[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Niedługo wrócę  oznajmił, wychodząc.Wrócił niecałą godzinę pózniej, na czele procesji robotników, z których każdy dzwigałdwa wiadra mokrej, dobrze rozrobionej gliny. Co się dzieje?  zapytał Lazarus, wpadając do pokoju z kciukiem zatkniętym zaczerwoną szelkę. Co to ma być? Zakładasz przedszkole, czy co? Dzisiaj rano coś sobie uświadomiłem.Esko podwinął rękawy i zanurzył ręce w jednymz wiader. Myślałem o ustawie dotyczącej budowy wieżowców i ograniczeniach, jakie onanarzuca. Na podłodze z głośnym plaśnięciem wylądowały dwie garście gliny, potem jeszczedwie. Widzisz, Joe, tak naprawdę te ograniczenia określają zmianę na linii budynek-powietrze, rozumiesz? Niezupełnie  odparł Lazarus sucho.  Oznaczają one, że wysoki budynek musi być wyrzezbiony, tak jakby powietrze pocięłogo i nadało mu kształt.Teraz mnie rozumiesz? Nie narysuję swojego projektu, lecz go ulepię.Ulepię z gliny.Wyraz twarzy Lazarusa świadczył, że nowy pomysł bardzo mu się spodobał.Esko rzuciłna podłogę jeszcze cztery garści gliny. Ten budynek będzie pozbawiony wszelkich ornamentów. Musi być gotycki!  jęknął Lazarus. Zastosuję podstawową zasadę konstrukcji wieży, gotyckiej wieży, ale tylko tej jednej,jedynej zasady.Masa budynku zacznie się zwężać ku górze.Będzie to gotyk, lecz mój gotyk,gotyk nie mający nic wspólnego w Woolworthem. Esko opadł na czworaki i zacząłformować glinę za pomocą swojego puukko.Jasnoszara glina była mokra i wydzielałaprzyjemny, lekko kredowy zapach.Kroiło się ją łatwo, jak kruche mięso. Jesteś tu jeszcze,Joe? Gdzie mój telefon? W koszu na śmieci.Nawiążę kontakt ze światem dopiero wtedy, kiedy będę gotowy.Esko pracował dzień i noc, wychodząc z biura dopiero nad ranem, gdy neony naBroadwayu przygasały, samotne, pojedyncze światła w wysokich budynkach jaśniały jaklatarnie, a odgłosy przejeżdżających w oddali samochodów i przepływających statkówodzywały się przyciszonym, nieśmiałym echem.O tej porze dnia Esko prawie wierzył wromantyczną obietnicę Nowego Jorku, tego miasta-Kopciuszka, a raczej nie tyle miasta, ileucieleśnionego marzenia wszystkich, którzy tu przyjeżdżali.W czasie następnych dni projekt powoli zaczynał nabierać kształtu.Pewnego ranka pannaKott, zjawiwszy się w biurze, zastała Esko przy pracy, już nie na kolanach, lecz stojącego,ponieważ rzezba sięgała mu teraz do piersi.Z wysoko podniesionymi brwiami obeszła masęgliny i usiadła za biurkiem, stawiając przed sobą wiatraczek.Smukła gliniana wieża przestała być widowiskiem, które budzi jedynie rozbawienie.Ciktórzy go oglądali, nadal odnosili się do projektu podejrzliwie, czasami nawet wrogo, leczdzieło zaczęło robić na nich wrażenie.Model przywodził na myśl wzbierającą moc,wzbijającą się w niebo fontannę.Nawet Lazarus nie ukrywał zadowolenia. Niewykluczone, że Finlandia okaże się więcej warta, niż myślałem, panno Kott oświadczył, drapiąc się po policzku.Któregoś dnia póznym wieczorem Esko wracał z łazienki, kiedy poczuł w powietrzuzapach papierosowego dymu, słodkiego, tureckiego tytoniu.Wszedł do biura i ujrzałstojącego na środku mężczyznę, który spokojnie przyglądał się prawie skończonemumodelowi.Mężczyzna był przystojny, szczupły, średniego wzrostu, gładko ogolony, oprostym, wąskim nosie i zagłębieniu w brodzie.Miał jasne, dość długie, zaczesane do tyłuwłosy.Ubrany był w smoking, nie nosił jednak krawata, tylko udrapowany wokół szyijedwabny szalik, który Esko natychmiast skojarzył się z lśniącą, białą pętlą.Nieznajomyzaciągnął się papierosem i jego młodzieńczą twarz wykrzywił lekki grymas. No, dobrze  odezwał się.Miał kulturalny, nieco rozleniwiony głos i mówił powoli,jakby protestując przeciwko konieczności odzywania się do innych.Jego szaroniebieskie oczynadal utkwione były w glinianej rzezbie. Kim pan jest?  A kim pan jest, że śmie pan tu wchodzić, zupełnie jakby to miejsce było panawłasnością?Intruz podniósł rękę, musnął palcem dołek w swojej brodzie, a drugą ręką wyjął z kieszeniplatynową papierośnicę. Papierosa? Proszę bardzo  rzekł, lekko stukając papierosem o metalową krawędz,zapalając go i zaciągając się dymem. Jeśli mam być szczery, to muszę przyznać, że tomiejsce rzeczywiście jest moją własnością  powiedział.Jego głos i zachowanie emanowałypoczuciem wyższości, z którym z całą pewnością przyszedł na świat. Należy do mnie takżewiększa część tej ulicy. Moje gratulacje  rzucił Esko, nie zamierzając okazywać, że wiadomość ta zrobiła nanim jakiekolwiek wrażenie.Mężczyzna obojętnie wzruszył ramionami. To pańskie dzieło?  zapytał, mrużąc oczy przed dymem i językiem przesuwającpapieros do kącika ust. Tak. Piękne. Chociaż powiedział to bez specjalnego nacisku, Esko z przyjemnościąpomyślał, że chyba jest szczery. Na konkurs  Gazette ? Tak jest. Niewykluczone, że wygra. Zawsze istnieje taka szansa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •