[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy usłyszałtrzaśniecie gałęzi za plecami, omal nie dostał zawału, ale to byli Dama iDelir, starannie przeczesujący las.376Początkowo nie wspomniał o tamtym kawałku materiału, bo był zbytdaleko, by rozpoznać w nim koszulę, có\ dopiero koszulę Marka.Powie-dział jedynie, \e tamci się rozdzielili.Trudno było mu wyjaśnić, skąd mapewność, i\ byli rozgoryczeni i rozgniewani.Una słuchała, licząc w myślach umykające sekundy; płuca i gardło jąpaliły, ale powoli zaczął wracać jej oddech.- A mo\e się tylko rozdzielili, \eby go otoczyć - odezwała się.Kujej zaskoczeniu zabrzmiało to nieprawdopodobnie.- To urządzenie namierzające, takie jak miał Tasjusz.- To wina Pyrry, i trochę te\ Iris - dodał Tobiasz cicho, stając zaplecami Lal, która wyszeptała ponownie:- To przeze mnie.- Pyrra! - Delir próbował się z tym choć trochę pogodzić, lecz czułsię zdradzony.- Czyli Marek znalazł urządzenie - rzekł Sulien z przekonaniem.I tak jak wtedy, gdy Lal po raz pierwszy opowiedziała, co się stało,wszystkim zabrakło słów.Nie mamy pewności, pomyślała Una.Jeśli to prawda, to i tak grozimu niebezpieczeństwo.W Rzymie będzie jeszcze gorzej.Zdała sobiesprawę, \e musi działać.Podniosła wzrok.- Znowu potrzebny nam samochód.Spotkamy się z nim w Pantico-sie.Choć tak zdecydowana i surowa, Delirowi wydała się bardzo młoda, iniemal instynktownie ją napomniał:- Mo\e nie być a\ tak łatwo.Nie wiesz, jak go odnalezć.- Jeśli go tam nie będzie, pojedziemy do Rzymu - rzucił zdecydo-wanie Sulien.Zanim Delir zdołał się znowu odezwać, Dama przemówił cicho:- Umiem prowadzić.- Tak? - spytał Delir z powątpiewaniem.- Tak daleko?- Mogę - uparł się Dama, trochę rozzłoszczony.Zwrócił się do Uny:- I znam Rzym.Przydam się wam, jak się tam znajdziecie.Lal na tyle doszła do siebie, \e pomyślała przebiegle: och, na pewno oto chodzi?377- Znasz Rzym? - zdziwiła się Una.- Tam się urodziłem i wychowałem - rzucił niecierpliwie.I dodał doDelira: - Mo\e mamy powiedzieć, \e to jego sprawa? Czemu nie? Niechon dba o swoje, a my o swoje, nie będziemy czekać tu na niego ani in-nych do niego podobnych.Mnie to pasuje.Mo\e jednak chcesz, \ebyktoś teraz za nim pojechał? Bo jeśli tak, to powinieneś powiedzieć.Pytał z natarczywością jednocześnie pełną szacunku i nieznaczniewrogą, przygotowany na ka\dą odpowiedz Delira.- Tak - rzekł Delir, jakby przyznawał się do błędu.- Zatem to zrobię - powiedział Dama.Delir mrugał oczami, jakby za chwilę miał zasnąć.- Będziecie potrzebowali pieniędzy.- Spojrzał karcąco na Lal.Gdy Una zbierała swoje rzeczy, dokumenty, lampy elektryczne, za-uwa\yła, \e Lal tak\e się w milczeniu pakuje; brała wszystkie te jaskrawesukienki, które w Rzymie wreszcie przestałyby się rzucać w oczy.Nie wiedziała, co powiedzieć.Stała i patrzyła przez chwilę, ale Lal sięnie odzywała.Una zastanowiła się i pomyślała: nie, nie powinna jechać,ale czuła, \e nie ma prawa jej zatrzymywać.- Musisz się chocia\ po\egnać - powiedziała w końcu.- Oczywiście - rzuciła Lal z rozdra\nieniem.Dama i Sulien czekali na zewnątrz.Lal spokojnie podeszła do Suliena.- Muszę jechać z tobą.- Sulien ucieszył się i zmartwił zarazem, alezanim odpowiedział, zjawili się Delir i Ziye z kopertami pełnymi pienię-dzy, a Delir z przera\eniem ujrzał Lal z torbą na ramieniu.- Zupełnie oszalałaś? - spytał, a niepokój dodał mu trochę energii.- Nie - odparła Lal.- Zachowujesz się ostatnio dziecinnie.te głupie tajemnice.a terazchcesz uciec z domu?W chwili gdy te słowa wyszły z jego ust, miał ochotę siebie spolicz-kować.Wszyscy tu obecni opuścili jakiś dom.- Nie uciekam - oznajmiła Lal spokojnie.- Wrócę, kiedy się do-wiem, co z Markiem.378- Mo\e nie być tak, jak sądzisz - zaczął Delir i dodał jękliwie: - Niemo\esz.Ja nie.- Jak miał jednak powiedzieć, kiedy Una, Sulien i Da-ma stali tak blisko: Nie mo\esz zrobić czegoś tak niebezpiecznego albo Nigdzie cię nie puszczę z tym chłopcem , skoro tak naprawdę nie miałnic przeciwko Sulienowi.Czasami myślał za\enowany o tym, co mupowie dział.- Nic takiego nie zrobisz!Lal patrzyła na niego cierpliwie.Na coś takiego nie było rozsądnejodpowiedzi.- Nie masz zielonego pojęcia, o czym mówisz! Ale ja mam, wydajeci się, \e to będzie wycieczka do Rzymu!- Skoro tak uwa\asz.- zaczęła wściekła Lal, ale z wyraznym wy-siłkiem zapanowała nad sobą i trwała w milczeniu.- Tak, tak uwa\am! - krzyknął Delir.Zdawał sobie sprawę, \e pieklisię bezsensownie, ale nie potrafił się pohamować.- Więc daj ju\ spokój izacznij się zachowywać rozsądnie.- Jeśli mnie nie zamkniesz na klucz, to mnie nie powstrzymasz -powiedziała Lal z przekorą, którą pewnie w nieuchronny sposób okazująrodzicom miliony dzieci.Spojrzała twardo na swojego malutkiego ojca,mniej więcej jej wzrostu, i dodała bez złośliwości: - Nawet to nie będziełatwe.- Och, Lal, co ty wygadujesz!- Samą prawdę - odezwała się Ziye spokojnie.Delir i Lal spojrzeli na nią z zaskoczeniem, a po chwili Lal przeszłaobok ojca i niepewnie dotknęła jego ramienia:- Do widzenia - powiedziała.Delir stał bez ruchu; dopiero kiedy była w połowie drogi, ruszył zanią.- Lal.Dobrze.Jedz, jeśli chcesz, ale wolałbym, \ebyś zmieniła zda-nie.Proszę, nie jedz.Lal podskoczyła z niecierpliwości.- Och! Przepraszam, ale.no, nie zaczynajmy znowu.- Słuchaj.Dobrze.Wiem, \e nie jesteś głupia i zdajesz sobie sprawęz niebezpieczeństwa.Wiem, \e twoim zdaniem tak trzeba, ale proszę,zmień decyzję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]