[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie obiło.Bogiem a prawdą nie znał żadnego słowa w żadnym indiańskim na-rzeczu.Kiedy Faraday zapytał, czy to może być nazwa plemienia, urzędnik po-kazał mu listę plemion znajdujących się pod jego kuratelą: Czemi-wejowie, Ca-huilla, Serrano, Luiseno, Diegueno.Lista ciągnęła się w nieskończoność i niepojawiła się tam żadna Hoszitiwa.Popijając posiłek zimnym mlekiem, urzędnik wyjaśnił następnie, że jego re-jon obejmuje tysiące kilometrów kwadratowych, a w każdym rezerwacie jestmnóstwo wiosek.Każda grupa ma inną kulturę, język i potrzeby.Jakim cudemma znać je wszystkie?Na ścianach gabinetu wisiały zdjęcia Indian.Uwagę Faradaya przykuła foto-grafia podpisana:  Wódz Cabazon, ostatni wojownik plemienia Cahuilla".Męż-czyzna był ubrany w garnitur, białą koszulę i krawat, a na kolanach trzymał cy-linder.Johnson prychnął pogardliwie i oświadczył zimno: Samo ubranie nie zrobi z nich białych. To pański cel?  zapytał Faraday. Chce pan zrobić z nich białych?Urzędnik wytarł z kącików ust resztki musztardy. Jak to mówią, trzeba zabić Indianina, by uratować człowieka.RLT Uwagi Johnsona niepokoiły Faradaya.Temu człowiekowi najwyrazniej niezależało na zachowaniu indiańskiej kultury.Nawet  ostatniego wojownika ple-mienia Cahuilla" ubrał w strój białego człowieka. Na tym polega nasze niewdzięczne zadanie  ciągnął urzędnik. Musi-my sprawić, by ci ludzie zaadaptowali się w amerykańskim społeczeństwie.Wie-lu stawia opór.W kółko im powtarzamy, że jeśli chcą przetrwać, muszą odrzucićgłupie stare zwyczaje.Nie mogę się doczekać, kiedy dobiegnie końca moja czte-roletnia kadencja.Wie pan, że każą nam na jakiś czas przenosić się do rezerwa-tu? Kto to słyszał?Johnson odwrócił się i zajął się konsumpcją placka brzoskwiniowego.Zajęcieto pochłonęło całą jego uwagę. Udanych poszukiwań  rzucił odwrócony plecami do gościa.Faraday jednak nie dał się zbyć tak łatwo.Pustynia była wielka, plemiona In-dian liczne i porozpraszane.Potrzebował punktu zaczepienia. Bardzo pana proszę.Johnson odwrócił się, zwęził oczka.Widząc jednak, że nie pozbędzie się pe-tenta, westchnął i skapitulował. Co właściwie pana interesuje?Po bolesnych doświadczeniach z Johnem Wheelerem Faraday poprzysiągł so-bie, że już nigdy nikomu się nie zwierzy. Piszę książkę  powiedział. Ostatnio pojawiło się duże zainteresowa-nie kulturą indiańską.Zwłaszcza sztuką.Symbolizmem.Mistyczne postacie i ichreprezentacje.Nie zamierzał pokazywać temu prostakowi rysunków Cyganki ani swoichszkiców olli.Johnson dumał przez chwilę, wreszcie pstryknął palcami. Przypominam sobie grupę antropologów z Nowego Jorku.Chcieli wybraćsię na pustynię.Mówili coś o szamańskich symbolach wyrytych w skałach.RLT Wysunął szufladę i zaczął w niej grzebać. Jest!  oznajmił triumfalnie, wy-ciągając jakiś list. Niejaki doktor Delafield zwraca się z prośbą o zezwoleniena prowadzenie badań w pobliżu Bar-stow na pustyni Mojave.Tak naprawdę niepotrzebowali zezwolenia, bo nie wybierali się na tereny zamieszkane przez In-dian.Jak dla mnie to zwyczajna grupa turystów.Przykro mi, że nie mogłem bar-dziej panu pomóc  zakończył, wracając do placka.Audiencję uznał za zakończoną.Faraday wrócił na krótko do Casa Esmeralda, gdzie Bet-tina urządzała willę.Doglądała uruchamiania fontann, ustawiania mebli, wieszania kotar w pokojach.Dyrygowała też ogrodnikami pracującymi w ogrodzie i sadzie.Faraday uściskał i mocno ucałował córeczkę, w której długich kasztanowychlokach tańczyło słońce, i obiecał, że nie zostawia jej na długo.RLT ROZDZIAA 41Wyruszył pociągiem i po całym dniu podróży przez miasteczka i góry dotarłdo zakurzonego górniczego Barstow, znajdującego się dwieście kilometrów nawschód od Los Angeles.W sklepie sieci Harvey House zaopatrzył się w jedze-nie, potem poszedł wynająć konie.Właściciel stajni okazał się bardzo życzliwy ipokazał na mapie, gdzie znajdują się skalne rysunki.Początkowo wydawało się, że polowanie na antropologów jest skazane na po-rażkę.Petroglify znajdowały się bowiem wszędzie, w całym regionie, na ol-brzymim terytorium.Na szczęście Barstow było małym miasteczkiem, a w takichwieści szybko się roznoszą.Dlatego na hasło  naukowcy z Nowego Jorku" dośćszybko udało mu się zdobyć informację, że wybierali się do Kanionu Motyla ustóp Smith Peak.O zmierzchu Faraday zobaczył obóz rozbity nad brzegiem wyschłego jeziora.Nad nim wznosił się Smith Peak, surowy samotny szczyt przypominający niecoząb piły.Na jego skalistych zboczach hulał wiatr.Jadąc, Faraday przytrzymywałkapelusz i modlił się, by ci wykształceni ludzie znali odpowiedzi na jego pytaniai wskazali mu drogę do szamanów.Demony z Zakazanego Kanionu towarzyszy-ły mu w drodze.Czuł ich obecność.Siedziały przyczajone pod jego czaszką,czekając na pierwszą chwilę słabości.Kiedy podjechał, obóz wydał mu się dziwnie pusty.Ani śladu człowieka, tyl-ko wiatr zawodzący wśród namiotów.A przecież w garnku nad ogniskiem pyr-kotala kawa i paliły się lampy przed namiotami.Co tu się wydarzyło? Jest tu kto?  zawołał, a wiatr poniósł jego słowa.Czekał z rosnącym niepokojem, wreszcie z namiotu wynurzył się młody męż-czyzna, który wyglądał, jakby od dawna nie mył się ani nie golił.RLT  Niech pan lepiej jedzie!  krzyknął. Mamy tu chorobę! Jaką?  odkrzyknął Faraday, zsiadając z konia, ale nie podchodząc domężczyzny. Nie wiemy.Nie jesteśmy lekarzami. Wszyscy chorujecie? Nie, na razie tylko jeden.Faraday z przyzwyczajenia zabiera! w podróż torbę lekarską, choć od dawnanie zamierzał do niej sięgać.Teraz dziękował losowi, że i tym razem stary nawykokazał się silniejszy.Wszedłszy do namiotu, zastał ośmiu ludzi, którzy z niepo-kojem otaczali siwego mężczyznę leżącego na pryczy.Wyglądał, jakby spał, tyleże oddychał płytko.Wszyscy podnieśli wzrok na intruza, ale kiedy Faraday po-wiedział, że jest lekarzem, wydali okrzyk radości.Podszedł do chorego i wyprosił zebranych.Wszyscy z ulgą uciekli na ze-wnątrz  z wyjątkiem młodej dziewczyny o niezwykłych platynowych włosach.Chyba nawet nie dostrzegła jego obecności.Siedziała u boku starca, tuląc jegobezwładne dłonie.Otwierając torbę i wyjmując stetoskop, Faraday uważnie przyglądał się męż-czyznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •