[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Młodszy skinął głową, uśmiechnął się i załadował magazynek.Potem odpiął pasekkabury od rewolweru.- Na ogół nie bawię się w te ceregiele - powiedział starszy.- Wszystko, co mamyzrobić, to wyładować worki, umieścić je na wózku, zawiezć do skarbca, podpisać papiery iju\ nas nie ma.- Ale na kursie przygotowawczym, panie Howard, na procedurę kładli du\y nacisk.- Wiesz co, mały? Tym razem zrobimy dokładnie tak, jak to mówią w ksią\kach.Zobaczysz, \e to kaszka z mlekiem.No, dobra.Stra\nikiem w banku jest Ted Andrews.Byłygliniarz z Frisco, który dostał w nogę kilkanaście lat temu.Nie wiem, czy masz coś przeciwkoczarnym, ale to porządny facet, więc zachowuj się uprzejmie.- Tak jest.- Namów go, \eby ci kiedyś opowiedział parę historyjek.Mo\e cię sporo nauczyć jakbyć policjantem.Jak to naprawdę jest.- Tak jest.Starszy konwojent odpiął pasek od kabury pistoletu.- W porządku.- Uśmiechnął się.- Zgodnie z przepisami.Przez chwilę badawczo lustrował ulicę przez przednią szybę, potem poprawiłzewnętrzne lusterko, \eby lepiej widzieć, co się dzieje za furgonetką.- Lewa strona czysta.- Prawa strona czysta.- Wychodzę.Ty mnie ubezpieczasz. - Tak jest.Starszy mę\czyzna wysiadł i przeszedł na drugą stronę samochodu.- W porządku, ubezpieczam cię.- Wychodzę.Młodszy wysiadł, trzymając broń w pogotowiu.- Idę na tył - oznajmił starszy.- Jesteś bezpieczny.Widzę stra\nika, jak do nas idzie.- Drzwi otwarte.Wyjmuję pieniądze.Są ju\ na wózku.- Ubezpieczam.Mo\emy iść.- Okay, synu.Idziemy.Starszy mę\czyzna, z rewolwerem w jednej ręce, drugą pchając wózek z trzema torbamiz pieniędzmi, wszedł w drzwi banku.Rozejrzał się i ju\ zaczął kiwać na zaprzyjaznionego znim stra\nika, kiedy zobaczył, \e znajdujący się w środku, niewysoki, czarnoskórymę\czyzna wyraznie zmierza w jego kierunku.Nie zdą\ył nawet pomyśleć i zastanowić się,tylko krzyknął instynktownie:- Chyba mamy kłopoty!Młodszy konwojent szybko się odwrócił i spostrzegł, jak drugi czarny wyłania się zzarogu i zatrzymuje jakieś sześć metrów przed nim, sięgając po coś w zanadrze.Czy\by naprawdę to się stało? - przemknęło mu przez myśl.Ale z gardła wyrwało musię:- Uwaga! Wy tam! Stać!Czarny na ulicy zlekcewa\ył rozkaz.Wyciągnął spod płaszcza przeciwdeszczowegorewolwer i wycelował prosto w stra\nika.To niemo\liwe, pomyślał ochroniarz.A potemwrzasnął:- Broń!W tym samym momencie powietrze rozdarł grzmot wystrzału.On tak\e wypalił,chowając się jednocześnie za furgonetkę.Ale nie był dość szybki i błyskawica z rewolweruKwanziego poraziła go w udo.Krzyknął:- Trafił mnie! Trafił! Lekarza! Lekarza! O Bo\e! Panie Howard! Pomocy! Lekarza!Starszy konwojent nie odwracał się jednak, próbując za wszelką cenę wepchnąć wózekdo środka.Kiedy zobaczył pistolet w ręku czarnego mę\czyzny zachodzącego go od przodu,wyciągnął swój.Ale kula trafiła go, zanim usłyszał odgłos strzału.Poczuł jakby potę\na pięśćuderzyła go w pierś i runął do tyłu roztrzaskując szkło w drzwiach wejściowych.Mgliście dotarło do niego, \e musiało stać się z nim coś strasznego.Zdziwił się, \e prawie nie mo\eoddychać.Nie rozumiał, skąd się wzięła krew jaką przesiąkała na piersi jego koszula.Sundiata, celując teraz w kasjerów, próbował zlokalizować stra\ników bankowych.Wokół panował hałas i panika.W rogu banku Emily wyciągała spod płaszcza pistolet.Zawadziła o kieszeń, niemalwypuszczając go z ręki.Zaczęła krzyczeć:- Stać! Stać! Nie ruszać się! - I ona rozglądała się za stra\nikami.Bill, wymachując pistoletem w kierunku urzędników, równie\ wrzeszczał:- Nie ruszać się! Nie ruszać się!Jednak nikt nie słuchał ich rozkazów.Ludzie rozbiegali się we wszystkie strony,chowali się za stoły, krzesła, za cokolwiek.Niektórzy wciskali się w kąty.Mały oddziałbanku wypełnił się hałasem paniki.Stra\nik w banku w pierwszej chwili skrył się za jakimś biurkiem.Wyciągnął broń i -biorąc głęboki oddech - powoli wyprostował się trzymając oburącz pistolet.Z odległościtrzech metrów oddał cztery strzały do Sundiaty, który okręcił się jak zabawka i osunął naziemię,Wtedy podniósł się krzyk przera\enia, w który nagle włączył się ogłuszający dzwiękalarmu.Znajdujący się w środku członkowie brygady poczuli zamęt w głowach, \e ich planyidą na marne.Emily, z otwartymi ustami, wpatrywała się w ciało Sundiaty, które upadło jej wprostpod nogi, świadoma, \e to ona miała wyłączyć stra\nika [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •