[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pokrywały wszystkie powierzchnie, story i kotary.Poruszałykruchymi skrzydłami.Każdy naznaczony był osobliwym romboidalnym wzorem.Jewel odeszła, zamieniona w motyle.Zostały po niej ubrania.Owady wlazły dowieczorowych pantofelków stojących pod biurkiem, wcisnęły się  uwięzione imiotające skrzydłami  do nylonowych pończoch leżących luzno na podłodze.Pełzały po rąbku spódnicy, która leżała zmięta na krześle za biurkiem.Ichniewidoczne skrzydła poruszały się pod białą bluzką powieszoną na jego oparciu.Jedwab drżał, jak gdyby nadal osłaniał bijące serce.Oszołomiony widokiem tego szaleństwa Dante zdał sobie sprawę, że po wyjściu zgabinetu nie będzie już tym samym człowiekiem, co przedtem.Wszędzie walały siękłębki mrocznych spraw, wspomnienia nagich uczuć.Spowijały go, lepkie jak pajęczanić.Czuł, że rozdzierają się jak bibuła, gdy tylko się poruszył.Stał sparaliżowany szokiem, poddając pokój oględzinom.Naprzeciw niegoznajdowało się biurko Jewel, solidna wiktoriańska konstrukcja z nasączonego olejemdo konserwacji brązowego drewna.Szuflady były zamykane na długie żelazneklucze.Nad głową Dantego majaczyły wysokie regały, na których spoczywałyosobliwe trofea.Jedno z nich mogło być maską o kosmatych brwiach i okrągłychoczach, to zakrywaną, to częściowo odsłanianą przez migotanie motylich skrzydeł.Widział też wypchanego tropikalnego ptaka.Jego jaskrawe jak klejnoty pióra zwisałyz najwyższej półki, przyćmione kurzem.Oszklone szafki na wygiętych nogachzawierały niezliczone szeregi karafek, kałamarzy, pożółkłych fotografii, a nade wszystko lalek: porcelanowych i mosiężnych, wyrzezbionych z hebanu lalek znamalowanymi uśmiechami, skórzanych marionetek z Indonezji z długimi, cienkimrękami; dziewczynek, chłopców i potworów, lalek z tkaniny, słomy i wosku, nowych,sfatygowanych bądz też uszkodzonych z jakichś nieznanych powodów.Wyglądających przez okna ponurego wiktoriańskiego domu dla lalek niczympacjentki zakładu dla obłąkanych. To Tristan Chu  wyszeptała Laura, wskazując na jedną z większych, siedzącą nabiurku Jewel  chudego chłopca o sztywnych, czarnych włosach i szklanych oczachwprawionych w porcelanową twarz.Nie, niezupełnie siedzi, zdał sobie sprawę Dante, przyjrzawszy się dokładniej.Ztułowia lalki wyrastały jedynie głowa i ramiona.Starannie pozbawiono ją nóg.Zauważył je leżące wysoko na półce, która stała za krzesłem Jewel.Niedostrzegalnie, z wielką rozwagą, ukryty zegar odmierzał upływające sekundy.Tik.Tak.Tik.Tak.Czas unosił się z westchnieniem niczym wilgotne owadzieskrzydła.Za biurkiem, szara wełniana spódnica i biała jedwabna bluzka Jewel wzdęły się,kipiąc od motyli.Poruszone papierowymi skrzydłami powietrze zaczęło szeptać.OBoże  łkało.O Boże, O Boże, O Boże.Zwięty, święty, święty.Lalka na biurku klasnęła nagle porcelanowymi dłońmi, miażdżąc uwięzionegomiędzy nimi motyla.Laura pisnęła.Dante krzyknął.Jet zaklął.Wąski uśmiech odsłonił jeden złoty ząb.Lalka sztywnymi palcami zdrapałamartwego owada z dłoni. Dobrze jej tak  wymamrotała.Podniosła wzrok na Dantego. Oddaj mi nogi. Chryste Panie.Lalka odwróciła głowę, wskazując na półkę na ścianie, gdzie leżały jej kończyny.Obie stopy odziane były w lśniące buciki z lakierowanej skóry.Każdy z nich zdobiłasrebrna sprzączka. Szybko.Zanim wróci Chu.Oddaj mi nogi. Jezus Maria. Motyle wionęły obłędem, tak mocno, że Dante prawie nie mógł oddychać.Czuł, żejego umysł trzepocze w rytm ich tętna.Na chwiejnych nogach wycofał się z gabinetu i wbiegł na schody.Jet i Laurapodążyli za nim.Lalka ma rację, pomyślał z wściekłością.Jewel dostała to, na cozasłużyła.Próbowała uwolnić anioła w sobie, a ten wydostał się wreszcie, trzepoczącskrzydłami.Całkiem jak w opowieści Owidiusza: bóg sięgnął płynnym ruchem w dół itwoje życie eksplodowało, rozpierzchło się na cienkich nóżkach i papierowychskrzydełkach.Na górze, na parterze Piekła, motyle lądowały na antykach, balansowały naramionach porzuconych gramofonów, siadały na złotej klatce dla ptaków.Tristan Chu stał z rozpostartymi ramionami.Na obu jego dłoniach owady poruszałymiarowo skrzydłami.Jego wąska twarz miała srogi wyraz. Tak odeszła największa z anielic epoki. Sama tego chciała  odrzekł z wściekłością Dante.Całe jego ciało drżało.Zatoczyłręką krąg, wskazując na chmary motyli pełzających po jedwabnych obiciach,spadających z wyściełanych krzeseł& odbitych na policzku Jeta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •