[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uznałem, że to pewnie udającasię na targ kucharka.Z doświadczenia wiedziałem, że tylko jedna plotkara przewyższakucharkę z pańskiego domu - zakonnica z dużego klasztoru.Ruszyłem za nią w pewnymoddaleniu, gdy udała się na rynek.Panował tam ruch i gwar.Kramy pękały od rękodzieła, wytwarzanego przezwieśniaków zimą, gdy nie pracowali na roli.Sprzedawcy zachwalali prażone orzechy, kręgisera, prościuchne drewniane zabawki, pamiątki rodzinne i tureckie dywany.Niewiastastarannie wybrała orzechy i suszone owoce, po czym południowo-wschodnią bramą udała siędo portu.Ja za nią.Przypłynęła łódz rybacka i załoga wyładowywała beczki z soloną rybą.Kobita skinęłana kapitana, który na jej widok z uszanowaniem zdjął czapkę.Dał znak jednemu z rybaków iten przydzwigał sporego jesiotra.Obwąchała go z uznaniem i trafił do jej koszyka.Była teraz solidnie obładowana i dostrzegłem szansę dla siebie.Zrównałem się z nią.- Pani, tak się składa, że obecnie dysponuję wolnym czasem - zagadnąłem ją.-1 niewidzę dla niego lepszego pożytku, niż zaoferować go tobie. Uśmiechnęła się wdzięcznie, prezentując dołeczki na policzkach.- To wielce uprzejmie z twej strony, panie.Jest dość zimno, by ryba zachowałaświeżość, nim dojdę do domu, ale jest jeszcze ciężar i stok, i wiatr, i lód, i w ogóle.Wziąłem od niej koszyk i ruszyliśmy przed siebie.- Prawdziwą ucztę szykujecie.Jak wielka jest wasza rodzina?Roześmiała się serdecznie.- Och, to zbyt wystawne potrawy jak dla moich pociech.Będą musiały się pózniejzadowolić kilkoma kawałkami solonego śledzia.Jestem kucharką w domu księcia i dziświeczór mam osiemnaście gąb do napełnienia.- Ach, miałem przyjemność biesiadować tam wiele lat temu.Zwietny stół mają wpałacu.Nie wspomnę imienia kucharza, ale deseru nie zapomnę.Słodki pomarańczowy sos,delikatnie doprawiony korzeniami, który nęcił oko, uwodził nos i niewolił podniebienie.Nigdy nie jadłem takich delicji.Powiedz, żeś strażniczka przepisu, i z miejsca się z tobążenię.Spójrz, oto kościół, pani kucharko.Wesoło się roześmiała.- A co bym rzekła memu małżonkowi i dziatwie? Nie, wtedy czarownicą paleniskabyła Katarzyna, a przepis przeszedł na jej córkę, która odziedziczyła po matce i stanowisko.Przepis chowa za koszulą i któregoś dnia trafi do jej córki.- W takim razie zaczekam na córkę, aż dorośnie do za-mążpójścia.Jak się powodzimłodemu księciu? Czy tego wieczora skosztuje zawartości twojego kosza?- Niestety, biedny chłopiec wciąż niedomaga.Z radością mogę powiedzieć, że jest mulepiej, ale jego żołądek przyjmuje jeno rosołek i nieco grysiku.- Co dokucza młodzianowi?- Medycy nie mają pojęcia.Doskwiera mu coś w wątpiach i to cud, żeśmy się wszyscynie pochorowali, jak to zwykle bywa.A śmierć jego ojca, no, to dopiero był dla naswszystkich cios, ale zwłaszcza dla niego.Tak się rozchorować i praktycznie w tej samejchwili stracić ojca, no, nic dziwnego, że mało nie poszedł za nim do grobu.- Czy te dwa wydarzenia były tak blisko siebie? Nie słyszałem o tym.- A jakże, to wydarzyło się tej samej nocy.Mieliśmy sporo gości na obiedzie,największe rodziny z miasta, a tu ci nagle Marek jak nie wrzaśnie i nie zacznie się słaniać,trzymając za brzuch.To było zaraz po trzecim toaście, wesołym toaście, co to go wznosił panTobiasz, i niektórzy pomyśleli, że może było za dużo wina jak na chłopca w jego wieku, awcześniej jeszcze objadł się orzechami i słodkościami.Zawsze lubił zajrzeć do kuchni,kiedyśmy szykowały ucztę, przyglądał się, jakie gotujemy potrawy, i tymi swoimi zręcznymipalcami potrafił zwędzić to i owo.A tu jęczy i rzyga przy stole jak jakiś pijaczyna, aż wreszcie padł na kolana biednemu panu Andrzejowi.Zwięci Pańscy, myślałam, że panpójdzie w jego ślady, tak zbielał na gębie.Zabrali chłopca do jego pokoju i księżna, i jegosługa byli przy nim całą noc.- A potem usłyszeli o księciu.To dopiero musiało nimi potyrpać.- Och, chłopiec patrzył w ojca jak w tęczę, nie inaczej niż inni w jego wieku.Byławielka rozpacz i żałoba, a teraz wszyscy zachodzą w głowę, kto będzie regentem.Zupełnienie pojmuję, czemu nie zrobią regentką jego matkę.Cóż z tego, że pochodzi z daleka, skoroma lepiej poukładane w głowie niż cała reszta.Wszyscy składają mu wizyty, co jest bardzomiłe, ale niektórzy usiłują podstępem wkraść się w jego łaski, rozumiesz, co chcę rzec.Próbują wykorzystać chorego dzieciaka, żeby tylko poregentować parę lat.- Ale jego stan się poprawia.- O, tak, chwała Zbawcy, a jakże.Przy odrobinie szczęścia będzie zdrów nawidowisko, chociaż na razie hrabia Sebastian się za niego udziela.- A, rozumiem, chodzi o jasełka*.Co właściwie się szykuje?- Tego roku Zstąpienie do piekieł \ miał być Zbawcą.Okrop-* Tak w tekście.Dalej opis widowiska wielkanocnego.nie się ekscytował, bo razpierwszy ojciec pozwolił mu grać.A teraz może jeszcze tak się zdarzyć, że nie będzie tam anistarego, ani nowego księcia.Wielka szkoda.- Paplała i paplała, opowiadając mi o podagrzeSylwia, ostatniej ciąży Anny i innych przypadkach służby, tak że gdybym wszedł za bramę,pewnie rozpoznałbym cały pałac co do człowieka.W końcu dotarliśmy na miejsce.Otarłarękawem nos.- I proszę.Jesteśmy, i to raz-dwa, dzięki tobie.Nic tak nie umila czasu w drodze jakrozmowa z zacnym panem.Niech cię Bóg błogosławi, szlachetny panie.- I ciebie - odparłem.- A także twój dom i twoją ucztę.Znów się uśmiechnęła,pokazując dołeczki, i weszła do środka.Zstąpienie do piekieł.Dziwny wybór.Mieścina nie była dość ludna, aby wystawićcałość dziejów Chrystusa, tak więc zawsze szykowano jeden fragment i pokazywano go wostatni dzień świętowania Bożych Narodzin.Zastanawiałem się, z której wersji skorzystają.Trudno by to nazwać widowiskiem, raczej krótką rozprawą między Jezusem a diabłem, wktórej On, naturalnie, bierze górę, po czym przechodzi parada cnotliwych %7łydów,dziękujących Mu za zbawienie.Wróciłem do drogi i poszedłem na rynek, gdzie robotnicy wznosili kilkach małychpodiów przed schodami nowej katedry.Kramy zepchnięto na zachodnią stronę placu, robiącmiejsce na zbliżającą się fetę, chociaż handel trwał nieprzerwanie.Kiedy znalazłem się bliżej, bez trudu rozpoznałem część wznoszonych dekoracji, Krzyż Zwięty i Grób.Na najwyższymstopniu umocowano dwa słupy, złączone luzno dyndającą liną.To pewnie miał być raj.Najstaranniej oddano wrota piekieł, z grubsza namalowany łeb szatana z tak szeroko otwartąpaszczą, że pomieściłby się w nich dorosły człek bez zginania karku.Czerwona adamaszkowazasłona ukrywała wnętrze.Po prawej ustawiono parę tronów: jeden pomalowany na biało,drugi na ciemnoczerwonaJakiś człowiek kręcił kołowrotem, który unosił w powietrze małego wystraszonegochłopca.Wciąż leciał głową w dół, co w niczym nie koiło jego lęku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •