[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ogień nieco przygasł.Ash stał,opierając dłonie na okapie.Plecy miał sztywno wyprostowane, co przywodziło na myślpostawę wojskowego; ciemne włosy zawijały mu się na kołnierzu koszuli i niemal całkowicieprzykrywały kark.Z miejsca, w którym siedział, Yuri nie dostrzegał pasemek siwizny w jegowłosach, jedynie ciemnobrązowe loki.- Więc będą usiłowali ją przechwycić - odezwał się Ash, nadal odwrócony do nichplecami, podnosząc głos dostatecznie, \eby być słyszanym.- Albo będą usiłowali schwytaćjakąś inną czarownicę z tej rodziny.- Owszem - powiedział Yuri.Był zamroczony, a jednak rozzłoszczony.Jak mógłpomyśleć, \e jej nie kocha? Jak to się stało, \e nagle wydawała mu się tak odległa? - Będą sięstarali dostać ją w swoje ręce.Och, mój Bo\e, przecie\ daliśmy im przewagę - dodał,uzmysławiając to sobie z przera\ającą jasnością.- Dobry Bo\e! Daliśmy im to prosto do rąk!Komputery! Dane! Właśnie to stało się z Zakonem!Wstał.Ramię mu pulsowało.Nic go to nie obchodziło.Cały czas trzymał w dłonizdjęcie; mocno przyciskał je do koszuli.- W jaki sposób? Nie rozumiem? - spytał Ash.Odwrócił się od kominka; płomieniezagrały na jego twarzy, tak \e zdawało się, i\ oczy ma równie zielone jak Mona, a krawat najego piersi przypominał krwawą plamę.- Testy genetyczne! - wyjaśnił Yuri.- Cała rodzina jest poddawana testomgenetycznym, \eby ju\ nigdy nie dopuścić do skrzy\owania się czarownicy z czarodziejem,\eby ju\ nigdy nie narodził się Taltos! Nie rozumiecie? Tworzone są archiwa, genetyczne,genealogiczne, medyczne.W tych aktach będzie zapisane, kto jest potę\ną czarownicą, a ktonie.Dobry Bo\e, będą doskonale wiedzieli, kogo wybrać.Będą to wiedzieć lepiej ni\ tengłupi Taltos! Będą mieć w tej wiedzy potę\ną broń, której on nie posiadał! Och, przecie\ onusiłował począć potomstwo z tak wieloma z nich.Zabił je wszystkie.Ka\da z nich umarła,nie dając mu tego, czego chciał.\eńskiego potomka.Ale.- Czy mogę raz jeszcze zobaczyć zdjęcie tej rudowłosej czarownicy? - zapytał Ashnieśmiało.82 - Nie - odparł Yuri.- Nie mo\esz.Krew pulsowała mu w twarzy.Czuł wilgoć na ramieniu.Pewnie rozerwał ranę.Miałgorączkę.- Nie mo\esz - powtórzył, wpatrując się w Asha.Ash nie odpowiedział.- Błagam, nie proś mnie o to - powiedział Yuri.- Potrzebuję cię, bardzo potrzebujętwojej pomocy, ale nie proś mnie, \ebym ci znowu pokazał jej twarz.Nie teraz.Spoglądali na siebie przez długą chwilę, po czym Ash skinął głową.- Dobrze - rzekł.- Oczywiście, nie będę cię o to prosić.Ale miłość do tak potę\nejczarownicy mo\e być niebezpieczna.Wiesz o tym, prawda?Yuri nie odpowiedział.Przez moment wiedział wszystko - \e Aaron nie \yje, \eMonie mo\e ju\ wkrótce stać się krzywda, \e odebrano mu prawie wszystko, co kiedyśkochał i wielbił, prawie wszystko, poza tą odrobiną nadziei na szczęście, satysfakcję czyradość, która w nim tkwiła; wiedział tak\e to, \e jest zbyt słaby, zmęczony i obolały, by dalejmyśleć, \e musi się poło\yć na łó\ku w sąsiednim pokoju, pierwszym, które widział od tegoczasu, kiedy dosięgła go kula i omal nie zabiła.Wiedział te\, \e nigdy, przenigdy niepowinien był pokazywać zdjęcia Mony tej istocie, która stała i przyglądała mu się z pozornąłagodnością oraz pozornie wysublimowaną cierpliwością.Wiedział, \e on, Yuri, mo\e wka\dej chwili paść na pysk tu, gdzie stoi.- Chodz, Yuri - odezwał się Samuel z tą swoją szorstką łagodnością; podszedł doniego, jak zwykle lekko zataczając się na krótkich nogach.Wyciągnął ku niemu grubą,powykręcaną dłoń.- Chcę, \ebyś poło\ył się do łó\ka, Yuri.Wyśpij się.Kiedy się obudzisz,będziemy czekać na ciebie z gorącą kolacją.Pozwolił karzełkowi zaprowadzić się do drzwi.A jednak coś go powstrzymało, cośspowodowało, \e oparł się garbuskowi, który był równie silny jak ka\dy normalniezbudowany mę\czyzna.Yuri spojrzał znowu na olbrzyma stojącego przy kominku.Pózniej przeszedł do sypialni i zamroczony upadł na łó\ko, ku własnemu zdumieniu.Karzełek ściągał mu buty.- Przepraszam - szepnął Yuri.- Nie ma sprawy - odparł Samuel.- Mam cię przykryć?- Nie, ciepło tu.I bezpiecznie.Usłyszał, jak drzwi się zamykają, ale nie otworzył oczu.Ju\ osuwał się w sen, uciekałstąd, uciekał od wszystkiego, a potem, w nagłym przebłysku sennej rzeczywistości zobaczyłMonę siedzącą na krawędzi łó\ka i mówiącą, \eby wracał; to go zaszokowało i rozbudziło.Włosy pomiędzy jej udami te\ były rude, lecz ciemniejsze ni\ te na jej głowie.83 Otworzył oczy.Przez moment zdawał sobie sprawę jedynie z otaczającej gociemności, przera\ającego braku światła, które powinno tu być.A potem z wolna zrozumiał,\e Ash stoi tu\ obok i spogląda na niego.W instynktownym odruchu strachu i obrzydzeniaYuri le\ał nieporuszony, z oczyma utkwionymi w wełnianym płaszczu Asha.- Nie zabiorę tego zdjęcia, kiedy będziesz spał - szepnął Ash.- Nie martw się.Przyszedłem ci powiedzieć, \e muszę jeszcze dziś w nocy pojechać na północ, odwiedzićdolinę.Ale wrócę jutro i kiedy tu wrócę, muszę cię zastać.- Nie byłem najmądrzejszy, co? - odparł pytaniem Yuri.- Byłem głupcem, \epokazałem ci jej zdjęcie.Nadal wpatrywał się w ciemną wełnę.Pózniej tu\ przed swoją twarzą zobaczył białepalce prawej ręki Asha.Powoli obrócił się i spojrzał w górę; bliskość ogromnej twarzytamtego przeraziła go, ale nie wydał najmniejszego dzwięku.Tylko wpatrywał się wewlepione w niego ze szklistą ciekawością oczy, a potem przeniósł wzrok na zmysłowe usta.- Chyba tracę rozum - szepnął Yuri.- Nie, wcale nie - odparł Ash.- Ale od tej pory musisz być sprytny.Zpij.Nie bój sięmnie.I zostań tu, bezpieczny, z Samuelem, a\ do mojego powrotu.84 ROZDZIAA CZWARTYKostnica była mała i brudna, składała się z maleńkich pomieszczeń wykładanych napodłodze i ścianach starymi białymi kafelkami, o zardzewiałych odpływach w podłodze iskrzypiących \elaznych stołach.Tylko w Nowym Orleanie kostnica mo\e tak wyglądać, pomyślała.Nigdzie indziej niepozwoliliby trzynastoletniej dziewczynce podejść do ciała, zobaczyć je i rozpłakać się.- Wyjdz, Mono - powiedziała.- Muszę zbadać Aarona.Nogi jej dr\ały, z dłońmi byłojeszcze gorzej.To jak w tym starym dowcipie: siedzisz sobie, podrygując i trzęsąc siękonwulsyjnie, kiedy ktoś pyta: jaki jest pani zawód? Odpowiadasz: jestem chi - chi - chi -chirurgiem!Oparła się na lewej ręce i uniosła prześcieradło zakrywające ciało.Samochód niewyrządził twarzy większej krzywdy - to był Aaron.To nie było odpowiednie miejsce do składania mu wyrazów szacunku, dowspominania jego ogromnej dobroci czy pró\nych prób niesienia jej pomocy.Tylko jedenobraz wyłonił się z jej pamięci dostatecznie \ywo, \eby przesłonić ten brud, smród i hańbętego niegdyś wspaniałego ciała le\ącego teraz bezwładnie na stole.Aaron Lightner na pogrzebie jej matki; Aaron Lightner ujmujący ją pod ramię ipomagający poruszać się wśród tłumu całkowicie obcych osób, które były jej krewnymi,pomagający podejść do trumny matki; Aaron wiedział, \e właśnie to Rowan chciała zrobić,musiała zrobić - spojrzeć ostatni raz na ślicznie umalowane i uperfumowane ciało DeirdreMayfair [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •