drogi.- Będę wysłuchiwać uwag odzisiejszym wieczorze przez resztę życia! - Spoglądała to na Celluciego, to naHenry'ego, mówiąc coraz głośniej:  Nie mów, że cię nie ostrzegałam,kochanie.Czego można się spodziewać, spotykając się z dwo-ma mężczyznami." Powiem wam, czego się spodziewałam: spodziewałamsię, że obaj będziecie się zachowywać jak jednostki cywilizowane, a nie jakdwa psy walczące o kość! Nie wiem, czemu nie możemy się jakoś dogadać wetroje!- Nie możesz? - zapytał z lekkim niedowierzaniem Henry.Vicki, rozpoznając sarkazm, odwróciła się do niego i warknęła:- Zamknij się, Henry!- Zawsze była kiepską kłamczucha - mruknął Celluci.- Ty też się zamknij! - Wzięła głęboki oddech i poprawiła okulary.- A teraz,skoro jesteśmy tu wszyscy, myślę, że powinniśmy porozmawiać o spra-wie.Czy któryś z was ma coś przeciwko? Celluci prychnął.- Gdzieżbym śmiał.Henry rozłożył szeroko ręce, jasno dając do zrozumienia, co myśli.Przeszli do pokoju dziennego.Cała trójka była świadoma, że rozwiązanie jesttylko tymczasowe.Vicki to wystarczyło.Jeśli ci dwaj mają wyjaśnić sobie paręspraw, lepiej, żeby nie robili tego, kiedy ona jest na linii ognia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •