[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.StaÅ‚ jednak dalej. Jakubie? Hej, Jakubie!Co znowu? Zamkn¹Å‚em oczy i nagle poczuÅ‚em w gÅ‚owie obec-noSæ wszystkich cygañskich królów.CaÅ‚y ich tÅ‚um; przepychali siê,starali siê zwróciæ na siebie moj¹ uwagê.Rudobrody Ilika, maÅ‚yChavula, Cesaro o Nano, i caÅ‚a reszta, królowie z przeszÅ‚oSci, i cijeszcze nie narodzeni, niektórzy szeptali, inni krzyczeli.Opowiadalimi historie przeszÅ‚e i przyszÅ‚e, wypeÅ‚niali mój umysÅ‚ opowieSciamio minionej chwale lub o chwale, która miaÅ‚a dopiero nadejSæ.Alemówili wszyscy naraz, i nie mogÅ‚em zrozumieæ ani jednego sÅ‚owa.Ich oczy byÅ‚y dzikie, czoÅ‚a lSniÅ‚y potem.BÅ‚agaÅ‚em ich, by zostawilimnie w spokoju.Ale nie.Coraz bardziej siê podniecali, kr¹¿yli wo-379kół, szarpali za rêkawy jak ¿ebracy, mówili o tym i o owym, i wci¹¿niezrozumiale, a¿ wreszcie sam zacz¹Å‚em wrzeszczeæ w szaleñstwie. Jakub? usÅ‚yszaÅ‚em znajomy gÅ‚os, przebijaj¹cy siê przez tenhaÅ‚as. Jakubie, posÅ‚uchaj mnie!To byÅ‚ mój gÅ‚os.W pokoju pojawiÅ‚ siê mój wÅ‚asny duch.SpojrzaÅ‚em w sw¹ twarz.ZdawaÅ‚a siê dziwnie zmieniona, ró¿na odtwarzy, na któr¹ patrzyÅ‚em przez caÅ‚e swoje ¿ycie.ZmieniÅ‚y siê oczy,policzki, nawet w¹sy.Stary Jakub, bardzo stary, ze wszystkimi prze¿yty-mi latami wreszcie wypisanymi na obliczu.A jednak wci¹¿ silny, wci¹¿peÅ‚en ¿ycia, nie przypominaj¹cy w niczym tego ¿ywego truchÅ‚a, jakiezrobiÅ‚ z siebie Sunteil.Bezsprzecznie byÅ‚ to Jakub, który przybyÅ‚ domnie z bardzo odlegÅ‚ej przyszÅ‚oSci.To dawaÅ‚o nadziejê w tej godzinieszaleñstwa niæ mojego ¿ycia jeszcze dÅ‚ugo nie bêdzie przeciêta.Niematerialna rêka tego Jakuba-ducha dotknêÅ‚a mojej piersi,jakby chciaÅ‚ zatrzymaæ mnie w miejscu.Jego twarz byÅ‚a tu¿ przymojej.Jego oczy patrzyÅ‚y prosto w moj¹ duszê. Czy Walerian ju¿ tu byÅ‚? PowiedziaÅ‚ ci, ¿e masz st¹d uciekaæ?Skin¹Å‚em gÅ‚ow¹. Piêæ minut temu, mo¿e dziesiêæ. Dobrze.ObawiaÅ‚em siê, ¿e mogê siê pojawiæ za wczeSnie.SÅ‚u-chaj mnie uwa¿nie.Walerian siê myli.Przybywa zaledwie z kilkuty-godniowej przyszÅ‚oSci.MówiÅ‚ ci to? Zbyt bliskiej przyszÅ‚oSci, byznaæ wszystkie wydarzenia.Myli siê, ka¿¹c ci opuszczaæ Stolicê.Musisz zostaæ.Jakubie sÅ‚yszysz mnie? Zostañ tu, niezale¿nie od tego,co siê bêdzie dziaÅ‚o! Jest niezwykle wa¿ne, ¿ebyS zostaÅ‚ w Stolicy.Rozumiesz mnie?Moja gÅ‚owa pulsowaÅ‚a bólem.CzuÅ‚em siê tak, jakbym miaÅ‚ szeSætysiêcy lat.CiepÅ‚a k¹piel& kieliszek koniaku& spaæ& spaæ& Jakubie, sÅ‚yszysz mnie? Tak.Tak.Zostaæ& w& w& Stolicy& Tak jest.Powtórz.Zostaæ w Stolicy, cokolwiek siê stanie. Zostaæ w Stolicy, cokolwiek siê stanie. Dobrze.ZnikÅ‚ tak nagle, jak siê pojawiÅ‚.Kolejna potê¿na eksplozja za-trzêsÅ‚a fundamentami paÅ‚acu.Jeszcze jedna.I jeszcze.PodbiegÅ‚emdo okna.Niebo staÅ‚o w pÅ‚omieniach.A na tle jêzyków ognia wci¹¿¿arzyÅ‚y siê kolorowe flagi trzech imperatorów.MiaÅ‚em wra¿enie, ¿e pochwyciÅ‚ mnie wir powietrza.Wci¹¿ sÅ‚y-szaÅ‚em przera¿aj¹ce odgÅ‚osy bitwy na zewn¹trz.Rwiat rozpadaÅ‚ siê&podobnie jak ja.PróbowaÅ‚em pozostaæ w caÅ‚oSci, ale byÅ‚o to nie-380mo¿liwe.JakaS siÅ‚a, której nie byÅ‚em w stanie siê oprzeæ, wyrywaÅ‚amnie z mego ciaÅ‚a.I porwaÅ‚a mnie jak garSæ rozproszonych atomów,i cisnêÅ‚a w burzê czasu i przestrzeni.WirowaÅ‚em& wirowaÅ‚em&To byÅ‚o jak pierwsze nawiedzanie.PoczuÅ‚em, ¿e moja dusza pêkana dwoje.381Co zwiemy pocz¹tkiem, czêsto kresem bywa.A siêgn¹æ kresu, znaczy zacz¹æ znowu.Kres i pocz¹tek jednym i tym samym.I nie zaprzestaniemy naszych poszukiwañA¿ do kresu, który nast¹pi w ten czas,Gdy przybêdziemy tam, gdzie siê zaczêÅ‚o.I po raz pierwszy wówczas znajdziemy.Eliot, Lekki zawrót g³owy384en paÅ‚ac staÅ‚ na Nabomba Zom, a czÅ‚owiekiem byÅ‚ Loiz la Va-kako.Przynajmniej tak mi siê zdawaÅ‚o.Niewiele miaÅ‚em w¹t-pliwoSci co do Nabomba Zom ile w koñcu jest innych planet, naktórych morze ma kolor purpury, a piasek jasnej lawendy? Ale czyto byÅ‚ naprawdê Loiz la Vakako? WydawaÅ‚ siê taki mÅ‚ody.Mê¿-czyzna, którego niegdyS znaÅ‚em, byÅ‚ w nieokreSlonym wieku, alena pewno nie byÅ‚ mÅ‚ody.A ten tam, wêdruj¹cy wzdÅ‚u¿ wybrze¿atego gor¹cego morza, nie wydawaÅ‚ siê starszy ni¿ ja sam w tamtychodlegÅ‚ych czasach, kiedy ¿yÅ‚em ¿yciem mÅ‚odego ksiêcia w paÅ‚acuLoiza la Vakako.PojawiÅ‚em siê tu¿ przed nim duch pÅ‚yn¹cy w powietrzu nadwilgotnym piaskiem.Nie wydawaÅ‚ siê zaskoczony.Jakby oczekiwaÅ‚ mojego przyby-cia.UjrzaÅ‚em ten cwany uSmiech Loiza la Vakako.Przygl¹daÅ‚ mi siêuwa¿nie swym budz¹cym respekt spojrzeniem.ByÅ‚ mÅ‚ody.Tak.ChÅ‚opiec zaledwie.Ale to byÅ‚ ju¿ dojrzaÅ‚y Loizla Vakako.Ta królewska prezencja.Ten surowy charakter.Ten prze-szywaj¹cy na wylot wzrok.Ten spokój, który nie oznaczaÅ‚ ociê¿aÅ‚o-Sci umysÅ‚owej, lecz absolutn¹ kontrol¹ nad ciaÅ‚em i dusz¹. Pierwszy duch dzisiaj powiedziaÅ‚. Witaj, kimkolwiekjesteS. Nie znasz mnie? Jeszcze nie odparÅ‚ Loiz la Vakako. Chodx.Przejdxmy siêrazem.Ta planeta to Nabomba Zom.38525 Czas trzeciego wiatru Wiem.Bêdê tu mieszkaÅ‚ kiedyS, gdy ty bêdziesz starszy, a ja mÅ‚od-szy.Bêdê kochaÅ‚ twoj¹ córkê.I bêdê dzieliÅ‚ z tob¹ tw¹ klêskê i upadek. Ach powiedziaÅ‚ cicho. Moja córka.Mój upadek.Nie wydawaÅ‚ siê jednak specjalnie poruszony. A wiêc jesteS Wybranym.JesteS królem, prawda? Dostrzegasz to? OczywiScie.Król rozpozna króla.Wyjaw mi swe imiê, królu,a bêdê oczekiwaÅ‚ twojego przybycia z wielk¹ niecierpliwoSci¹. Nigdy nie znaÅ‚em kogoS takiego jak ty rzekÅ‚em. JesteS naj-m¹drzejszym czÅ‚owiekiem, jaki kiedykolwiek ¿yÅ‚. Nie s¹dzê.Jestem mo¿e mniej gÅ‚upi ni¿ niektórzy.A twojeimiê, królu? Jakub Nirano.Rom baro
[ Pobierz całość w formacie PDF ]