[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PanAndrzej postanowił sobie być obojętnym, jakoby siedziała koło niegoobca osoba.Wkrótce jednak zrozumiał, że ani on nie potrafi być takobojętnym, ani ta sąsiadka nie jest tak obcą, aby mogli zacząć z sobązwyczajną rozmowę.Owszem, oboje to zmiarkowali, że w tym tłumieosób i najrozmaitszych uczuć, spraw, namiętności on myśli tylko oniej, ona o nim, i właśnie dlatego tak im trudno.Bo oboje nie chcieli inie mogli wypowiedzieć szczerze, jasno i otwarcie wszystkiego, co imleżało na sercu.Mieli za sobą przeszłość, ale nie mieli przyszłości.Dawne uczucia, ufność, znajomość nawet, wszystko było potargane.Nie było nic pomiędzy nimi wspólnego oprócz uczucia zawodu i żalu.Gdyby i to ostatnie ogniwo pękło, byliby właśnie swobodniejsi; leczNASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG291czas tylko mógł przynieść zapomnienie, obecnie było na to za wcze-śnie.Kmicicowi tak było zle, że prawie mękę cierpiał, a jednak za nic wświecie nie byłby odstąpił tego miejsca, które mu marszałek wyznaczy-ł.Uchem łowił szelest jej sukni, baczył, udając, że nie baczy, na każdyjej ruch; odczuwał ciepło bijące od niej i wszystko to razem sprawiałomu jakąś bolesną rozkosz.Po chwili poznał, że i ona równie jest czujna, choć niby na niegonie zważa.Porwała go nieprzezwyciężona chęć spojrzenia na nią, więczaczął strzyc ukośnie oczyma, póki nie ujrzał jasnego czoła, oczu na-krytych ciemnymi rzęsami i białej, nie pomalowanej barwiczką jak uinnych pań twarzy.Było zawsze w tej twarzy coś tak dla niego pociągającego, że ażserce w biednym kawalerze zadrgało z żalu i bólu. %7łeby zaś taka za-wziętość w tak anielskiej urodzie mieścić się mogła!  pomyślał sobie.Lecz uraza była zbyt głęboka, więc wkrótce dodał w duszy:  Nic mi potobie, niech cię inny bierze!I nagle poczuł, że gdyby ów jakiś  inny spróbował tylko skorzy-stać z jego pozwolenia, to by go na sieczkę posiekał.Na samą myśl otym chwycił go gniew straszny.Uspokoił się dopiero, gdy sobie przy-pomniał, że to przecie on sam, nie kto inny przy niej siedzi,.i że nikt,przynajmniej w tej chwili, o nią nie zabiega. Tedy jeszcze raz na nią spojrzę, a potem się w drugą stronę zwró-cę  pomyślał.I znów począł strzyc ku niej z ukosa, ale właśnie w tej chwili onauczyniła toż samo, i oboje spuścili co prędzej oczy, upokorzeni ogrom-nie, jakoby na grzechu złapani.Panna Aleksandra toczyła również walkę z sobą.Ze wszystkiego,co zaszło, z postępowania Kmicica w Billewiczach, ze słów Zagłoby iSkrzetuskiego, poznała, że Kmicic błądził, ale nie był tyle winny, niezasługiwał na taką pogardę, na takie bezwzględne potępienie, jak po-przednio sądziła.Przecie on to tamtych zacnych ludzi od śmierci uwol-nił, przecie tyle w nim było jakiejś wspaniałej dumy, że wpadłszy w ichręce, mając przy sobie list, który mógł go uniewinnić, a przynajmniejod śmierci uchronić, nie pokazał jednak tego listu, nie rzekł ani słowa iposzedł na śmierć z podniesioną głową.Oleńka, chowana przez starego żołnierza stawiającego pogardęśmierci na czele wszystkich innych cnót, wielbiła męstwo z całego ser-ca, więc nie mogła się oprzeć mimowolnemu podziwowi dla tej rogatej,NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG292rycerskiej fantazji, którą można było chyba razem z duszą z ciała wy-pędzić.Zrozumiała i to, że jeśli Kmicic Radziwiłłowi służył, to z zupełnądobrą wiarą  jakąż więc krzywdą było dlań posądzenie o rozmyślnązdradę! A jednak ona pierwsza wyrządziła mu tę krzywdę, nie oszczę-dziła mu ani obelgi, ani wzgardy  nie chciała mu przebaczyć nawetwobec śmierci! Nagródz krzywdę  mówiło jej serce  wszystko się między wamiskończyło, aleś mu to powinna wyznać, żeś go niesprawiedliwie sądzi-ła.Dłużnaś w tym jeszcze i sobie.Lecz było w tej pannie także dumy niemało, a może nawet i niecozawziętości; więc wnet jej przyszło na myśl, że ów kawaler pewnie jużo takie zadośćuczynienie nie stoi, i aż rumieńce na twarz jej wytrysły. Skoro nie stoi, niechże się obejdzie  rzekła sobie w duszy.Wszakże sumienie mówiło dalej, że czy pokrzywdzony o krzywdęstoi, czy nie stoi, wynagrodzić ją trzeba; lecz z drugiej strony i dumaprzytaczała coraz nowe argumenta: Jeśliby słuchać  co być może  nie chciał, przyszłoby się tylkopróżno wstydu najeść.A po wtóre: winien czy nie winien, rozmyślnieczyni czy też przez zaślepienie, dość, że ze zdrajcami trzyma, z nie-przyjaciółmi ojczyzny, i pomaga im ją gubić.Na jedno ojczyznie wyj-dzie, czy mu rozumu brak, czy uczciwości.Bóg go może uniewinnić,ludzie muszą i powinni potępić, i miano zdrajcy przy nim zostanie.Takjest! Jeśli i nie winien, azali nie słuszna takim pogardzać, który tylenawet rozmysłu nie ma, żeby zło od dobrego, występek od cnoty od-różnić?.Tu gniew porwał pannę i policzki jej poczęły pałać. Zamilczę!  rzekła sobie. Niech cierpi, na co zasłużył.Pókiskruchy nie widzę, póty mam prawo potępiać.Po czym zwróciła wzrok ku Kmicicowi, jakby chcąc się przekonać,czy skruchy już w jego twarzy nie widać.Wtedy to właśnie nastąpiłospotkanie się ich oczu, po którym tak zawstydzili się oboje.Skruchy Oleńka może w twarzy kawalera nie dojrzała, ale dojrzałaból i zmęczenie wielkie; dojrzała, że ta twarz była tak wybladła jak pochorobie; więc litość ją wzięła głęboka, łzy jej napływały przemocą dooczu i schyliła się jeszcze mocniej nad stołem, ażeby wzruszenia niezdradzić.A tymczasem uczta ożywiała się z wolna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •