[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po upiornie długiej 193 chwili Górski pojawił się z drugiej strony i wrócił do samochodu również przez śmietnik, co było oty-le zrozumiałe, że nie miał ani klucza od furtki, ani pilota od bramy i tylko tą elegancką drogąmógł się posłużyć. Uciekli od tyłu przez ogrodzenie powiedział sucho, drewnianym głosem, z czegowywnioskowałam, że straszliwie nie podoba mu się coś, co postanowił przede mną ukryć. Drzwina taras zostawiła pani może otwarte? Jeśli w domu nie śpi ze sześć kotów, to nie. Nie śpi.Weszli frontem.Już ich nie ma, może pani wjechać.Nie zadając mu na razie żadnych pytań, dokonałam stosownych manipulacji, wjechałam do garażu,wysiadłam, weszłam do domu, prztyknęłam na wrota zapasowym pilotem i od razu, od środka,zapaliłam światło zewnętrzne.To znaczy, otworzyłam drzwi wyjściowe i nacisnęłam kontakt.I wówczas uświadomiłam sobie, że przez cały czas te drzwi były otwarte.!Skrucha skruchą, w głębi duszy byłam nawet zadowolona.Wyjeżdżałam przez garaż, zamknięciedrzwi frontowych kompletnie wyleciało mi z głowy, no i dobrze, niczego nie musieli dewastować,niczego nie zepsuli, weszli jak ludzie.Tyle mojego.Górski był pełen milczącego, najgłębszego potępienia.Kazał mi sprawdzić, co zginęło i jakiezmiany dostrzegam, przy czym nie patrzył mi na ręce i polecenie wydał jakby z lekkimroztargnieniem-Sam zajął się stroną techniczną.Walizeczkę śledczą miał ze sobą, w samochodzie, ajej zawartością, j3* się okazało, doskonale umiał się posłużyć, co w głf' bi duszy bardzopochwaliłam.Wolałam jednak na 194 razie nic nie mówić, mężczyzna zawsze pozostaje mężczyzną, nawet jeśli jest policjantemmłodszym ode mnie prawie o pokolenie, nie należy go denerwować nadmiernie, bo może niewytrzymać.Ich psychika w sfeminizowanym świecie i tak już stoi na skraju załamania.Jednakże zaczęło mnie to intrygować.Coś nie gra-}o, niechęć Górskiego do włamania inapastników miała jakiś osobliwy charakter.%7łałował, że nie weszłam sama i nie dałam sięprzydusić.? Wszystko w porządku powiadomiłam go, kiedy już poodsłaniałam okna, on zaś skończyłobsypywać mi dom rozmaitymi proszkami i spojrzał na mnie pytająco. Na moje oko nic niezginęło, komputer stoi, książki i kasety również, pieniędzy w domu nie trzymam, futer i brylantównie posiadam.Tu jest ruszone.Wskazałam miejsce pod schodami, gdzie tkwiło parę drobiazgów, odkurzacz, karton z winem,donica pełna prasy przeznaczonej na opał i mała komód-ka z szufladkami, do których zajrzałam zwielkim zainteresowaniem.Zapomniałam o meblu doszczętnie i nie miałam pojęcia, co się w nimznajduje.Ujrzawszy mnóstwo foliowych opakowań, ucieszyłam się ogromnie, bo już dawno mipoginęły i nigdzie nie mogłam ich znalezć.Proszę, nawet z władania można odnieść korzyść, o ilewłamaniem da si? nazwać wejście do otwartego domu.Górski zrobił zdjęcie kąta i dosypał proszku. Co się tu zmieniło? Nic wielkiego.Przesunięte.Za bardzo wystaje, a nic nie wystawało.Poza tym fotel w pracownikaczej stoi, mam na myśli nogi, wie pan, ja na tym Pracuję i dokładnie znam wzajemny układ nóg,fo- 195 tela i moich.Co do papierów, nie dam głowy, może i są poprzekładane, ale bardzo nieznacznie.Zaraz.Zajrzałam do szuflad. Nie, nawet jeśli ktoś macał, bajzlu mi nie zrobił.Niech pan nie sypie do szuflady.!!!Górski był bezlitosny.Pomyślałam, że pani Henia jutro uraduje się szaleńczo, cały dom doodkurzania.A, czort bierz moje papiery, otrząsnę w razie potrzeby. To nie gryzące? spytałam nieufnie, macając palcem biały pył. Nie.Co jeszcze?Z żalem pokręciłam głową. Więcej zmian nie widzę.Nic nie poradzę, nie jestem drobiazgowa, łatwo mi coś przeoczyć.Alejeśli uważa pan, że ktoś u mnie czegoś szukał, musiał szukać przedmiotu dużego, karteczka złożonaw kostkę odpada.Nawet dwie karteczki, nie widzi pan, co się tu dzieje? Tonę w papierach,musieliby szukać przez tydzień, to co to miało być, bomba? Kotłownię pan zaproszkował,widziałam, a garaż.?Jeszcze trochę te zabiegi potrwały.Musiałam wyprowadzić samochód, żeby garaż stał się dostępny,poczekałam na zewnątrz, stwierdziwszy tylko, raczej bez przekonania, że wszystko jest, jak było,wjechałam z powrotem.Przez ten czas Górski zdążył ściągnąć człowieka, któremu przekazałzdobyty materiał, a przy okazji razem, przyświecając sobie reflektorem, obejrzeli jeszcze taras,ogród i kawałek siatki w rogu ogrodzenia.Spłoszone koty przeczekiwały zamieszanie, siedzącgdzieś po kątach.Wreszcie wszystko się uspokoiło.Technik w p0' śpiechu odjechał, dałam mojej dzikiej żywiniekolację i obydwoje z Górskim usiedliśmy w salonie J3^ normalni ludzie. 196 Nigdy dotychczas pani mnie nie okłamywała _- powiedział Górski z cieniem wyrzutu. Przeztyle lat.Ja też mówiłem pani więcej niż komukolwiek innemu.A teraz mam wrażenie, że panikręci.Dlaczego?Zastanowiłam się, jak by tu nakręcić prawdomó-wnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]