[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raz po raz zadawała sobie pytanie: Co ja zrobię? Co bym zrobiła na miejscuBenjamina? Zrozumiała teraz, że Aurora może mieć rację.On naprawdę mógł ją kochać, głęboko iszczerze.Informacje zawarte w liście Remmermanna, jednoznaczne rady, które dawał,usprawiedliwiałyby taki wybór, jakiego dokonał Benjamin.Nawet bez tych kryjących się między wierszami grózb o tym, że prawo będzie starałosię zapobiec, by także choroba nie rozprzestrzeniała się poprzez małżeństwo.Rzadko rozmawiali o swych dolegliwościach, ale w głębi ducha Reina zawszewiedziała, jakie czeka ją ryzyko.Teraz, gdy mały Vetle zmarł, stało się ono po stokroćbardziej rzeczywiste.Ona także była skazana na to, że urodzi synów, którzy mogą wcześnie umrzeć.Ale teraz obraz rozwinął się jeszcze bardziej.Ukazał się jej w całej swej potworności. Nie wszystkie kobiety są nosicielkami tej choroby, świadczą o tym nasze badania, alenic nie wiemy na pewno.Może to złe dziedzictwo pozostaje tylko w uśpieniu, może pobudzisię do życia za dwa lub za kilka pokoleń.Jako profesor i przyjaciel muszę udzielić Ci jasnej iwyraznej rady: wytłumacz swoim dzieciom powagę sytuacji i próbuj przekonać je, że to onemuszą udzwignąć tę odpowiedzialność.Słowa Remmermanna nie pozostawiały wątpliwości.Reina nie miała siły, żeby dłużejsię nad nimi zastanawiać, ale już utkwiły na dobre w jej głowie, i to w takim miejscu, wktórym nie mogła nimi kierować swą własną wolą.Wcale nie jej własna sytuacja martwiła ją najbardziej, chociaż Aurora wreszcie sięuspokoiła, dziękując za to, że nie gniewają się już więcej na Benjamina.Johanna była bardzo blada.Nie pozwoliła Ingalill uczestniczyć w tej rozmowie,wysłała ją, by pomogła najstarszej służącej nazbierać świeżej trawy dla świń.- Jest jeszcze coś, o czym muszę ci powiedzieć - oznajmiła teraz Johanna.- Lepiejchyba rozprawić się ze wszystkimi problemami naraz.Może dzięki temu każdy z nich będziesię wydawał mniej straszny.Ruszyła przodem przed córką do swego prywatnego pokoju.Gestem skierowałaspojrzenie Reiny na wyściełany fotel w kącie.Spało na nim maleńkie niemowlę.Reina wpatrzyła się w matkę, czekała na wyjaśnienie.- Spróbujemy zająć się tym maleństwem przez kilka dni.Jego matka nie jest zdrowa.Dzisiaj ty się nim zajmiesz, a ja poproszę chłopca sąsiadów, żeby pobiegł po Hildę z Rime.Ona miesiąc temu urodziła dziecko i miała dużo mleka, a poza tym potrafi w razie kłopotówtrzymać język za zębami.Sowicie jej wynagrodzę, jeśli znajdzie czas i okazję przysłać namraz dziennie trochę pożywienia dla małego.Reina zrozumiała. Pod tym dachem już wcześniej się zdarzało, że mleko obcych kobiet ratowałonoworodki.Z reguły jednak dawała je kobieta z rodziny albo przynajmniej sąsiadka, którąmożna było powiadomić.- Kto.?Johanna pokręciła głową.- Nie pytaj, Reino, tak będzie lepiej.Reina zadrżała.Wiedziała, co to może oznaczać.W ręce matki jako akuszerki niekiedy trafiały naprawdę niebezpieczne sprawy.Dla tegomalca planowano raczej nie kołyskę, a potajemny grób, jeszcze zanim jego życie na dobre sięzaczęło.A wiedza, kim jest jego matka, mogła być wiedzą, która przyniesie następstwakażdemu, kto ją posiądzie.Johanna postanowiła wziąć na siebie całe ryzyko, Reina zdawałasobie sprawę, że matka może zapłacić za nie znacznie drożej niż tylko utratą swego dyplomuakuszerki, ale to mogło się stać jedynie wtedy, gdyby o całej tej sprawie dowiedziały sięwładze.A przecież nie było żadnego powodu, by miało się tak stać.Dziecko udręczonezaczęło cicho popłakiwać.- On musi dostać jakieś pożywienie, daj mu wody.Dołóż trochę miodu, ale zaledwieodrobinę, tak na czubku noża.I spróbuj nakłonić go do ssania szmatki, musi się tego nauczyć.Reina skinęła głową.Podniosła dziecko, chłopczyk wydawał się bardzo kruchy, jakbynic nie ważył.Johanna odwróciła się w drzwiach.- Postaraj się nie mówić o niczym Ingalill, jeśli zdołasz tylko tego uniknąć.Służącejteż lepiej o dziecku nie wspominaj, ani nikomu innemu.Trzymaj je w swojej alkowie, chodzizaledwie o kilka dni.Reina z namysłem pokiwała głową.- Zapowiedz więc im wszystkim, że się przeziębiłam, to będę wtedy mogła zagłuszyćgo kaszlem, gdyby płakał w nocy.Johanna uśmiechnęła się leciutko.- Bardzo mądrze - pochwaliła córkę.- Ufam ci.Reina szepnęła za nią półgłosem:- Mamo, czy on ma jakieś imię? Johanna zawahała się i zaraz odszepnęła:- Johannes.Reina uśmiechnęła się do małej zagniewanej twarzyczki.Jeśli zaraz nieprzygotuje szmatki do ssania, chłopczyk na pewno znów zaniesie się krzykiem.- Mały Johannes - powiedziała wzruszona.- Maleńki biedaku, już my się tobą dobrzezajmiemy!Ingalill odesłano do pokoju, żeby się przebrała.Niedzielna sukienka nie pasowała doszorowania ługiem i pielenia.Potem wysłano ją do ogrodu, do Aurory, która już przystąpiła do wielkiego zadania: oczyszczania rabat z chwastów i przerywania roślinek, rosnących bezżadnej kontroli od czasu wyjazdu Benjamina.Ingalill lubiła Aurorę.Ta dziewczyna niewiele się odzywała, ale miała takie dobreoczy.Cierpliwie też wysłuchiwała skarg i narzekań córki Heleny.Wkrótce opowiedziała jej całą gorzką historię.Ingalill z początku powstrzymywała sięprzed najbardziej wstrząsającymi wyznaniami, bo młoda dziewczyna wyglądała na niezwyklewrażliwą i niewinną.Nie mrugnęła jednak nawet okiem, słysząc z ust Ingalill brutalny opisgwałtu.Kiwała tylko głową ze współczuciem w oczach.Nie przerywała przy tym pielenia.Słońce prażyło je w plecy i gdy tylko rozległ się dzwon wzywający na posiłek, Ingalillotrzepała kolana z westchnieniem ulgi.- Dzięki Bogu! Pójdziemy potem wykąpać się w głębinie, prawda? Możemy chybasobie na to pozwolić po takiej ciężkiej i okropnej pracy?Aurora nie odpowiedziała.Uniosła tylko lekko górną wargę.Na inny uśmiech niepotrafiła się zdobyć.I znów ruszono do tańca.Tym razem przy wtórze gry muzykanta w łagodnympowietrzu letniej nocy.Koło Dosen zgromadzili się zarówno mieszkańcy wsi, jak i obcy.Przybrzegu kotwiczyły łodzie, a wielkie ognisko ściągało do Lyster ludzi z licznych miejscowości.Wieść o zabawie rozniosła się szeroko, przekazywano sobie również, że nowy handlarzpoważnie potraktował konkurencję i zapraszał teraz na posmakowanie swoich towarów, atakże wódki, na której sprzedaż wreszcie otrzymał koncesję.Podawał nie więcej, niż wystarczyło, by zwilżyć język, lecz to i tak rozbudzało ochotęi nakłaniało szylingi do wędrówki z ręki do ręki.Przenikliwy dzwięk skrzypiec niósł się daleko.Wiatr od morza porywał iskry wysokow górę i rysował jaśniejącą kolumnę ognia ponad głowami tańczących.Na trawie ustawiono krzesła i ławy, w dole zaś rzeka pluskała wesoło, zapraszającspoconych tancerzy, by ugasili pragnienie zaczerpniętą z niej wodą.Reina żałowała, że mimo wszystko zmusiła Aurorę, by się z nimi wybrała.Widziała,jak bardzo dziewczyna się wstydzi, gdy nader rozweselony Nils Flenwig nie odstępował jej,bezustannie prawiąc komplementy i nakłaniając do tańca.- Zostaw ją w spokoju! - burknęła wreszcie gniewnie Reina.- Ona nie jest dla ciebie!Mężczyzna, chwiejąc się na nogach, wypił łyk z dzbanka, który trzymał w ręku, potemzmrużył oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •