[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ta kanalia była tutaj na dole?- Tak.Na pewno się zgubił.Scargill prychnął.- Kapitan się o tym dowie.Cassie pomyślała, że zachowuje się niedorzecznie i położyła mu rękę naramieniu.- Proszę, nie kłopocz hrabiego takimi głupstwami.On mnie po prostu za-skoczył, to wszystko.- Ponieważ Scargill ciągle był nieprzekonany, zaczęłaSR mówić o Szkocji, bo wiedziała, że zamierzał spędzić kilka miesięcy u krew-nych niedaleko Glasgow, kiedy ona i hrabia już się urządzą w zamku Clare.- A tak, niedaleko Loch Lomond, oto gdzie mieszka mój brat.Cudna oko-lica, dziewuszko, mamy tam dziką przyrodę i bogate tradycje.- Jego szkockiakcent stawał się ze zdania na zdanie coraz wyrazniejszy.- Pokochałabyś tęziemię, dziewuszko, tylko że teraz bieda aż piszczy i nieraz nie ma co do garn-ka wsadzić.Mnie tam nie powitają aż tak serdecznie, wiesz, dziewuszko, bojestem lojalny wobec Sassenacha.to znaczy Anglika.Mówię im, że ma ligu-ryjską krew.To trochę pomaga.* * *- Niech to szlag! Niecały tydzień do Anglii i morze musi pokazywać fo-chy!Cassie spojrzała na gromadzące się na wschodzie ciemne chmury i za-drżała.- Mamy czas do wieczora, milordzie?- Być może, jeśli nam szczęście dopisze.To nie będzie przyjemne, Cas-sandro.Kolejny sztorm na Atlantyku to atrakcja, z której z chęcią bym zre-zygnował.Ale kiedy wiatr się wzmógł i zaczął chłostać ją po twarzy puklami wło-sów, Cassie poczuła, że wzbiera się w niej podniecenie.Próbując przekrzyczećświst wiatru i łopot żagli, powiedziała:- Włożę bryczesy i pomogę ci utrzymać ster!- Akurat! - Złapał ją za ramiona i odwrócił twarzą do siebie.- Zejdzieszdo kabiny i tam zostaniesz.- Nie! - odkrzyknęła.- Chcę zostać tu z tobą!Nagle ją puścił i podszedł do steru.Zmarszczyła brwi, zastanawiając się,co mówi panu Donnettiemu.Biała błyskawica przecięła niebo i Cassie pod-SR skoczyła, a potem się uśmiechnęła.Nie pozwoli, żeby ją traktował jak słabowi-tą panienkę i zamknął pod pokładem, pozbawiając okazji przeżycia tylu wra-żeń.Buntowniczo założyła ręce i stanęła w lekkim rozkroku.Straciła jakoś tę pewność, kiedy zbliżył się do niej hrabia z szerokimuśmiechem na twarzy.- Chodzmy, kochana.Ogarnęła go podejrzliwym wzrokiem.- Po moje bryczesy?- Jeśli chcesz.Nie ufała jego uległości.To do niego zupełnie nie pasowało.- W porządku - powiedziała wreszcie.- Ale pospieszmy się.Niebo jestjuż prawie czarne.Sztorm zacznie się w ciągu godziny.Pobiegła przed nim, zadzierając spódnice do kostek.Kiedy znalezli się wkabinie, podeszła żwawo do szafy i ją otwarła.- Gdzie są spodnie? Masz jakieś dla mnie czy musisz je dopiero przy-nieść?Stał plecami do zamkniętych drzwi kabiny.- Nie ma żadnych spodni.- To przynieś jakieś dla mnie.- Nie, cara.Zostaniesz tutaj do czasu, aż burza się skończy.- Nabrałeś mnie!- To prawda, ale nie dałaś mi wyboru.Zostaniesz w kabinie i na tym ko-niec.- Powiedziałam ci, milordzie - zaczęła, starając się utrzymać nerwy nawodzy - że będę robić, co mi się podoba i nie dam się traktować jak małedziecko!SR - To przestań się tak zachowywać, moja pani.- Statek nagle przechylił sięna sterburtę i Cassie złapała się komody, żeby nie upaść.Hrabia w jednej chwi-li znalazł się u jej boku, żeby ją podtrzymać.- A co by było, gdybyś była terazna pokładzie? Nie pozwolę ci narażać się na takie ryzyko.- A ja nie pozwolę, żebyś mi rozkazywał, mój panie! Zechciej zabrać rę-ce.Statek znowu się mocno przechylił.Hrabia chwycił ją mocno za ramiona.- Nie mam teraz czasu, żeby sobie pozwolić na kłótnie, Cassandro.Posłu-chasz mnie albo cię zwiążę.Na Boga, pomyśl o moim dziecku!Wściekła riposta zamarła jej w gardle.Dziecko.W całym tym podniece-niu zupełnie zapomniała o jego istnieniu.Zgarbiła się lekko i nie patrząc naniego, powiedziała:- Rozumiem.- Obiecujesz?- Tak, obiecuję.Musnął ją palcami po policzku.- Będą jeszcze inne sztormy.- Wypuścił ją i poszedł w stronę drzwi.- Będziesz ostrożny? - zawołała za nim.Popatrzył na nią z kwaśnym uśmiechem.- Wiem, że twoim zdaniem nie znam się na żeglowaniu tak dobrze jak ty,ale mimo to podołam, o to możesz być spokojna.Cassie przez minutę patrzyła uparcie w zamknięte drzwi, po czym wes-tchnęła z rezygnacją.Tym razem nie mogła odmówić mu racji.Objęła rękamibrzuch, który powoli się zaokrąglał, i podeszła do stołu.- Skoro nie będzie dziś obiadu - zamruczała pod nosem - to mogę skosz-tować trochę wina.- Nalała sobie kieliszek, wychyliła połowę i zakrztusiła się.SR Kieliszek wyślizgnął się jej z palców i roztrzaskał o podłogę, plamiąc przódsukni czerwonym winem.- Niezdarna krowa - nie przestawała się ze sobą sprzeczać, kiedy rozpina-ła niecierpliwie guziki sukni.Gdy już przebrała się w szlafrok, sztorm rozpętałsię na dobre.Mogła poczuć wezbrane wściekle fale uderzające o burty i słyszała, jakwlewają się na pokład, zagłuszając nawet ulewny deszcz.Spróbowała dojść domałego kwadratowego okienka, opierając się o kant mahoniowego biurka i sie-dzenie krzesła hrabiego, żeby utrzymać równowagę.Nic jednak nie była w sta-nie zobaczyć przez gęstą zasłonę deszczu.Zadrżała i mocniej otuliła się szla-frokiem.Z oddali dobiegały ją okrzyki mężczyzn, ledwie słyszalne przez roz-szalały wiatr.- Gdyby nie ty, moje małe dzieciątko - powiedziała, klepiąc się lekko pobrzuchu - byłabym teraz w samym środku burzy, czułabym na twarzy uderze-nia deszczu i walczyłabym z naporem wyjącego wiatru.Wyobraziła sobie hrabiego, który mocował się ze sterem, żeby utrzymaćjacht.Widziała jego czarne włosy przyklejone do czoła i słyszała w wyobraznirozkazy wydawane załodze.- To po prostu nie jest sprawiedliwe - zamruczała i nalała sobie kolejnykieliszek, ale zaraz zobaczyła, że gęsty czerwony napój przelewa się po ściancenaczynia, kiedy statek nagle przechylił się na bakburtę.Zaklęła pod nosem iwlała wino z powrotem do karafki.Kabina skąpana była w niepokojącym szarym świetle i Cassie zapaliłajedną świeczkę w mosiężnym świeczniku, przymocowanym solidnie na biurkuhrabiego.Z niecierpliwością czekała, aż rosnąca spirala płomienia oświetliciemne kąty kabiny.Skarciła się na głos, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło się jejzachowywać tak niedorzecznie, żeby bać się ciemności.SR Podeszła do łóżka, ostrożnie mijając kawałki rozbitego kieliszka.Chciałauprzątnąć szkło, ale bała się, że przy takim szalonym kołysaniu statku łatwomoże się skaleczyć.Cassie wyciągnęła się na łóżku, nakryła grubym kocem z niebieskiegoaksamitu i próbowała zasnąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •