[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ucałowały się.Umówiły się na przyszły tydzień, gdy ichmężowie wyjadą do Rzymu.Carlo wyglądał na zadowolonego, gdy wieczorem Nickyopowiedziała mu, że zaprzyjazniła się z panią Tacchia.- Koniecznie musicie znów się spotkać - powiedział.-Następnym razem wybierzcie się do restauracji.Powinnaś częściejwychodzić.- Ale nie chcę zostawiać Elisabetty samej - odpowiedziałaNicky.- Nie wygląda najlepiej, odkąd wróciliśmy z Capri.Nie maochoty na spacery w ogrodzie i nie schodzi na posiłki do jadalni.Całyczas spędza w swoim pokoju, odpoczywa, czyta albo po prostu oglądastare zdjęcia.Martwię się o nią, Carlo.- Tak, ja też, ale naprawdę niewiele możemy zrobić, Nicky.Najbardziej przysłużą się jej godziny spędzone z tobą.191RS - Wolałabym, żebyś nie wyjeżdżał, gdy ona się zle czuje.- Nic się nie zmieni przez te kilka dni, kiedy mnie nie będzie.Nawszelki wypadek masz tutaj telefon do doktora Glanniniego.Jeśli cościę zaniepokoi, zadzwoń i wezwij go.- W porządku - przytaknęła Nicky.Czuła się jednak nieswojo, gdy następnego dnia Carlo wyjechałdo Rzymu.W środku nocy rozpadał się deszcz.Do rana zamienił się w coś,co lokalne media nazwały tropikalną ulewą.Przewidywano także silnewiatry.Nicky wstała wcześnie, szybko ubrała się i poszła do pokojuEllizabetty.- Wciąż śpi - wyszeptała Rosa i wpuściła dziewczynę do pokojustaruszki.- Przez ten deszcz długo nie mogła zasnąć.- Przyjdę po śniadaniu - zapowiedziała Nicky.- Jeśli obudzi sięwcześniej i będzie czegoś potrzebować, proszę natychmiast mniewezwać.Gdy Rosa zapewniła ją, że tak zrobi, uspokojona Nicky poszłado jadalni.Deszcz dziko tłukł o ziemię, wiatr wzmagał się z minuty naminutę.Wielkie krople uderzały w drewniane okiennice, któreskrzypiały i jęczały w proteście.- To dzika tempesta, signora.Mówią, że przychodzi znadAdriatyku - wyjaśniła kucharka, gdy przyniosła Nicky omlet naśniadanie.- Jak żyję, nie pamiętam takiej burzy.To diabelskasprawka.W czasie takiej pogody przydarzają się złe rzeczy.Trzebazostać w domu i pod żadnym pozorem nie wychodzić na zewnątrz.192RS - Nie zamierzam wychodzić - powiedziała Nicky i zjadłakawałek omleta.- To jest pyszne, Maria.Może przygotujesz drugiomlet, a ja zaniosę go do pokoju signory Elisabetty.Skończyła śniadanie i piła drugą filiżankę kawy, gdy Mariawróciła z tacą.- Może pomogę? - spytała usłużnie kobieta.- Nie, sama to zaniosę.- Nicky potrząsnęła odmownie głową.-Grazie, Maria.Właśnie wychodziła z jadalni z ciężką tacą, gdy potężnypodmuch wiatru uderzył w dom.Zaklekotały okiennice, żyrandolrozkołysał się, światło zamigotało i nagle zgasło.W całym budynkuzapanowała ciemność.- Dio mio! - krzyknęła Maria i szybko się przeżegnała.-Jużbiegnę po świece.Nicky stała w miejscu, zaciskając dłonie na tacy.Ponowniewłączono prąd, zanim Maria zdążyła wrócić ze świecami.Nickyzmartwiła się, że Elisabetta mogła obudzić się w ciemnościach izdenerwować.- Idę do pokoju signory! - krzyknęła do kucharki i wybiegła zjadalni.Zapukała do drzwi, weszła i zobaczyła, że starsza pani już nieśpi.- Che tempesta! - wymruczała gniewnie Elisabetta.- Co zastraszna burza! Cały dom drży w posadach.Nicky postawiła tacę na stoliku obok łóżka.193RS - Powiedzieli przez radio, że to tropikalna ulewa.Obawiam się,że może potrwać do końca dnia.- Ależ taka ulewa zniszczy ogród - jęknęła chora i załamała ręce.- Moje biedne róże.Co się z nimi stanie? - rozpaczała.- Nic im nie będzie - zapewniła ją Nicky.- Luigi zajmie się nimipo burzy i za kilka dni będą jak nowe.- Nigdzie nie wychodzisz, prawda? - spytała Elisabetta zrozdrażnieniem w głosie.- Nie.Oczywiście, że nie - zapewniła ją Nicky i rozłożyłaserwetę i tacę na kolanach starszej damy.- Cały dzień spędzimyrazem.Poczytamy i.- Okiennice trzaskają!- Wiem, kochana.- Czy na pewno wszystkie są dobrze zabezpieczone?- Jestem pewna, że tak.- Powiedz, żeby Sergio sprawdził je i upewnij się, czy to zrobił.Nicky spojrzała na Rosę, która kręciła się w pobliżu i była taksamo rozdrażniona jak Elisabetta.- No dobrze - uspokoiła je.- Pójdę, gdy tylko skończyszśniadanie - obiecała i wsypała pełną łyżeczkę cukru do herbatystaruszki.- Wszystko będzie dobrze.Jestem pewna, że dom przetrwałburze większe niż ta.- Ostatnia była naprawdę straszna.- zaczęła Elisabetta, mnącnerwowo prześcieradło.- Wiatr.wiatr powyrywał drzewa.Pootwierał okiennice.Ay, Dio.Ay, Dio - zajęczała i zakryła oczydłońmi, przez skórę których prześwitywały nabrzmiałe, błękitne żyły.194RS Nicky usiadła na łóżku, objęła ją i przytuliła.- Nie denerwuj się.To tylko burza.Wszystko będzie dobrze, a jazostanę tu z tobą.- Ale wiatr tak mnie przeraża, Nicky - załkała Elisabetta, a jejciało przebiegały dreszcze.- Musisz powiedzieć, żeby Sergiopozamykał okiennice.- Dobrze, moja droga.- A ty.Nicky, musisz sama sprawdzić okiennice na trzecimpiętrze.Ty, nie Sergio.- Na trzecim piętrze? - niespokojnie spytała dziewczyna.- Kiedybyłam tam ostatnim razem, jedne z drzwi były zamknięte.Potrzebowałabym klucza.- Ja go mam - powiedziała Elisabetta tak cicho, żeby tylko Nickymogła ją usłyszeć.- Schowałam go, żeby nikt.- przerwała i drżącymidłońmi zaczęła przeszukiwać komodę stojącą przy łóżku.- Tu jest!Mam go! - krzyknęła, wyciągając klucz spomiędzy rozrzuconychpapierów, listów, różańców i broszek.Wręczyła Nicky duży klucz z brązu.- Upewnij się, że okna i okiennice są szczelnie zamknięte, bojeśli nie.- Popatrzyła na dziewczynę przerażonymi, opuchniętymioczami.- Zamknij je - powiedziała w końcu.-Sprawdz, czy dobrze jezamknęłaś.- Dobrze - zapewniła ją Nicky.- Pójdę, ale najpierw musisz sięodprężyć.- Ułożyła Elisabettę na poduszkach.- Nie możesz się takdenerwować.To ci szkodzi.195RS - Dobrze.Już dobrze.Po prostu takie burze strasznie mniedenerwują.- Staruszka pogłaskała dłoń Nicky.- Dobre z ciebiedziecko - powiedziała.- Zajmiesz się wszystkim, prawda?- Oczywiście, że tak - obiecała Nicky.- Teraz zjedz śniadanie, akiedy wrócę, poczytam ci.Dom znów zadrżał od nagłego podmuchu wiatru.Dreszczwstrząsnął delikatnym ciałem Elisabetty.- Idz - poprosiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    php include("s/6.php") ?>