[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zgadłaś.Więc kiedy przeprowadziliśmy się tutaj, postanowiłem nie dać się już nigdyzaskoczyć jakiejś firmie.Za zaoszczędzone pieniądze kupiłem starą furgonetkę iwydrukowałem wizytówki.- Byłeś lepszy niż ja - przyznała Helen.- Bo ja, po pierwsze, nie mam jeszcze prawajazdy, a po drugie, nie byłam na tyle przewidująca i wydawałam wszystkie zarobionepieniądze.Ale ludzie uczą się na błędach - dodała.- Kiedy zostały mi tylko dwa psy, za-częłam oszczędzać.- Wtedy w parku miałaś chyba trzy - zauważył Andy.- Razem z tym białym kundlem,który ci uciekł.- Tę młodą bokserkę wyprowadzam dopiero od paru dni - wyjaśniła Helen.-Właścicielka Onyksa, czarnego labradora, którego widziałeś, słysząc o moich problemach,poleciła mnie swoim znajomym.A tak nawiasem mówiąc, to właśnie od niej się dowie-działam, jak nazywa się firma, która psuje mi interes.- Helen uśmiechnęła się z satysfakcją.-Zostawiłeś jej mężowi swoją wizytówkę, ale nie skusiły ich lepsze ceny, profesjonalna opiekai szersza oferta.- Cieszę się.- Cieszysz się? - spytała z powątpiewaniem, jednak coś w wyrazie twarzy Andy'egopozwoliło jej uwierzyć, że mówił to szczerze.- Od kiedy wiesz, że Psie Szaleństwo to ja? - spytał. - %7łe Psie Szaleństwo to firma, w której pracujesz - sprostowała.- Bo o tym, że PsieSzaleństwo to ty, wiem dopiero od kilku minut.- No tak.Więc od kiedy o tym wiesz?- Jakieś dziesięć dni temu zobaczyłam twoją furgonetkę na szkolnym parkingu.Uświadomiła sobie, że wciąż stoją przy drzwiach szatni.Zerknęła na zegarek.Uciekłjej już jeden autobus, za chwilę odjedzie drugi.Wolnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia.- Potem się dowiedziałam, że to ty nią przyjeżdżasz - powiedziała.Nie chciała się przyznawać, że, aby to odkryć, zachowywała się jak szpieg z filmówtrzeciej kategorii i po raz pierwszy w życiu nie poszła na spotkanie klubu dyskusyjnego. 18- To był twój autobus? - spytał Andy.Doszli do przystanku dokładnie w chwili, kiedy zamykały się drzwi.Helen skinęła głową.- Przepraszam, to przeze mnie się spózniłaś.- Nie szkodzi.Za kwadrans mam następny.- Podwiózłbym cię - powiedział - ale nawaliła mi furgonetka.Dopiero w przyszłymtygodniu odbieram ją z warsztatu.Zaoszczędziłem za mało, żeby kupić coś lepszego niż tegograta.- Nie narzekaj.Ja byłabym szczęśliwa, gdybym miała nawet taki stary samochód.-Helen zamyśliła się.- Już teraz rozumiem.- Co takiego?- Dlaczego w zeszłym tygodniu byłeś z psami w parku.- Bo nie miałem czym ich wywiezć za miasto.- Właśnie.- Ale wiesz co? Może dobrze się złożyło, że popsuł mi się samochód.Chybapotwierdza się moja teoria, że wszystko w naszym życiu dzieje się z jakiegoś powodu.Helen spojrzała na niego pytająco.- Gdybym nie musiał oddać furgonetki do warsztatu, nie przyszedłbym wtedy wparku, ten biały kundel.- Bonbon - podpowiedziała mu Helen.- Bonbon by ci nie uciekł, nie spotkalibyśmy się tam i nie miałbym pojęcia, żeodbieram ci klientów.Spojrzał jej w oczy.- Naprawdę tego nie wiedziałem.Wierzysz mi?- Wierzę - odparła bez wahania.Czoło Andy'ego znowu się zmarszczyło.Ludzie nie prezentują się najlepiej zezmarszczonym czołem; zwykle nadaje to ich twarzy zbyt poważny wyraz.Ale albo ta regułanie dotyczyła Andy'ego, albo był tak przystojny, że wyglądał dobrze nawet z takim wyrazemtwarzy.- Powiedziałaś, że dopiero jakieś dziesięć dni temu dowiedziałaś się, że mam cośwspólnego z Psim Szaleństwem.- Tak było. - To dziwne.- Co w tym dziwnego? - spytała Helen.- Bo wydawało mi się, że miałaś coś przeciw mnie już wcześniej - wyjaśnił Andy.Nie wiedziała, jak na to zareagować.- Miałem wrażenie, że od początku mnie nie lubiłaś - ciągnął.- Od naszegopierwszego spotkania w klubie.Helen była zakłopotana.Nie miała pojęcia, co powiedzieć.Nie mogła wyznać prawdy:że z chwilą pojawienia się Andy'ego jej pozycja gwiazdy klubu dyskusyjnego stanęła podznakiem zapytania i że nie potrafiła się z tym pogodzić.- Czy to nie był twój autobus? - spytał.Helen zobaczyła tył odjeżdżającego autobusu.Co ja robię? - pomyślała, zła na siebie.Jeszcze do niedawna nie mogła ścierpieć tegochłopaka, a teraz tak ją pochłonęła rozmowa z nim, że nie wiedziała, co się dzieje dookoła.- Jestem nieprzytomna - powiedziała."Nie chcąc, by wrócił do przerwanego tematu, zaczęła mówić o czymś innym.- Mam nadzieję, że o podwyżce cen powiedziałeś tylko pani Dalton.Fakt, że do tej pory nie zadzwonili do niej właściciele Cezara i Blondi z prośbą, byznowu wyprowadzała ich psy, jeszcze o niczym nie świadczył.Andy zrobił niepewną minę.- Liczyłaś na to, prawda?- Nie, skąd! - zaprzeczyła Helen gwałtownie.- Teraz, kiedy dostałam pod opiekęCapri, tę młodą bokserkę, mam problemy z czterema psami.W ogóle sobie nie wyobrażam,jak mogłabym wyprowadzić na smyczy pięć.Przynajmniej dopóty, dopóki Capri trochę niewydorośleje i nie zmądrzeje.- Tak, ze szczeniakami zawsze są kłopoty - zgodził się z nią Andy.- Ale do czegośmuszę ci się przyznać.- Tak?- Rozmawiałem z panią Patton.- Podwyższyłeś jej ceny?Andy skinął głową.- Przyznaj się, nie przepadasz za Cezarem i chciałeś się go pozbyć - powiedziałaHelen, ale takim tonem, że jej słowa nie brzmiały jak zarzut, lecz jak żart.- To prawda, nie jest moim ulubionym psem, choć z drugiej strony, nie mam z nimżadnych problemów.- Owszem, są bardziej kłopotliwe zwierzaki niż on. - No właśnie.Zabrałem ci go, więc chciałem, żeby do ciebie wrócił.- Dziwne tylko, że nie pomyślałeś tego samego o Blondi.- Helen znów bardziej się znim przekomarzała, niż czyniła zarzuty.- A właśnie, że pomyślałem.Tylko że nie zastałem pana Lucasa, a jego żonapowiedziała, że Blondi to pupilka męża i ona nie podejmie żadnej decyzji w jej sprawie,dopóki pan Lucas nie wróci z podróży służbowej.- Andy popatrzył na Helen.- Zastanów się.On wraca pod koniec tygodnia, więc jeśli tylko chcesz.- Nie, nie rób tego.Naprawdę nie poradzę sobie z pięcioma psami - zapewniła go.-Ale co z panią Patton? Jej też podwyższyłeś stawkę do dwudziestu dolarów?Skinął głową.- I co? - zaciekawiła się Helen.Andy'emu zadrgały usta, tak jakby powstrzymywał śmiech.- Zgodziła się bez słowa.- Ty to masz szczęście.Zdziwiła się, że nie jest na niego zła ani nie czuje zazdrości, i zaczęła się zastanawiać,czy ten fakt nie powinien jej trochę niepokoić.Przez chwilę stali w milczeniu.- Wiesz co? - odezwał się Andy.- Tak?- Pomyślałem, że może.- O, mój autobus! - zawołała Helen.- Nie mogę przegapić następnego!Ale kiedy wsiadała tylnym wejściem, pomyślała, że pewnie mogłaby przegapić ten, ikolejny, i jeszcze kilka następnych. 19- Katie dzisiaj znowu nas zdradza? - spytała Shannona w czasie lanczu.- Popatrz, jaka sielanka.- Helen wskazała kąt stołówki, w którym siedziała Katie zOliverem.Pochylali się nad stołem i gruchali jak dwa gołąbki.- Chociaż nie wiem, jak długomoże potrwać.- Nie bądz taką pesymistką.Wyglądają na zakochanych.- Nie jestem pesymistką, tylko realistką - sprostowała Helen.Popatrzyła na swój talerz, na którym miała niezbyt estetycznie wyglądającą porcjęmakaronu z serowym sosem, i na talerz przyjaciółki.Pierś z kurczaka w zrumienionejpanierce wyglądała apetycznie nawet dla niej, choć nie jadała mięsa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •