[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I to był koniec tej mrówki.Oraz początek bardzo bolesnej opuchlizny.- Co za potwór! Widziałeś to? - mrówka została (pośmiertnie) poddana szczegółowejanalizie pod światło - One tu nie mają umiaru.Nie przestają rosnąć kiedy są normalnejwielkości, tylko jadą dalej.Kto to widział, żeby uczciwa mrówka miała trzy centymetry!- Czerwone Aby nie gryzą.To znaczy, chciałem powiedzieć, że nie mają jadu, ot,pospolity kwas mrówkowy - starałem się brzmieć uspokajająco.- Nie próbuj mnie uspokajać, bo wcale nie jestem zdenerwowana, tylko wkurzona.Oboje dobrze wiemy, że tutaj wszystko gryzie.A do tego pluje jadem.Czerwone, nieczerwone, wszystko i tyle.I jedyna na to rada jest taka, żeby zdążyć ugryzć pierwszemu.- Wczoraj pogryzłaś całą garść mrówek, to się nie dziw, że ich siostry przyszły wziąćodwet.Zemsta, ot co.- Tamte były pieczone i zostałam POCZSTOWANA, w dodatku nie mogłamodmówić.Indianom się nie odmawia, sam wiesz.* * *Blondynka miała rację - Indianom się nie odmawia.W każdym razie nie Dzikim.Kiedy ktoś ma twarz wymalowaną na czerwono, piórko w nosie i naszyjnik z zębówjaguara, a w dodatku zamiast majtek nosi podłużną tykwę nałożoną na swojego pinga, kiedyktoś taki częstuje cię garścią pieczonych mrówek, odmawiać byłoby bardzo nieroztropnie.Odmowa mogłaby go zdenerwować.A wtedy mógłby zdjąć tykwę.umazać pinga tym samym czerwonym barwnikiem,którym w czasie pokoju naciera wyłącznie twarz.i ruszyć przeciw tobie - na pojedynek.Wówczas nie masz najmniejszych szans.Wystarczy, że raz dmuchnie strzałkąumoczoną w truciznie, wystarczy że raz (zawsze celnie) rzuci w ciebie włócznią wyciętą zbambusa i ostrą jak kawałek szkła, wystarczy że.Cokolwiek zrobi - nie masz szans.Dlatego Dzikim się nie odmawia.NIGDY.Oczywiście jest z tym pewien kłopot - na przykład wówczas, gdy chcą wymienićtwoją Blondynkę na jedną z córek wodza.Dla ciebie to powinien być zaszczyt, tymczasem córki wodza.no cóż, one są.są.są oczywiście po swojemu piękne, ale.Kłopot jest także wtedy, gdy Blondynki akurat nie ma w pobliżu, a troskliwy wódzpożycza ci na noc jedną ze swoich żon:- %7łebyś nie zmarzł, gringo.I jak tu się z czegoś takiego wymówić, nie gwałcąc przy tym praw gościnności?Uników w rodzaju: wprawdzie spali w jednym łóżku, ale do niczego między nimi niedoszło nie sposób zastosować, ponieważ żyjąc pośród Dzikich mieszka się z nimi wewspólnych szałasach.Najczęściej w ogromnych, wielorodzinnych malokach, a tam wszyscywszystko słyszą i widzą.Czasami także komentują (głośno i ze śmiechem).Aha, no i żonawodza pakuje się z tobą do jednego hamaka, a w hamaku, jak to w hamaku - niepodobnaodsunąć się na swoją stronę i udawać, że człowiek był tak zmęczony, że momentalnie zasnął.W hamaku cały czas jest się razem.CIASNOPRZYTULENI A ponadto ona znacząco -oczekująca.No i wódz, który co chwilę głośno pyta: jak tam pinga - pinga, dobrze gringo?Cóż wtedy robić?W takich sytuacjach najczęściej wymawiam się względami szamańskimi.Hasło Moc , działa jak zaklęcie.Czarownicy wszystkich plemion poszczą i umartwiają się nawiele sposobów.Najczęściej po to, by zgromadzić Moc, lub żeby jej nie pozwolić odpłynąć.Wystarczy więc, że powiem:- Wodzu, bardzo chętnie będę pinga - pinga z twoją żoną, ale dzisiaj moja Moc mi nato nie pozwala, a ja nie chcę jej obrazić, sam rozumiesz, Moc bywa zazdrosna.I mściwa.To akurat ZAWSZE rozumieją.* * *- Wodzu?- Tak, gringo?- Skąd właściwie macie tutaj ten dziwny hamak?- Przyniósł go jeden z myśliwych.Wtedy, kiedy ciebie śledzili po lesie.- Czy przypadkiem nie dyndał sobie w towarzystwie dwóch innych hamaków,zawieszony pod daszkiem z palmowych liści? W opuszczonym obozowisku na brzegu rzeki?- A skąd ty to wiesz, gringo?- Wiem.- Owszem, dyndał.Ale co obozowisko wcale nie było opuszczone.Siedział tamoddział wojska.- I co?- Nie lubimy, kiedy kręcą się po naszej ziemi.Dostali małpie strzałki.Prędko niewrócą.- Wodzu?- Tak, gringo?- Obok tych hamaków była całkiem nowa maczetą wbita w pień.- Skąd wiesz?- Wiem.* * *- Gringo?- Tak; Wodzu?- Zjemy teraz pieczonych mrówek.- Od tego świństwa więdnie pinga - próbowałem protestować.- Chyba tylko Czarownikowi.Wszystkim innym przeciwnie: jeszcze bardziej się chce.Indianie wiszący w hamakach wkoło nas zarechotali śmiechem.- Jedz mrówki, gringo.Napadało deszczu do rzek, jutro płyniemy na polowanie.Apolowanie jest jak pinga - pinga - trzeba mieć dużo siły.Tym razem nie chodziło o zwykłe polowanie.I nie zaproszono mnie na nie dlarozrywki, lecz poproszono do pomocy.Podobnie jak kilkunastu innych Obcych - najlepszychmyśliwych z sąsiednich plemion.W wiosce od kilku tygodni panował głód.Najstarsipostanowili więc posłać po pomoc.Kiedy Indianie proszą, nigdy nie odmawiam.Kiedy proszą - a robią to niezwyklerzadko - wówczas rzucam wszystko, zmieniam wcześniejsze plany, i ruszam z nimi.* * *Następnego ranka, kilkunastu wojowników usiadło jeden za drugim w ogromnejwąskiej łodzi, chwyciło wiosła i miarowymi ruchami, w zadziwiająco zgodnym rytmie,zaczęło rozgarniać szarą wodę.Choć pochodzili z różnych plemion, wszyscy wyglądalipodobnie - wysmarowani od stóp do głów czarną maścią myśliwych.(Tylko jeden z nichróżnił się od reszty: miał jasne włosy i niebieskie oczy - gringo wśród dzikich plemion.)Wkrótce zniknęliśmy we mgle, która opadła za nami jak kurtyna na koniecprzedstawienia.PODZIKOWANIAPisząc książkę, człowiek spłaca długi (serca, nie portfela).I udało mi się spłacić sporoz nich - przede wszystkim wobec ludzi, których spotkałem na trasie moich wypraw.Wydając książkę, człowiek zaciąga nowe zobowiązania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]