[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy.odejdę, mama będzie bardzo niespokojna,bardzo smutna.Razem ze mną odejdzie od niej najstarsze jej dziecko, już zupełnie doj-rzałe, które już przyjacielem jej być mogło, pomocnikiem, a w potrzebie opiekować się niąi ją bronić.po mnie ty przy niej zostaniesz.najstarsza.Moja Inko, przejmij się ty tąmyślą, że pociechą, pomocą, a w razie.nieszczęścia jakiego.wsparciem i opieką jej byćpowinnaś.Tu Inka mowę mu przerwała.- O, Julku! ja kochać umiem, ja kochać pragnę, ja poświęcenie uwielbiam i u nóg ma-my leżeć będę.- Znowu deklamujesz! Któż tu o poświęceniu i o leżeniu u nóg mówi.To twój obowią-zek, Inko.Bo pomyśl tylko, czym mama dla nas była.jak kochała nas, jak za nami prze-padała.Gdyby nie jej praca, zabiegi, starania, bylibyśmy w nędzy i w ciemnocie pogrąże-ni.Ona to wyżywiła nas i wykształciła.Teraz, Inko, w tym ciężkim dla niej przejściu tyjej choć w części wypłać się z długu wdzięczności.Nie o leżenie u nóg jej idzie, ale niemartw jej niczym, pomagaj jej, młodszymi dziećmi zajmij się.strzeż, aby jej nie martwi-ły.Szczególniej Janka i Olka.miej na oku.W sieni za otwartymi drzwiami ozwało się wołanie pani Teresy:- Dzieci! dzieci! Na obiad chodzcie!Ale teraz Inka, przerywając mowę brata, z twarzą smutnie spuszczoną, mówiła:- Mój Julku! ty nie rozumiesz mię, ty mię nigdy zrozumieć nie chciałeś.Ja przecieżniczym mamy nie martwię.ja kiedy jestem w domu, to wszystko, co trzeba, robię, choć tewieczne zachody i kłopoty, całe to życie w Leszczynce.Czyż ty, Julku, nie rozumiesz te-go? Moje myśli, moje marzenia.Czyż ty tego nie rozumiesz? Mnie trzeba innego życia.- Ależ rozumiem, rozumiem - przerwał Julek i wstając z ławki mówił jeszcze:- Po deklamacji nastąpiła deklinacja zaimka osobowego: ja, mnie, dla mnie.Ej! niewy-soko, Inko, i niedaleko lecą myśli i marzenia twoje.Nic tu mówienie twoje nie pomoże, boserduszko twoje uszek nie ma! Chodzmy lepiej na obiad!Wkrótce po obiedzie Julek braci młodszych zawołał, aby z nim na przechadzkę w poleposzli.Chłopcom, gdy usłyszeli to wołanie, aż oczy zabłyszczały i Olek nagle jak piwoniazaczerwieniony do Janka szepnął:- Może nam co ważnego powie, może na koniec przekonał się, że my nie.bębny iprzynajmniej wiedzieć o wszystkim powinniśmy.A Janek z przybladłą nieco twarzą wy-prostował się i odpowiedział:- Może powie, abym z nim szedł.Olek zatrząsł się cały.- A ja? a ja? a ja?87Starszy z uczuciem wyższości zrazu na młodszego spojrzał, ale potem coś tkliwego za-świeciło mu w oczach i ruchem opiekuńczym, niemal ojcowskim dłoń swą szczupłą i ner-wową na głowie Olka położył.- Bądz spokojny, Olek, ja cię nie opuszczę.ja jemu powiem, że albo my obaj z nim,albo.bez niego!Olek uczynił z ramion dwa łuki nad głową rozwarte i wysoko nad ziemię dwa razy pod-skoczył.Zza węgła domu Julek zawołał:- Czemuż nie idziecie, chłopcy? Chodzcie prędzej! Poszli drogą polną ku wiosce sza-rzejącej w oddali, za wioskę daleko.Po dwóch albo i trzech godzinach chłopcy z długiejprzechadzki powracali, ale bez starszego brata.Niedaleko już dworku spotkali się z Tele-żukiem i Julek zawróciwszy się z nim ku lasowi poszedł, braciom mówiąc, aby bez niegoszli do domu.Zamyśleni byli obaj i wydawali się bardzo czymś zmartwionymi.Po odejściu Julka niczrazu do siebie nie mówili, tylko Janek zniecierpliwionym ruchem nogi co moment kamy-ki z drogi zrzucał, a Olek z policzkami, jak do rozdmuchiwania samowara wydętymi, napodobieństwo miecha głośno sapał, czasem wzdychał.Po chwili starszy ze zniecierpliwie-niem w głosie sarknął:- Czego tak sapiesz i wzdychasz.aż miech kowalski w oczach staje! Nic tu wzdycha-nie nie pomoże.zastanowić się trzeba, pomyśleć.- Aha! - jęknął młodszy, a starszy z zamyśleniem mówił dalej:- Bo nie można powiedzieć, aby Julek zupełnie słuszności nie miał.Mama jest bardzozacną kobietą i ciężko na nas pracowała i pracuje.Dla takich matek jak ona dzieci mająobowiązki, to prawda, temu zupełnie zaprzeczyć nie można.co?W odpowiedzi Olek zaszeptał:- Ja mamę bardzo kocham.A Janek z powagą wielką zaczął znowu:- Przypuśćmy, że o kochanie tu nie idzie.i ja do mamy przywiązany jestem.bardzo.ale tu dwie miłości ze sobą walczą.rozumiesz? Przecie i Julek mamę kocha, a jednak.widać w nim inna miłość tę zwyciężyła, a w takim razie dlaczegóżby i w nas zwyciężyćnie miała.Ale tu, widzisz, idea obowiązku zachodzi.zrozumiej to.i-de-a, rzecz naj-ważniejsza w świecie.Julek przemawiał do mnie w imię i-de-i, obowiązku, tego obowiąz-ku, który nam rozkazuje.- Ehe! - triumfująco jakoś zawołał Olek - a dla ojczyzny to obowiązku nie ma? a? Je-żeli tu miłość i tam miłość, to i z obowiązkiem tak samo.tu obowiązek i tam obowiązek.A z czegośmy powstali - prawił dalej, krępą postać swą prostując i pyzatą, rozrumienionątwarz wysoko podnosząc - jeżeli nie z tej ziemi? Co nas ogrzewało, jeżeli nie to słońce?Skąd wszystkie uczucia i myśli nasze, jeżeli nie od tych przodków, którzy.no, ty samwiesz, co to ojczyzna! Wszystko, co było i co jest.z czego nasze ciało i nasza dusza.tysam wiesz.A my niby to obowiązków dla niej nie mamy! Zmiech powiedzieć! Jeżeli po-między dwiema miłościami okropny los nas postawił, to tak samo i między dwoma obo-wiązkami.A? czy nie tak?- Tak - po chwili zastanowienia zgodził się Janek - i ty to bardzo dobrze wy rozumo-wałeś.Nawet nie spodziewałem się.Ale tym gorzej dla nas.Jesteśmy postawieni w po-łożeniu - tragicznym!Na bladej, nerwowej twarzy jego i w piwnych oczach rozlał się wyraz cierpienia.Olek,tak wymowny przed chwilą, zamilkł i smutnie zwiesił głowę.Z chmury nabrzmiałej bły-skawicami i gromami, która nad krajem całym stała, oderwał się ciemny obłok, spłynął na88te głowy dziecinne, wkradł się pod ich czaszki wichrem szumiącym, ogniem błyskawico-wym.Przed samą już bramą dworku Olek podniósł głowę i rzekł:- Brutus dwóch rodzonych synów zabił.Janek pomyślał chwilę.- To prawda; ale synowie Brutusa zdrajcami ojczyzny byli, a mama.Olek dokończyć mu nie dał.- I Timeleon zabił rodzonego brata.- Brat Timeleona tyranem był, a mama.Spróbujże zabić mamę! czy mógłbyś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]