[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.powiadam wam, jedziemy na wieś.Po twarzach przytomnych widać było, jak ta wieść wielkie, silne i niemiłezrobiła wrażenie; Stanisław spuścił oczy i dumał ponuro, nie śmiejąc się słowaodezwać, Strumisz był osłupiały, Lizia uśmiechając się z przymusem zbliżyła doojca, Balowa stała ze załamanymi rękoma i poglądała na męża.To milczenie,podziw, nieufność jakoś coraz silniej drażniły pana Erazma, który, jakbywszystko chciał razem wypowiedzieć, począł trzepać. Majątek przepyszny.złote jabłko! in crudo.ziemia glinkowata, ale nigdynie zawodzi, wydatki ogromne, młyny, rzeka spławna, lasy, łąki nieprzebrane,dyferencja z Radziwiłłami, co jest niemałym zaszczytem.fundusze duchowne,dług bankowy, stary dwór, pięćset samych mężczyzn, nie licząc płci żeńskiej,szlachta czynszowa, smoła i huta. Od kogo? od kogo?  spytała żona niespokojnie  czy nie z pomocąZrębskiego? Właśnie wszystko to winienem temu nieoszacowanemu, poczciwemuZrębskiemu, który ma prawdziwe przywiązanie do mnie.Jest to człowieknieoceniony. A! zginęliśmy  odezwała się żona;  on nas zgubi.Pan Bal z kolei osłupiał. Zrębski! mój przyjaciel, mój najlepszy druh.co waćpani jest?. Poznasz go, ale po czasie.Od kogoż to kupno? gdzież ten majątek? jakajego cena? A! czekajże, co za gorączka!  rzekł Bal siadając i trochę zafrasowany zaraz ci rozpowiem wszystko.Najprzód kupno to od najzacniejszego z ludzi,jeszczem mu podobnego nie widział, od hrabiego Bracibora Sulimowskiego.Stanisław mimowolnie zakrzyknął, wszyscy obrócili oczy na niego. Co to?  niespokojnie spytał Bal  znasz go? Nie, słyszałem tylko o nim  rzekł Stanisław. A cóżeś słyszał: że dudek chyba i interesów robić nie umie.ale człek znajwyższą szlachetnością.Stanisław usiadł nie mówiąc słowa, bo nie widział potrzeby sprzeczać się zojcem, nie bardzo będąc pewien swoich wiadomości, które obiecywał sobiesprawdzić. Mówże, coś słyszał!  naglił ojciec. Powiadano mi o nim nienajlepiej, ale to są wiadomości uboczne.  No! a ja go widziałem, rozmawiałem z nim, traktowałem i mogę wampowiedzieć, że mało takich ludzi na świecie, sumienność do przesady.delikatność niesłychana.Był zmuszony sprzedać część dóbr, Zrębski z Goralemmi dopomogli; jestem panem Zakala! Gdzież te nieszczęsne Zakale? Na Wołyniu; nad Horyniem!  z zapałem począł pan Bal  w krainiemlekiem płynącej i miodem.słynnej pszenicą i pieniędzmi, wnajszczęśliwszym położeniu.Cztery wioski.dwór stary niegdyś książątSzujskich. Cóż cię to będzie kosztowało?  z bojaznią spytała żona jakby jużzrezygnowana. Pół miliona! pół miliona, ale dobra warte dwa razy tyle.Pani Balowa schwyciła się za głowę. O! mój Boże!  zawołała. A waćpani tylko byle stękać.myślałem, że mi się uwiesisz na szyi, że mibędziesz dziękowała, a tu jeszcze strachy, wykrzykniki, żale, jeśli nie wymówkispotykam, przyszedłszy ze złotym jabłkiem.Teraz proszę mnie słuchać  dodałkupiec stanowczo  to nie dość.Postanowiłem od dawna i zapowiedziałem, żechcę się wynieść na wieś i handel ten nieznośny porzucić, sprzedaję domy,realizuję, co mam, i idę z wami napawać się wiejskim powietrzem. Przepraszam cię  równie stanowczo odpowiedziała pani Balowa  miałeśprawo dogodzić swojej fantazji, ale nie masz prawa zagrażać losowi swychdzieci dla jakiejś chimery. Ona to nazywa chimerą!  burknął Bal. Posłuchaj mnie cierpliwie  chwytając go za rękę dodała żona.Zrośliśmy i przywykli do miasta, praca nasza chleb nam dała i zapewniłaprzyszłość dzieci.Godziż się, nie znając tego życia, które ci się tak śmieje,wszystko w nie wkładać? A nuż twoje złote jabłko będzie jabłkiem raju? Nie,kochany Erazmie, kupuj sobie dobra, jeśli ci się podoba, rzucaj ten poczciwystan, w którym żyli i wychowali nas rodzice, ale nie odrzucaj od siebie ostatniejdeski ratunku.Tam nas czekają straty, tu choć niech zostanie przytułek poburzy.Bal wysłuchał, choć z oznakami nadzwyczajnej niecierpliwości, podskakując nakanapie, całej mowy żony, ale trząsł głową i rzucał się. Co za dziwne przeczucia! co za przywidzenia!  przerwał nareszcie  co zazakochanie w tym brudnym mieście! Dlaczego mamy tracić? Czemu niepotrafimy gospodarzyć? Cóż to, święci garnki lepią? Dobry ekonom i rozumutrochę, ot, i po wszystkim.Stanisław będzie, ręczę, dobrym gospodarzem. Będę, czym ojciec rozkażesz  odparł smutnie Stanisław  ale dobrym,wątpię.Na to potrzeba specjalnej nauki i ochoty, a ja jej nie mam. Wszystko się znajdzie  przerwał Bal  co to darmo gadać! Wyprzedamysię i kwita z miasta, ze sklepów, z handlu, ze wszystkiego, wracam na niwęprzodków.odetchnąć powietrzem siół i lasów.Co to za życie rozkoszne, jaka cisza, swoboda i pokój! jaki dostatek! O! ciężko mi czekać do tej chwili, tak jejpragnę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •