[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wie, co materaz zrobić, ani jak załatwić nam wejście do środka.Frank wzrusza ramionami.– Czy ja wiem? Tutaj na pewno jest spokojniej.Nikt niewchodzi ani nie wychodzi.Albo prawie nikt.– Znowu sięuśmiecha, prezentując swoje koszmarne uzębienie, ale jego oczypozostają dalej dziwnie bez wyrazu, jakby zasnuwała je jakaśzasłona.Zastanawiam się, czy w jego wypadku był to właśnieefekt uboczny remedium czy też zawsze taki był.Odchyla głowę do tyłu, przyglądając się badawczoAleksowi spod półprzymkniętych powiek, czym jeszcze bardziejprzypomina mi węża.– No więc skąd się dowiedziałeś o Thomasie?Alex dalej gra obojętnego, uśmiecha się i kręciidentyfikatorem.identyfikatorem.– Słyszy się to i owo – mówi, wzruszając ramionami.–Wiesz, jak to jest.– Wiem, jak to jest – potwierdza Frank.– Ale WKI niebyło tym zachwycone.Byliśmy pod obserwacją przez kilkamiesięcy.A dokładnie to co słyszałeś?Domyślam się, że od odpowiedzi na to pytanie zależywszystko, że to jakiś rodzaj testu.Uważaj – mówię w myślachdo Aleksa.Alex waha się tylko przez sekundę, a potem odpowiada:– Słyszałem, że sympatyzował z drugą stroną.Nagle wszystko zaczyna się układać w całość: słowaAleksa, że ma tu przyjaciół, fakt, że najwyraźniej miał wprzeszłości dostęp do Oddziału Szóstego.Jeden ze strażnikówmusiał być sympatykiem, może aktywnym członkiem ruchuoporu.Znów wracają do mnie powtarzane przez Aleksa jakrefren słowa: „jest nas więcej, niż ci się wydaje”.Frank w widoczny sposób się odpręża.Najwyraźniej byłato dobra odpowiedź.Musiał stwierdzić, że Alex jest jednakgodny zaufania.Głaszcze lufę swojej broni, która spoczywaniedbale między jego kolanami, jak gdyby to był kot albo pies.– To prawda.Dla mnie to był kompletny szok.Oczywiściemało go znałem, widywałem go czasami w kantynie, raz albodwa w kiblu, i tyle.Raczej typ milczka.To by nawet pasowało.Musiał się robić gadatliwy przy Odmieńcach.To pierwszy raz, kiedy słyszę kogoś na oficjalnymstanowisku potwierdzającego istnienie ludzi w Głuszy, i szybko wciągam powietrze do płuc.Wiem, że dla Aleksa musi to byćwciągam powietrze do płuc.Wiem, że dla Aleksa musi to byćbolesne: stać tu i mówić lekceważąco o swoim przyjacielu, któryzostał złapany za sprzyjanie takim jak on.Karę z pewnościąwymierzono szybko i musiała być surowa, tym bardziej żestrażnik był na rządowej pensji.Najprawdopodobniej zostałpowieszony, zastrzelony albo porażony prądem, lub teżwrzucony do jednej z tych cel, by zgnić – jeśli sąd był łaskawy inie skazał go na śmierć na torturach.O ile w ogóle miał jakiśproces.Niesamowite, że głos Aleksa ani drgnie.– Z czym się sypnął?Frank dalej głaszcze swoją broń i jest coś w tym ruchu –niemal delikatnym, jak gdyby chciał ją obudzić i powołać dożycia – od czego robi mi się niedobrze.– Nie chodziło o to.– Odgarnia włosy z twarzy,odsłaniając brudne czerwone czoło, lśniące od potu.Tu jestdużo goręcej niż na innych oddziałach.Powietrze uwięzionepośród tych ścian psuje się i gnije jak wszystko w tym miejscu.–Musiał wiedzieć coś o ucieczce.Był odpowiedzialny zainspekcje cel.A tunel nie pojawił się nagle w ciągu jednej nocy.– O ucieczce? – wyrywa mi się.Serce zaczyna się boleśnieszarpać w mojej piersi.Nikt nigdy, przenigdy nie uciekł z Krypt.Przez chwilę ręka Franka zatrzymuje się na broni, a jegopalce znów zaczynają tańczyć na spuście.– Tak – odpowiada, wbijając wzrok w Aleksa, jakby mnietam w ogóle nie było.– Musiałeś o tym słyszeć.Alex wzrusza ramionami.– Coś tam obiło mi się o uszy.Ale nic potwierdzonego.– Coś tam obiło mi się o uszy.Ale nic potwierdzonego.Frank wybucha śmiechem.To przerażający dźwięk.Przypomina mi odgłosy wydawane przez dwie mewy, którewidziałam kiedyś, jak walczyły w powietrzu o resztki jedzenia i zpiskiem pikowały w stronę oceanu.– O, to jest potwierdzone – mówi.– Zdarzyło się to wlutym.To właśnie Thomas nas zaalarmował.Oczywiście jeśli byłzamieszany w całą sprawę, mogła zyskać dzięki niemu jakieśsześć, siedem godzin przewagi.Kiedy mówi „mogła”, mam wrażenie, że mury wokół mniesię walą.Robię szybki krok w tył, zderzając się ze ścianą.Tomogła być ona – przechodzi mi przez myśl i przez sekundę, poktórej zaraz przychodzą wyrzuty sumienia, czuję rozczarowanie.A potem przypominam sobie, że może jej tu wcale nie było i zresztą uciec mógł ktokolwiek, w końcu pewnie niemało tukobiet.Mimo to zawroty głowy nie ustają.Przepełniają mniejednocześnie niepokój i lęk oraz desperackie pragnienie.– Co jej jest? – pyta Frank.Jego głos wydaje się dobiegaćz daleka.– To powietrze – udaje mi się wydusić.– Ciężko się tuoddycha.Frank znowu wybucha śmiechem, tym okropnym ni torechotem, ni to gdakaniem.– Myślisz, że tu jest źle.Ale to raj w porównaniu z celami.– Wydaje się czerpać z tego faktu przyjemność i przypomina mito rozmowę między mną a Aleksem sprzed kilku tygodni, kiedypodważał użyteczność remedium.Mówiłam, że bez miłości niepodważał użyteczność remedium.Mówiłam, że bez miłości niebyłoby też nienawiści, a bez nienawiści nie ma przemocy.To nienienawiść jest najbardziej niebezpieczna – odpowiedział wtedy –ale obojętność [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •