[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaparkowałam pod kancelarią na dziesięć minut przed przewidywanym powrotem Jasmine zlunchu.Wbiegłam do budynku, wjechałam windą i zdyszana stanęłam przed stanowiskiemrecepcjonistki.- Dzięki bogu, \e tu jesteś, Altheo - wysapałam.Althea spojrzała na mnie zza okularów oczami okrągłymi ze zdziwienia.- J - ja? Dlaczego?Fakt, zrobiłam mocne wejście.Zaczerpnęłam tchu i zaczęłam od początku, tym razemnormalnym głosem.- Chciałam cię prosić o drobną przysługę.Recepcjonistka cofnęła się o krok.- Jakiego rodzaju przysługę? - zapytała ostro\nie.Oho.Być mo\e zastępczyni Jasmine była mądrzejsza, ni\ sądziłam.- Wczoraj ktoś dzwonił do gabinetu Richarda.Miałam nadzieję, \e będziesz mogłasprawdzić rejestr połączeń i podać mi numer.Althea przygryzła wargę.- No nie wiem - odpowiedziała powoli.- Nie powinnam ujawniać tego typuinformacji.Zwłaszcza teraz, kiedy, no wiesz.- Urwała, czerwieniąc się.Jakkolwiek na topatrzeć, to trochę krępujące, kiedy twój pracodawca daje nogę.- Och, nie przejmuj się tym.Widzisz, tak właściwie to ja współpracuję z policją, \ebyodnalezć Richarda.- Drobne kłamstewko.Ja szukam Richarda.Policja szuka Richarda.Toprawie tak jakbyśmy szukali go razem.Althea nie wydawała się przekonana.- Naprawdę?- Tak.- Pokiwałam głową tak energicznie, \e a\ zafalowały mi włosy.- No.nie wiem.- Wpatrywała się w biurko, unikając kontaktu wzrokowego.-Jasmine to się nie spodoba.Starałam się nie wywrócić oczami na wzmiankę o Miss Plastik.- Słuchaj, naprawdę potrzebuję tego numeru.- Nachyliłam się do niej, okraszającswoją opowieść szczyptą dramatyzmu.- Myślę, \e Richardowi grozi niebezpieczeństwo.Schowane za grubymi oprawkami okularów oczy Althei zrobiły się szerokie zezdumienia.- Niebezpieczeństwo? Jakie?Gdyby pytała mnie o to Jasmine, kazałabym jej spadać.Nie wiem czemu, ale czułam,\e dziewczyna o naturalnie kręconych włosach, nosząca rozpinane swetry, dochowatajemnicy.Powiedziałam jej o telefonie Greenwaya i swoich obawach, \e Richard się przednim ukrywa.Albo, co gorsza, pływa w jakimś basenie.Althea słuchała z rozdziawioną buzią, która z ka\dą sekundą robiła się coraz większa.Kiedy skończyłam, zamrugała parę razy oczami, wpatrując się we mnie w osłupieniu, jakbynasza rozmowa była najbardziej ekscytującym wydarzeniem w jej \yciu od czasu, kiedy firmaPost - it wprowadziła na rynek kolorowe karteczki.- Zupełnie jak w filmie o Jamesie Bondzie.Ale czy jesteś pewna, \e powinnyśmy siędo tego mieszać? Czy nie lepiej zostawić tę sprawę policji?Owszem, tak byłoby lepiej.Ale dopóki nazwisko Richarda znajdowało się na szczycielisty podejrzanych Ramireza, nie mogłam sobie pozwolić na ten luksus.Nadszedł czaswyciągnąć asa z rękawa.- Mogę ci załatwić darmowy pedikiur w Fernando's.Bingo.- Zaraz wracam - powiedziała Althea, po czym zniknęła za szklanymi drzwiami.Stałam przy pulpicie, bębniąc nerwowo paznokciami w mahoniowy blat.Zerknęłamna mosię\ny zegar powy\ej.Dwunasta dwadzieścia trzy.Miałam nadzieję, \e Althea sięsprę\y.Niecałe dwie minuty pózniej wróciła z wydrukiem komputerowym.- Tu jest wykaz wszystkich wczorajszych rozmów przychodzących.Nie było ichwiele, bo, no wiesz.- Znowu zrobiła się czerwona jak burak.- O której dzwonił tamten pan?Wzięłam od niej wydruk i jechałam palcem w dół strony.Odebrałam telefon odGreenwaya tu\ przed powrotem Jasmine z przerwy na lunch.Jest.O dwunastej dwadzieściasiedem dzwoniono do kancelarii z numeru o prefiksie 818.Moje serce waliło tak szybko, \emogłoby się ścigać z autobusem z filmu Speed.Był to kierunkowy Północnego Hollywood.Greenway ciągle był w mieście.- To chyba ten.Myślisz, \e mogłabyś się dowiedzieć, czyj to numer? Althea wcisnęłakilka klawiszy na klawiaturze Jasmine.- Zaraz go sprawdzę.- Najwyrazniej zaczynała się jej podobać ta zabawa.Jej oczybłyszczały za grubymi oprawkami okularów, a palce śmigały po klawiaturze z prędkościąświatła.- Mam.Starałam się nie okazywać zbytniego podniecenia.- Czyj to numer?- To telefon do motelu Moonlight Inn w Północnym Hollywood.Myślisz, \eGreenway naprawdę się tam ukrywa?Miałam ochotę ją wycałować.- Mam nadzieję.Dzięki, Altheo.- Dzięki za co?Znieruchomiałam.Znałam ten energiczny głos.Jasmine.Althea równie\ go znała.Uniosła gwałtownie głowę.Wyglądała jak sarna, którąoślepiły reflektory samochodu.Zaczęłam zaklinać ją w myślach, \eby nic nie mówiła.Udawaj głupią!Musiała odebrać mój przekaz, bo szybko zamknęła okno na ekranie komputera,zacierając ślady naszych poczynań.Nie, \ebym się obawiała Jasmine.Biorąc pod uwagę, \ejej dieta składała się ze środków przeczyszczających i wody witaminizowanej, pewnie wa\yłatyle co wykałaczka.Podejrzewałam jednak, \e sprawiłoby jej du\ą przyjemność, gdybymogła na mnie donieść Ramirezowi.- Dzięki za co? - zapytała ponownie.- Co się tutaj dzieje? Przybrałam minę totalnegoniewiniątka.Otworzyłam usta w nadziei, \e wyjdzie z nich jakieś zgrabne kłamstwo, aleAlthea była szybsza.- Obiecałam, \e prześlę rachunki Richarda do jego księgowego.Maddie nie chce, \ebyzalegał z opłatami.Stałam i wpatrywałam się w nią.Wow.Była całkiem niezła w te klocki.Jasmine patrzyła na mnie, mru\ąc oczy.(A przynajmniej starała się to robić - poliftingu powiek w maju miała drobne problemy z mimiką).Nie byłam pewna, czy to kupuje,ale co miała powiedzieć?- No có\, jeszcze raz dzięki - powiedziałam do Althei, po czym odwróciłam się inajszybciej jak mogłam oddaliłam do drzwi.Przez całą drogę do windy czułam na plecachzimne spojrzenie Jasmine.Czułam się okropnie nieswojo, zupełnie jakby nakładała na mniejakąś klątwę Barbie.Ucieszyłam się, kiedy przyjechała winda, i szybko wsiadłam do środka,wciskając guzik parteru.Zaraz po wyjściu z budynku, wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer Dany.- Halo? - odebrała.- Zdobyłam ten numer.Greenway dzwonił z Moonlight Inn w Północnym Hollywood.Dana zapiszczała z przejęcia.Musiałam odsunąć telefon od ucha, \eby nie ogłuchnąć.- Okay - powiedziała.- Co teraz?- Wpadnę po ciebie za dwadzieścia minut.Wskakuj w ciuchy a la Aniołek Charliego.Dziewiętnaście minut pózniej zatrzymałam się przed blizniakiem Dany w Studio City.Był to skromny, otynkowany budynek, który dzieliła z czwórką innych aspirujących aktorówdorabiających jako trenerzy fitnessu.Zawsze pachniało tam kosmetykami do makija\uscenicznego, sportowymi skarpetami i zupą w proszku (przysmakiem początkującychaktorów).Zapukałam do drzwi.Po kilku uderzeniach otworzył mi Gość bez Szyi.Ju\ dawnoodpuściłam sobie próby zapamiętania imion współlokatorów Dany.Aktorzy rzadko mogąliczyć na stałe dochody i dlatego mieszkańcy tego domu ciągle się zmieniali.Mieszkali tamju\: Zakręcona Blondynka, Gość z Wybielonymi Zębami, Mistrz TańcówLatynoamerykańskich, i, mój ulubiony, Włoch, Który Nie Umiał Trzymać Rąk przy Sobie(fuj!).Gość bez Szyi pracował w Sunset Gym razem z Daną i przypominał mi NiesamowitegoHulka, tyle tylko \e nie był zielony.- Jest Dana? - zapytałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]