[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś mówi, że-by spróbowała usiąść, ktoś inny krzyczy, że musi leżeć bezruchu, dopóki nie przyjedzie karetka.Chce się odezwać, po-wiedzieć tym ludziom, że nic jej nie jest, ale język odmawiaposłuszeństwa.Zamyka oczy.Głowa pęka jej z bólu, alenadal pracuje.Do pewnego stopnia.- Widziała pani tego idiotę?- Wezwałem karetkę.Proszę leżeć spokojnie.- Niech ktoś zadzwoni po policję.Niech się pani tylko nierusza, słyszy pani?Słyszy.Ma wrażenie, że ogląda film, że to, co się dzieje, nie doty-czy jej, tylko kogoś innego.Otwiera oczy, znowu zamyka.Oddycha ustami.Zbiera sięjej na wymioty.Nie, tylko nie to.Nie przy ludziach.Obudziła się w szpitalu.Bolała ją głowa.Bolało ją wszyst-ko!- Mój mąż.ktoś go zawiadomił?- Tak, proszę pani.Już jest w drodze.Policja znalazła go wHouston, ale lada chwila powinien tu być.- Pielęgniarka po-prawiła poduszkę.140SR - Moje dziecko?- Ma się dobrze, a pani ma ogromnego guza na głowie, jakstrasie jajo.Poza tym kilka siniaków i zadrapań.I to wszyst-ko.Akurat był tu doktor Woodbury, kiedy panią przywiezli.Od razu zadzwonił i z kliniki przywiezli pani kartę.Doktorzaraz tu przyjdzie.Poczuła, że robi się jej niedobrze.Ból głowy stawał się co-raz bardziej nieznośny, ale środki przeciwbólowe mogłybyzaszkodzić dziecku, poza tym pewnie zaraz by je zwróciła.- Mogę.wody? - szepnęła.- Tylko łyk.- Pielęgniarka podała jej kubek ze słomką i wtej samej chwili do sali wszedł Will.- Nic nie mów - zaczął od progu i ledwie pielęgniarka zo-stawiła ich samych, pocałował Dianę w usta.- Teraz już możesz mówić - powiedział z uśmiechem, cho-ciaż w oczach była troska tak wielka, że Dianie zbierało sięna płacz.A może złość?Nie, jednak troska.Troska o nią.Coś ścisnęło ją za gardło.Nie, nie mogę okazać słabości.Myśl była tak absurdalna, żeteraz Diana o mało nie parsknęła śmiechem.- Hormony, ciągle hormony - mruknęła.Will przysunąłsobie krzesło do łóżka.- Ten drań uciekł - zaczął.- Zwiadkowie mówią, że ledwiepostawiłaś stopę na jezdni, ruszył od krawężnika, przy-spieszył.Gdyby zdążył nabrać szybkości.Diana poszukała dłoni Willa i uścisnęła ją mocno.141SR - Nie kończ.Nie chcę tego słuchać.Może to ja byłam nie-ostrożna.Will uniósł brwi.- Zamyślona?- Zastanawiałam się, czy mam zrobić zakupy przed pracą,czy po pracy.Czy ktoś pomyślał, żeby zadzwonić do restau-racji i powiedzieć, że się spóznię?Will zaniósł się tubalnym śmiechem.- Kochanie, oni już o wszystkim wiedzą.Takie wiado-mości roznoszą się z szybkością nanosekundy.Teraz pewnierobią zakłady, kiedy policja ujmie zbrodniarza, który chciałcię zabić.Diana westchnęła.- Musiałam się zagapić.Możesz mi dać trochę wody?Wszystko mnie boli, ale pielęgniarka mówi, że nic mi nie jesti że dziecku nic się nie stało.Will uniósł delikatnie jej obandażowaną głowę i podał wo-dę.Wszystko mówiło mu, że powinien wziąć w tej chwiliDianę na ręce, tak jak leży, i zabrać ją gdzieś, gdzie byłabybezpieczna, gdzie nikt nigdy nie zrobiłby jej już krzywdy.Rozmawiał z lekarzem.Rozmawiał z policją.Samochód,który potrącił Dianę, został znaleziony osiem kilometrów zamiastem.Właściciel zgłosił jego kradzież kilka godzin wcze-śniej.- Chcą cię tu zatrzymać do jutra na obserwacji.- Mówiącto, był prawie pewien, że Diana zacznie protestować.Pod-niósł dwa palce.- Ile?- Siedemnaście.142SR - Dowcipnisia.Diana uśmiechnęła się i natychmiast skrzywiła.Nie wie-dział jeszcze, jak przyjmie kolejną wiadomość: że zamierzają zabrać jutro do domu i zatrzymać przy sobie przez jakieśnajbliższych sześćdziesiąt, siedemdziesiąt lat.Nie, jeszcze nie jutro, poprawił się w myślach.Najpierwmusi uporządkować sprawy w Wescott, dopiero wtedy będziemógł myśleć o sobie.Wtedy definitywnie wycofa się z inte-resów i dopiero wtedy zapyta Dianę, czy miałaby ochotę za-mieszkać na ranczu.Na razie wynajął pielęgniarkę, która miała zajmować sięDianą, dopóki ona całkiem nie wydobrzeje.- Prześpij się teraz, kochanie.Posiedzę jeszcze z tobą, po-czytam gazetę.Mam cię budzić co trzy minuty.- Trzy dni - szepnęła.- Wszystko jedno.Nie licz w każdym razie na spokojnysen.Już spała.Tak, jak przewidywał, kiedy następnego dnia rano zamiastskręcić do jej domu, pojechał dalej, natychmiast zaczęła pro-testować.- Wynająłem pielęgniarkę, która będzie opiekowała się to-bą tak długo, jak długo będziesz potrzebowała pomocy.Tosiostrzenica Emmy.Polubisz ją.- Niepotrzebna mi pomoc.Jestem obolała, potłuczona, alepotrafię się zająć sobą.Will mówił dalej, jakby nie słyszał Diany.143SR - Ma na imię Annie.Jeśli ci się nie spodoba, znajdę kogośinnego.- Powiedziałam ci, nie potrzebuję.- Ciii, pomyśl o dziecku.Wczoraj przeżyło niezgorszywstrząs, nie chcesz chyba, żeby osiągnęło krytyczny poziomstresu?- Słucham?Uśmiechnął się dumnie niczym kowboj, który złapał bykana lasso.- Czytałem trochę o ciąży.Chcesz mnie o coś zapytać?Diana ziewnęła.Lepsze to niż sprzeczka.Pierwsza runda wygrana, pomyślał Will z satysfakcją.Te-ksański Tygrys prowadzi.Mała panna Muffet spotkała god-nego przeciwnika.Kiedy przyjechali do domu, była zbyt zmęczona, żeby sta-wać do drugiej.Will zostawił Annie numer swojego telefonukomórkowego.- Zadzwoń do mnie, jak tylko się obudzi.- Zadzwonię.O nic się nie martw, Will.Jeśli jest w po-łowie tak miła, jak mówi ciocia Emma, to szczęśliwy z ciebieczłowiek.- Dziękuję, Annie.Ciocia Emma nic a nic nie przesadziła.Diana była jeszcze zbyt słaba, żeby się kłócić.Annie pra-wie się nie odzywała, Will wrócił do biura.Prawie cały dzieńprzedrzemała, budziła się tylko po to, żeby coś zjeść i korzy-stając z pomocy Annie, pójść do łazienki.Sennie rozmyślała o swoim dziecku.A jeśli okaże się po-144SR dobne do Sebastiana? Jak będzie wyglądało niemowlę o jegourodzie? Kasztanowe włosy, siwe oczy.Przypomniała sobie, jak się wystraszyła, kiedy pierwszyraz zobaczyła Doriana Brady i wzięła go omyłkowo za Se-bastiana.Działo się to w niedzielę rano, kiedy w biurze niebyło nikogo, poza kilkoma osobami porządkującymi papieryJacka.Sebastian gdzieś wtedy wyjechał, kiedy więc zobaczy-ła, że jakiś mężczyzna wychodzi z jego biura, zagadnęła od-ruchowo:- Sebastian? Pan Wescott?Mężczyzna odwrócił się i wtedy zorientowała się, że to nieSebastian.Przeprosiła i wróciła do archiwum.Długo za nią patrzył, widziała jego odbicie w szklanychdrzwiach na końcu korytarza.Może myślał, że próbuje z nimflirtować? Albo jest trochę stuknięta?Dorian też będzie bratem przyrodnim jej dziecka, pomy-ślała bez szczególnego entuzjazmu.Miała nadzieję, że urodzi dziewczynkę.Wszystko jedno dokogo podobną, byle mała była zdrowa.Malowanie paznokciu stóp potrafi zdziałać cuda, jeśli idzie o szacunek dla samejsiebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •