[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale, jakieś Waszeć przez noc postanowił, dokądjedziesz?  dodał wchodząc do izby i wzywając za sobą gospodynię zgarnuszkiem i szklankami. A! do miasteczka! No! to pozwólże sobie powiedzieć  szparko dorzucił stary  że to upór niedo rzeczy.Masz Waść rozum, a dobrowolnie wołasz utrapienia! Waści potrzebawsi, spokoju, a dla pana Rotmistrza zajęcia; próżnowanie nic do rzeczy.Abychotily, można najty muki na ruki (Aby chcieć znajdzie się mąka na ręce).Upana Piotra i cichy kąt i pracę dla syna Wasindziej znajdziesz.ot moja rada! idalipan dobra! trzeba słuchać.Zresztą Liudej sia rad, a swój rozum maj (Ludzisię radz, a swój rozum miej).Chwilę jeszcze pogawędziwszy, i widząc, że nie przekona zamyślonego panaSamuela, który zbyt ciężko był w serce zraniony, żeby rychło ku swoim znowusię zwrócił, Dziadunio poszedł sobie konia zaprząc, mrucząc coś jeszcze podnosem, a Samuel posłał także po furę.Jakkolwiek przybity swoim wygnaniem, a bardziej jeszcze utratą nadziei dlaRotmistrza, starzec wesołymi przypowieściami i pełną otuchy rozmowąDziadunia uczuł się nieco pokrzepionym.Ze wszystkich wyrazów pobożnegowłóczęgi biła wiara głęboka w Opatrzność, i jakiś spokój, który w starości, gdyświat opuści człowieka, jedno tylko spojrzenie w niebo dać może.Rozjechali się ścisnąwszy dłonie w milczeniu.Dziadunio siadł na swój wózek i dobywszy różańca posunął dalej w drogę, zuśmiechem smutnym spojrzawszy na Samuela i Rotmistrza, którzy swój wóz kumiasteczku skierowali.IV.Pan Antoni Zawilski (ojciec Pawła i Hieronima) siedział sam na sam w izdebceznajomego nam dworku, a nie mając nic do czynienia, bo Jejmości nie było ispór wiekuisty, co ich życie stanowił, przerwać się musiał, turbował się o swojąKasię, która z powrotem się opózniała.Już nawet w niepokoju coraz wzrastającym wynajdywał powody do nowej kłótni, którą obiecywał sobierozpocząć, byleby Jejmość ukazała się na progu i układał program za wcześnie. To kobieta  mówił do siebie  która się uparła, żeby mnie zawsze doniecierpliwości doprowadzać, nawet kiedy jej nie ma, to się na nią gniewaćmuszę.Poszła na godzinę, bawi dwie! Cóż mam myśleć! Uchowaj Boże,choroba! przypadek! To oszaleć potrzeba! O! powiem jej! powiem, bylebypowróciła! szczerą prawdę! jak się należy! niech sobie nie drwi ze mnie! O! tak!o! tak.I już miał począć wymówki, usłyszawszy otwierające się drzwi, gdy w proguukazał się niespodzianie %7łmura, zięć pana Antoniego.Starzec rad mu byłniezmiernie, bo go kochał bardzo, i brakło mu towarzystwa, a gadać lubił;%7łmura zaś chętnie przyjmował jego rady gospodarskie, co też nie małopozyskiwało mu serce teścia.Niezwyczajny jednak wyraz pomieszania jakiegoś,niespokojności na twarzy przybyłego, zaraz uderzył starego pana Antoniego. Jak się masz! jak się masz kochanku.ale cóż ci u licha jest!  dodałczmychając  czegoś masz minę pomieszaną.co ci to? Ale nic, ojcze kochany  odparł dawny wojskowy  to tak z drogi, zezmęczenia może. Ba! ba! ja w twarzy czytam jak w drukowanej książce, coś jest! Czyś sięczasem nie dowiedział czego złego, uchowaj Bóże, może co o Pawle.oHieronimie, albo o mojej babie.albo u ciebie czy się co nie stało? gadaj bo!gadaj!Przyciśnięty, %7łmura się zmieszał, ale wypierać począł. Ale proszę wierzyć  rzekł  że mi nic nie jest. A no! jak nic, to nic! Możeś chory  zawołał pan Antoni  każę ci zrobićrumianku.Już to doświadczyłem, że nie ma jak poczciwy nasz rumianek, naodpędzenie wszelkiej choroby; bo niech sobie co chcą gadają, każde choróbskopochodzi z żołądka  to gospodarz  a rumianek tam poreguluje.%7łmura niecierpliwie głowę rzucił. Jam zdrów, kochany ojcze. No! to może ci herbaty! albo kieliszek wina, z drogi. A! wina tobym prosił  rzekł zięć  na to zgoda.Zawołał służącej stary, przeklinając ciągle i burcząc na żonę, która nienadchodziła; podano butelkę nadpoczętą, ale starannie zakorkowaną, i teśćprzysiadł się do zięcia, w nadziei, że się nagada.Ale %7łmura był, choć zwykle gadatliwy i gorączka, jakby go kto przybił,zamyślony, ponury i wzdychający. Coś bo Waści jest  odezwał się tupiąc nogą starzec  nie w swoim jesteśsztosie.nie kłam mi darmo i lepiej się wyspowiadaj.Na próżno chciał się jeszcze zapierać %7łmura, czuł bowiem sam, że mu się to nieuda, a natura jego niedozwalała mu nic utaić w sobie.Był jak przezroczystawoda, w której na dnie widać najmniejszy kamyczek, rzucony ręką swawolnegochłopięcia.  Ot, powiem  odszpuntowując się nareszcie zawołał gorąco  póki mamynie ma, że mi się dziś dziwna rzecz trafiła! Także mi i gadaj  przysuwając się chciwie rzekł starzec  cóż ci siętrafiło? W istocie Jejmości nie ma, ale jak powróci, dobrze jej uszy naciągnę. Spotkałem pod miastem wariatkę. rzekł %7łmura. Wariatkę!  wytrzeszczając oczy spytał pan Antoni  alboż to codziwnego? Tak.ale to była kobieta, którą znałem w innym stanie, w najświetniejszymlosie, młodą, piękną, wesołą. Co chcesz  odparł wzdychając pan Antoni  dziwnie się plecie, na Bożymświecie. O! prawda, że dziwnie  podchwycił %7łmura z wyrazem smutku  biednakobieta! biedna kobieta. Ale któż to taki?  spytał teść smakując wino powoli i niewiele się zajmująclosem nieszczęśliwej, nad którą tak ubolewał zięć jego. Jest to niejaka pani Fryze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •