[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówiono, że wielu ocaliła życie, a niejeden raz, gdy siekierkę z obuszkiem, zktórą zawsze chadzał, już miał cisnąć na sługę, ona ją księciu z rąk wyrywała, awinowajcę za drzwi wypychała.I książę nigdy słowa nie rzekł, ani ją potrącił.Też same łaski, co ona, miała u niego mleczna siostra Semka, Ulina, która nadworze się wychowała, niemal jak dziecię książęce, a wolno jej było wszędzie.Stary pan po główce ją i głaskał, najmniejszej krzywdy wyrządzić jej nie dawał,obdarzał bogato i pieścił.Z Semkiem, dziećmi będąc pod dozorem Marychnybawili się razem, biegali, nawykli do siebie i na długo się nigdy nie rozstawali.Ulinka, gdy chłopak podrósł i do koni się rwać począł, gotowa też była z nim,ale przyszło się rozstać, bo Semkowe zabawy dziewczęciu nie godziły.Więcgdy po podwórcach oszczepy rzucał i z łuku strzelał, ona się przypatrywałaokrzykiwała.Tych to zabaw z małym księciem wiekuista pamiątka została */po śmierci pierwszej księżnej, po tragicznym zgonie drugiej- po śmierciEufemii, ks.opawskiej, Ziemowit III Ożenił się z Elżbietą (Ludmiłą) ks.ziembicką; niesłusznie oskarżona o stosunki miłosne z niejakim Dobkiem,została ona z rozkazu męża uduszona; Dobka zaś rozszarpano końmi ipowieszono na skroni Ulinki,- kochali się z sobą, ale Semko jak ojciec popędliwy był i łatwosię gniewał, Ulina też mu nie ustępowała.Tak razu jednego w dziecięcej kłótni, zamierzywszy się na nią mieczykiem,Semko ciął w głowę i myślano, że ją zabił.On sam był w strasznej rozpaczy.Szczęściem, choć dziecko długo leżało nieprzytomne, a krwi mu upłynęło wiele,rana się pózniej zagoiła.Blizna tylko po niej pozostała na wieki.Matkautrzymywała, że przez tę krew, której się dziecięciu tyle wylało, Ulinka nazawsze bladą i bez rumieńca pozostała.Siostra ta mleczna, prosta chłopka, pozostawszy przy dworze tak się ze swymbratem obchodziła, jakby on jej był rodzonym i śmiało, poufale, serdeczniekochali się z sobą jak rodzeństwo.Z początku, gdy dorastali, Błachowa zdawała się lękać bardzo, aby ta miłość,przy gorącej krwi piastowskiej, w inną się nie przemieniła.Zledziła więc córkę iksięcia, trwogę okazując niezmierną; nieustannie dziewczęciu dając naukigłośne i ciche; przekonała się pózniej, że Semko rozmiłować się w siostrzemlecznej nie myślał.Stara jednak nie spuszczała ich z oka.Byli z sobą jak dawniej, niby brat i siostrarodzeni.Błachowa nawet, gdy Semko się nudził samotnością, czas nie był nałowy, a gości brakło, pozwalała córce po całych dniach i wieczorach siadać zkądziołką w komnacie księcia, prawić mu bajki i śpiewać piosenki.Sama zwykle z pacierzami tuż w drugiej izbie, z dala nasłuchiwała.Semko z nikim nie rozgadywal się tak szczerze, szeroko, jak z tą siostrą.Rozumieli się dobrze.Zwykle ponury, milczący, a gwałtowny i surowy jakojciec, młody książę dla niej był łagodnym.Mówiła mu otwarcie, co chciała,łajała go czasem i wyśmiewała się z niego.- Choć się w nim krew burzyła, dosyćmu było spojrzeć na czerwoną bliznę, aby zaraz ostygnął.Dziewczyna miałaodwagę wielką, jakby wyzywała go, a życia sobie nie ważyła.Nieraz, gdy bylisami, Błachowa podsłuchiwała, kłócili się z sobą okrutnie, a Ulina nad nimzawsze brała górę.Gdy w najsroższy gniew popadł, biegła do niego, zawieszała mu się na szyi nie miał siły jej odepchnąć.Z Semkiem będąc tak poufale, z drugimi obchodziła się tak hardo, że do niejnikt przystąpić nie śmiał.Obyczaj ówczesny wiele dopuszczał dziewczęzbliżało się do lat dwudziestu, rozkwitłe było dawno, a że Błachową za bardzodostatnią uchodziła, posagu po córce spodziewano się dużego, roili się okołoniej nie tylko kmiecie, mieszczanie, ale i uboższa szlachta.Ulinka swatów żadnych wcale przyjmować nie chciała.Z dumą pozbywała siędziewosłębów, z przekąsem czasami.U matki jedynaczka, oko w głowie, miała nad nią większą moc, niż dzieckuprzystało.Więcej ona Błachową, niż ta nią rządziła. Cóż ty myślisz wiecznie rutkę siać? mówiła wzdychając stara. Albo to co mi z czepca ma przyjść? odpowiedziała Ulinka. Jam terazpani, a potem sługą zostanę i poddanką męża.Na gody czasu jeszcze dosyć. Jak się zestarzejesz, to cię nikt nie zechce! Bodaj to prawda była! śmiało się dziewczę. Nie strach mi.Gdy zechcę się powiesić sosna sięznajdzie, teraz wolną chcę być.Próbowali ją ludzie ujmować sobie podarunkami, pochlebstwy, obietnicami,kusiła matka szlachectwem i państwem ona słuchać ani myślała.A choć we dworze, tuż przy młodym książątku, ładne dziewczę się snuło, właskach było wielkich, podarkami obsypywane, ludzie nie śmieli na to słowapowiedzieć, choć może niejeden coś sobie pomyślał.Kanclerz i kapelan książęcy, inni też duchowni, choć możnym naówczas wieletolerowano, z początku koso na tę dziewczynę w komnatach książęcychspoglądali, syknął czasem który, skrzywił się, szepnął coś, ale nadaremnie, więczostawiono ich w pokoju.Semko ani chciał słuchać, aby Błachowa z Uliną na Kujawy do swoich wynosićsię miała.Gdy Błachową zakaszlała i weszła, pilno patrząc na księcia, podniósł się on igłowę ku niej zwrócił.Z twarzy mu patrzył frasunek.Stara stanęła ręką jedną za brodę się biorąc, za bok drugą. Sokole ty mój poczęła zwolna głosem stłumionym. Co tobie jest?Najechali obcy, najechali, pewnie licha z sobą w torbach przywiezli.Czego oniod ciebie chcą? Na co oni namawiają? Jeżeli groszy proszą, daj odczepnego,byle się na twój spokój nie porywali, a ciebie w jaką jamę nie wciągnęli.Zamilkła wyczekując odpowiedzi, Semko dumał trąc czoło. O! nikomu nie wierzyć, sokole mój, nikomu ciągnęła baba dalej.Każdy z nich za nadrą zdradę nosi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]