[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Całkiem sporo.Wiem, \e Carlyle lubił kobiety i zwykle romansował z dwoma,trzema równocześnie.Mam przeczucie, \e jego sekretarka z Bostonu mo\e okazać sięwa\nym337elementem układanki.Zamierzam jak najszybciej ją znalezć.Chciałem zapytać, czymam ci przywiezć prezent z Bostonu?- Oczywiście!- To dobrze, bo mam coś na oku.Co tam w Woodsboro?- Zespół przez wiele godzin uprzątał teren.Są zniechęceni i poruszeni tym, co sięstało.Chyba trochę niepokoją się, czy fundusze, które mieli otrzymać, nie zostanąobcięte, przynajmniej na razie.Policja nie informuje o \adnych nowych tropach.- Uwa\aj na siebie i Ty-Rexa.- Mo\esz być spokojny.Wracaj szybko do domu.I te\ uwa\aj na siebie.- Mo\esz być spokojna.O trzeciej nad ranem zadzwonił telefon przy łó\ku.Doug chwycił słuchawkę, czując,jak serce skoczyło mu do gardła.- Halo.- Masz du\o do stracenia i nic do zyskania.Wracaj do domu, dopóki go jeszcze masz.- Kto mówi? - zapytał Doug, chocia\ wiedział, \e nie ma to sensu.Połączenie przerwano.W słuchawce odezwał się rytmiczny sygnał.Doug poło\ył się,nie zapalając światła.Ktoś wiedział o jego przyjezdzie do Bostonu i nie kryłniezadowolenia, a tak\e strachu.Znaczyło to, \e w Bostonie jest coś, co Doug mo\e znalezć.Coś lub ktoś.Problem nie le\ał w długich godzinach pracy, ani w tym, \e stawiała wyzwaniafizyczne i umysłowe.Callie pracowała ju\ i po szesnaście godzin na dobę, i wznacznie gorszych warunkach.W Marylandzie lato powoli i leniwie przechodziło w jesień, obdarzając ludzi ciepłymidniami i chłodnymi nocami.Liście drzew nadal zachwycały bujną zielenią, zwyjątkiem tych na topolach, które miejscami \ółkły, a niebo wcią\ było bezchmurne iintensywnie błękitne.Gdyby nie okoliczności, warunki pracy byłyby idealne.Callie chętnie zamieniłaby te balsamiczne wrześniowe dni na piekielny upał lubulewne deszcze, na chmury wygłodniałych insektów i ryzyko słonecznego udaru.Poniewa\ często myślała o takiej zamianie, doskonale wiedziała, \e codzienniewieczorem wraca z pracy kompletnie wyczerpana nie z powodu nawału pracy, leczniemo\ności skoncentrowania się i rozchwianej równowagi.Wystarczyło tylko, \eby spojrzała na poczerniałą ziemię w miejscu, gdzie stałaprzyczepa Diggera, aby natychmiast wracała myślami do tamtej nocy.Zdawała sobie sprawę, \e taka reakcja jest dokładnie tym, na czym zale\ało jejprześladowcom, sęk w tym, \e ciągle nie wiedziała, kim oni są.Uwa\ała, \e gdybywróg miał twarz, mogłaby stanąć z nim do walki i na pewno by się przed tym niecofnęła.338Niestety, nie miała z kim walczyć i nie potrafiła skierować gniewu w konkretnymkierunku.Jej wyczerpanie i wewnętrzne znu\enie spowodowane było poczuciem bezradności ibezu\yteczności.Ile razy miała przeglądać dane, które zgromadziła razem z Jakiem? Jak często mogłarozwa\ać ewentualne powiązania, odgrzebywać warstwy ludzi, lat i wydarzeń?Dobrze chocia\, \e Doug robił coś konkretnego, rozmawiając z ludzmi w Bostonie.Callie \ałowała, \e nie jest na jego miejscu, wiedziała jednak, \e gdyby sobiepofolgowała, zawiodłaby zespół w chwili, gdy najbardziej jej potrzebował.Musiała być na miejscu, musiała pracować, jak zwykle, dzień po dniu.Fasadanormalności była niezbędna, gdyby jej zabrakło, projekt rozsypałby się w proch,podobnie jak jej morale.Zdawała sobie sprawę, \e oczy wszystkich współpracowników zwrócone są na nią.Była te\ świadoma, \e większość z nich rozmawia między sobą o jej \yciu osobistym.Dostrzegała ukradkiem rzucane spojrzenia, docierały do niej strzępki rozmów, któreszybko cichły, gdy wchodziła do pokoju.Nie mogła mieć do nich o to \alu.Wszyscy chętnie słuchają plotek, nawet je\eliotwarcie się do tego nie przyznają, a w miasteczku a\ huczało od pogłosek, \e doktorCallie Dunbrook jest dawno zaginioną Jessicą Cullen.Callie nie chciała udzielać wywiadów ani odpowiadać na pytania.Była zdania, \eobna\anie się przed mediami i ciekawskimi nie ma nic wspólnego z poszukiwaniemprawdy, lecz złaknieni sensacji nie dawali jej spokoju.Nie ulegało wątpliwości, \ewiele osób zagląda na wykopalisko nie tyle po to, \eby przyjrzeć się postępom prac,ile by przyjrzeć się jej, Callie Dunbrook.Nigdy nie unikała blasku reflektorów, lecznie podobało jej się, \e nie interesowała ich jej praca, ale ona.Była teraz wiecznie poirytowana, nerwowa i roztargniona.Wszystko to razem zło\yłosię na pełną paniki reakcję, gdy drzwi łazienki otworzyły się w chwili, kiedy akuratoddawała się ponurym rozmyślaniom pod prysznicem.Błyskawicznie zerwała ręcznik z wieszaka i osłoniła się nim jak tarczą, słysząc wgłowie pierwsze nuty głównego motywu z filmu Psychoza, Zacisnęła palce nazasłonie, gotowa zerwać ją jednym szarpnięciem.- Spokojnie, to tylko ja, Rosie.- A niech cię.- Callie wetknęła prysznic w uchwyt.- Jestem goła jak mnie Pan Bógstworzył!- Mam nadzieję.Byłabym mocno zaniepokojona, gdybyś zaczęła się kąpać w ubraniu.Przyszłam tu, bo łazienka jest jedynym miejscem, gdzie mo\emy spokojnieporozmawiać.339Callie odsunęła zasłonę o parę centymetrów i zerknęła na Rosie, która właśnieopuściła klapę sedesu i usiadła na niej.- Skoro jestem w łazience, to chyba dlatego, \e mam ochotę pobyć trochę wsamotności, prawda?- No, właśnie. Rosie skrzy\owała nogi. O to mi chodzi, kole\anko.Najwy\szyczas, \ebyś wydobyła się z tego nastroju.- Z jakiego nastroju? - Callie zasunęła zasłonę i wsadziła głowę pod prysznic.- Moimzdaniem, nale\y bardziej szanować potrzebę prywatności, jaką niektórzy mogąodczuwać.Ludzie wła\ą tu do łazienki, kiedy inni są nadzy i mokrzy.- Masz pod oczami takie wory, \e zmieściłyby się w nich zakupy na cały tydzień -powiedziała Rosie, na której słowa Callie nie zrobiły najmniejszego wra\enia.-Schudłaś i masz tak wredny humor, \e trudno z tobą wytrzymać, nawet jeśli wezmiesię pod uwagę, \e nigdy nie byłaś słodką, łagodną panienką.Nie mo\esz warczeć nadziennikarza i grozić, \e odetniesz mu język szpadlem, bo to zła reklama dla naszegoprojektu.Wydawało się, \e rozumiesz takie drobiazgi.- Byłam zajęta pracą.Powiedziałam temu durniowi, \e nie będę rozmawiać o moichsprawach osobistych, ale zaproponowałam, \e oprowadzę go po terenie i opowiem,czym się zajmujemy.Oczywiście to mu nie wystarczyło, ani mu się śniło, \eby dać mispokój.- Skarbie, wiem, \e prze\ywasz bardzo trudny okres.Musisz na pewien czasprzerzucić obowiązek kontaktowania się ze środkami masowego przekazu na mnie,Lea, Jake'a czy nawet Diggera.- Nie potrzebuję \adnej cholernej tarczy!- Potrzebujesz.Od teraz ja przejmuję kontakty z dziennikarzami.Je\eli spróbujesz sięze mną wykłócać, to trudno, pokłócimy się po raz pierwszy od początku naszejznajomości.Znamy się ju\ sześć lat i bardzo nie chciałabym zepsuć tego, co nasłączy, ale je\eli mnie zmusisz, wyjdę na ring
[ Pobierz całość w formacie PDF ]