[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jerzywstał ze swego łóżeczka i przechadzał się; Sylwester przyszedł dońuśmiechnięty i taką w nim znalazł zmianę szczęśliwą, iż myślBernarda, o której wiedział, zabierał się jak najgoręcej popierać.Bernard krzątał się już około wyprawy.Szło mu o to, aby sobie, a przez to Zakonowi serce Jerzego pozyskać;nie wiedział wcale, co się w nim teraz gniezdziło.Chciał więc na tęmałą, pierwszą wyprawę Jerzego wyposażyć wygodnie i tak, bymiłość własna jego nie cierpiała na tym.Tegoż dnia ze składówtrapiera, to jest szatnego Zakonu, wybrał suknie, przybór do konia,płaszcz, lekkie uzbrojenie i sam poszedł konia w stajni napatrzyć, naktórym by Jerzego mógł wyprawić.Pomyślał i o pachołku dla niego,bo na folwarku rąk musiało być mało, a o usługę trudno, i żeńskiej sięobawiał Krzyżak.Zdało mu się, że Szwentas, do czego innego mniejzdatny, a wierny dotąd sługa i donosiciel, najstosowniejszym będzietowarzyszem.Wcale się w nim litewskiego nie obawiał pochodzenia, gdyż od wielulat miał dowody nienawiści, jaką on dla swoich pałał.Stało się więc, czego nikt nie przewidział, a czego Jerzy mógł sobieżyczyć najgoręcej: dodano mu niezgrabnego Szwentasa za stróża itowarzysza.I we trzy dni potem Jerzy w towarzystwie Bernarda, za sobą mając nagrubej, ciężkiej szkapie uśmiechającego się parobka, w szarympłaszczu z półkrzyżem czarnym, jechał pięknego dnia zimowego doPynaufeldu, gdzie miał kilka miesięcy pozostać.Twarz wprawdzie miał jeszcze smutną i bladą, ale w oczach błyskałocoś jakby lepszej przyszłości przeczucie. VIPoczynała się wiosna, słońce dobrze przygrzewało.Na folwarku wPynaufeldzie, po spoczynku zimowym, panował ruch i czynnośćnadzwyczajna.Stary Dietrich, który do pracowitego chłopa byłpodobniejszy niż do rycerskich przodków, którymi się chlubił, wkożuszku krótkim, w butach po kolana, w czapce futrzanej dla łysejgłowy, z przekleństwem w bezzębnych ustach, zwijał się z żywościąnad wiek jego rozgorączkowaną, naganiając nie tylko parobków, ale idwu synów, drabów dorosłych, silnych i niemniej od ojca zajadłychdo gospodarstwa.Wiosna postępowała nader szybko, nie można się było jej daćwyprzedzić.Potrzeba było na gwałt siać, rolę poruszać, łąkiopatrywać, szkody przez wody Nogatu poczynione naprawić,ogrodzenia zniszczone na nowo podnosić i wzmacniać.Człek to był osobliwy, ten stary Dietrich von Pynau, który się tuważył kędyś znad Renu.straciwszy wprzódy ojcowiznę i nie mogącjuż dla waśni a nieprzyjaciół na swych śmieciach wysiedzieć.Naturę miał ognistą, niepomiarkowaną, zawsze zbytkującą wewszystkim.Młodość spędził nader burzliwie: napadał po gościńcach,więził kupców, tłukł się ze wszystkimi sąsiadami żonę, wziął zmieczem w ręku się o nią dobijając i z woza ją na gościńcuporwawszy.Dokazywał tak, że w końcu wszyscy się nań naposiedli;burg jego trzymano jak w oblężeniu; wyskakiwał z niego, siekąc iłupiąc sąsiadów.W końcu i jemu już samemu uprzykrzyło się to nędzne życie.Zubożał, postarzał; gdyby nie żona i synowie, najprędzej by był gdziemnichem został.Gdy już nie wiedział co poczynać z sobą, zasłyszał oZakonie, o podbitych ziemiach, które lennem dawano za małą opłatą isłużbą; rozgorzała mu zawsze szalona pałka, zbył się za bezcenpozostałości i pociągnął do Prus.Miał za sobą listy tych, co się warchoła z domu pozbyć chcieli.Przybysz z Niemiec Krzyżakom był pożądany: on jeden z pierwszychsię zgłaszał, postawa za nim świadczyła, że się nie lękał niczego, a nawszystko był gotów; wydzielono mu znaczny kawał ziemi podMalborgiem.Dietrich, jak był szalonym niegdyś zbójem-rycerzem, tak równienamiętnie rzucił się do gospodarstwa.Zakon dostarczał, czego na początek brakło.On i synowie z kilku pościąganymi Szwabamibłędnymi wzięli się do zakładania nowego Pynau.Ziemia okazała siędziewiczą, żyzną, wdzięczną; w pierwszych latach płody dałacudowne, o sprzedanie ich nie było trudno.Dostatek niespodzianywzmógł przedsiębiorczego ducha [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •