[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To napewno wkurzy jej starszego brata.Ojca zresztą też.Bobby iJed też się wściekną.Od poniedziałku zostanie bez pracy inajprawdopodobniej będzie leczył złamany nos.Jednakgdy wyobraził sobie, że Jed Baker i Bobby Alonzo usiłująmu wlać, uśmiechnął się pobłażliwie.Niech spróbują.Ale co z Cassidy?Zacisnął zęby.Z nią będzie kłopot.Jest jeszczedzieckiem.Trzpiotem.Nie ma nawet biustu.Ale nimzawładnęła.W najgorszy sposób.Nie tylko dlatego, że jest172 smukła i dobrze zbudowana, ma mały okrągły tyłeczek iszczupłą talię.Jest też sprytna i niepokorna, a to zawsze gopociągało.Zmrużył oczy na wietrze.%7łałował, że jejdotknął i że ją pocałował, bo teraz jej pragnął.Straszliwie.A szanował ją na tyle, żeby trzymać ręce przy sobie.Zasługiwała na coś lepszego, niż on mógł jej dać.A Angie.Cóż, to zupełnie co innego.Ona się o toprosiła.Nie miał pojęcia, dlaczego.Nie ufał jej.Była ztych, co to potrafią owinąć sobie faceta wokół palca, a onnie miał zamiaru dać się na to nabrać.Ale cholernie dużogo kosztowało, żeby nie wziąć tego, co tak chętnie chciałamu dać.Ona też była piękna.Zabójczo piękna.Miałanieskazitelne ciało.Problem w tym, że o tym wiedziała.Brig nie należał do ludzi, którzy myślą o przyszłości.Tozmartwienie zostawiał bratu.Pójdzie na to przeklęteprzyjęcie tylko na chwilę, a potem się ulotni.Ale najpierw zatańczy z Cassidy Buchanan.Co go toobchodzi, że jest dzieckiem.Będzie ją trzymał wramionach.A potem niech się dzieje, co chce.Na korytarzu przy pokoju Angie Cassidy usłyszała cichyszloch, stłumiony przez poduszkę i drzwi.Zapukaładelikatnie.- Odejdz! - Angie pociągnęła głośno nosem.- Co się stało? - Cassidy nie miała pojęcia, dlaczego jejstarsza siostra, która zawsze miała wszystko, płacze.- Zostaw mnie w spokoju.Cassidy zawahała się, wzięła głęboki oddech i przekręciłaklamkę w drzwiach.Klamka nie drgnęła.- Przestań, Angie, wpuść mnie.- Mówię ci, żebyś sobie poszła! Boże, za co? Poczekaj173 chwilę.- Minutę pózniej Angie stała boso w drzwiach.Była w szlafroku.Trzymała rękę na biodrze.Byłazirytowana.- Czego chcesz? - Miała czerwone oczy i rozpaloną twarz.- Co się stało?- Nic.- Ale płakałaś.- Na miłość boską! - Chwyciła Cassidy za ramię,wciągnęła ją do środka i zatrzasnęła za nią drzwi.- Niepłakałam!- Przecież słyszałam.- Mam alergię.- Angie wzięła chusteczkę higieniczną ztoaletki i wytarła oczy.- Nieprawda.Angie westchnęła i podeszła do okna, trzymając ręce nabiodrach.- Nic się nie stało.- Jasne.- Dostanę okres, wiesz, jak to jest.A jutro to przyjęcie i wogóle.Po prostu się denerwuję.- Czym?- Bo diabli wzięli zabawę.Wystarczy? - Wysmarkała nosteatralnie.- Dena i tata dowiedzieli się, że poprosiłamBriga, żeby poszedł ze mną do Caldwellów i podnieśliraban.Powiedzieli, że nie mogę z nim iść.A tata niby takszanuje prostych ludzi.Tylko na pokaz jest dobroczynny.Wielkie gadki, a jak przyjdzie co do czego.Kupa gówna.- Jejku.- Cassidy współczuła siostrze, ale jej serceskakało z radości, że Brig nie pójdzie z Angie na przyjęcie.- To.to bardzo zle.- Tak? - Angie odwróciła się.Znowu miała oczy pełne174 łez.- Widziałam, jak się koło niego kręcisz.Sama jesteś wnim po uszy zakochana.Cassidy westchnęła.- Nie.Nie jestem.- Powiedz to komuś, kto ci uwierzy.- Pociągnęła głośnonosem, otarła łzy i zadarła dumnie głowę.- Ale to nic.-Wzruszyła ramionami.- Nieważne, co czujesz.Nieobchodzi mnie też, co myśli Dena i tata.Pójdę z Brigiem.- Zabiją cię.- Nie sądzę.- Oczy Angie pociemniały.Cassidy poczułaprzedsmak grozy.Angie przełknęła głośno ślinę.Do jejoczu znowu nabiegły łzy.- Widzisz, Cassidy, tak naprawdęnie mam wyboru.- W jej głosie pobrzmiewała gorycz.-Brig i ja.- Potarła skroń drżącą dłonią, jakby próbującodegnać ból głowy.- Co: ty i Brig? - spytała Cassidy jakby z oddali.Sercełomotało jej rozpaczliwie, mijały sekundy, a Angie toczyłaprzegraną bitwę ze łzami.Odkaszlnęła, zdobyła się na blady uśmiech i spojrzałasiostrze prosto w oczy.- Brig i ja wezmiemy ślub.175 8Cassidy bolały stopy, dudniło jej w głowie i od wczoraj jąmdliło.Od kiedy Angie oświadczyła, że pobierze się zBrigiem.Brig i Angie małżeństwem? Nie! Nie! Nie! Nie uwierzy wto.To tylko wymysł Angie.Ale dlaczego płakała?- Będziesz się świetnie bawić - odezwała się Dena zprzedniego siedzenia lincolna.Odwróciła się i uśmiechempróbowała dodać Cassidy otuchy.- Będzie mnóstwochłopców i dziewczyn w twoim wieku.No już, przestań siędąsać.- Ja się nie.Dena zmarszczyła idealnie wyregulowane brwi.- Widzę przecież.Słuchaj, Cassidy.Wejdziesz tam ibędziesz się świetnie bawić.Pamiętaj, że Sędzia iGeraldine mają to zauważyć.Rex podjechał do głównego wejścia ogromnego domu ipodał kluczyki lokajowi.Cassidy ze strachem wysiadła zsamochodu ojca.Marzyła, żeby znalezć się gdziekolwiekindziej, tylko nie w posiadłości Caldwellów.Dwupiętrowyśnieżnobiały dom wyglądał jak przeniesiony z planuPrzeminęło z wiatrem.Był najwierniejszą kopią Tary, jakąCassidy w życiu widziała.W oknach wisiały długie zielone176 zasłony.Przez całą długość budynku ciągnął się szerokiganek z werandą.Po kilku kominach z czerwonej cegłypiął się bluszcz.Ogromny trawnik odgrodzony byłrododendronami, azaliami i różami.W nocnym pachnącympowietrzu rozbrzmiewały stare piosenki i modne melodie.- Chodz, chodz - ponagliła Dena córkę.Matka pewnie myślała, że Angie jest z Felicity, aleCassidy podejrzewała, że jej przyrodnia siostra jedzie namotorze z Brigiem, obejmując go w pasie ramionami,przyciskając policzek do jego pleców.Nie pobiorą się.To kolejne kłamstwo Angie! Miej więcejwiary.Wyprostowała ramiona i weszła za rodzicami do hallu.Murzyn w wykrochmalonej białej koszuli, czarnymgarniturze, z bielutkimi zębami i z błyskiem w oczach,które jednak nie były promienne, zaprowadził ich na tyłydomu, gdzie otwarte drzwi zapraszały gości do ogrodu.- Rex! - Sędzia przywitał starego kumpla.Ira Caldwell był postawnym mężczyzną.Miał wielkibrzuch i kiedy nie kryła go sędziowska toga, musiałzapinać pasek na ostatnią dziurkę.Włosy miał rzadkie, aoczy głęboko osadzone.Uśmiechnął się szeroko.- Zastanawiałem się, kiedy się zjawicie.Dena.- Zcisnąłrękę matki Cassidy, ujmując ją energicznie w swoje dłonie- Wyglądasz olśniewająco, jak zawsze.- Dena zarumieniłasię i sięgnęła do torebki po złotą papierośnicę.- Jak zwykle mi pochlebiasz - powiedziała, biorąc do rąkpapierosa.Sędzia błyskawicznie podał jej ogień.Zaśmiał się i zamknął złotą zapalniczkę.- A to kto? Dziewczęca Cassidy.W sukni nigdy bym cięnie rozpoznał.Ale się wystroiłaś.Boże, jesteś tak ładna jak177 twoja siostra.- Aadniejsza - sprostowała Dena, wypuszczając chmurędymu w sufit.Cassidy chciała umrzeć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •