[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedz jej, e jest tu Edmund Gundersen.Robotpopatrzył na niego uwa nie.- Powiem jej.Zosta , gdzie jeste i niczego nie dotykaj.Gundersen czekał.Czas płyn ł.Mrok stawał si gł bszy, pojawił si jeden ksi yc.Niektóre drzewa wogrodzie zacz ły wiecić.Wiatr zmienił kierunek i przyniósł mu płyn cy z oddali odgłos rozmowy nildorów.Wreszcie robot wrócił.- Kobieta chce ciebie widzieć.Id dalej alej i wejd do budynku - powiedział.Gundersen wszedł na stopnie schodów.Na werandzie zauwa ył dziwne ro liny w doniczkach.Poustawianebyle gdzie jakby czekały na przesadzenie do ogrodu.Niektóre chwiały w sami i mrugały zach caj cowiatełkami, by zn cić upatrzon ofiar.Gundersen wszedł do wn trza, a nie widz c nikogo na dole chwyciłspr yst lian i znalazł si na werandzie pierwszego pi tra.- Seena? - zawołał.Była na werandzie, opierała si o por cz.W wietle dwóch ksi yców zobaczył gł bok szczelin mi dzy jejpo ladkami i pomy lał, e postanowiła powitać go bez ubrania.Gdy si odwróciła, okazało si jednak, e jakidziwny strój okrywa przód jej ciała.Była to jasna, galaretowata masa, bezkształtna, z purpurowymi c tkami imetalowym połyskiem, co jakby olbrzymia ameba.To co otaczało jej brzuch i uda.Biodra i ramionapozostawały nagie.Masa ta była w pewnym stopniu ywa, bo zaczynała rozpływać si , najwyra niej z własnejwoli, wysyłaj c wypustki, które otoczyły lewe udo i prawe biodro Seeny.Niesamowito ć tego stroju wprawiła go w zdumienie i jakie zakłopotanie.Sama Seena poza tym wydawałasi dawn Seena.Przytyła troch , jej piersi stały si ci sze, biodra szersze, pozostała jednak w dalszym ci guatrakcyjn kobiet w kwiecie wieku.Ale dawna Seena nie pozwoliłaby za nic w wiecie, by co tak dziwacznegodotykało jej skóry. Nie spuszczała z niego wzroku.Jej l ni ce, czarne włosy spadały do ramion, jak niegdy.Na twarzy nie miałaadnych zmarszczek.Patrzyła mu prosto w oczy, bez za enowania, stopy mocno opierała o ziemi , ramionaopadały spokojnie, głow trzymała wysoko uniesion.- S dziłam, e ju nigdy tu nie wrócisz, Edmundzie - powiedziała.Dawniej mówiła zbyt szybko, nerwowo, głosem o ton mo e nawet zbyt wysokim.Teraz była całkowicie swo-bodna, a głos jej brzmiał jak doskonale nastrojona wiolonczela.- Czemu wróciłe ? - spytała.- To długa historia, Seeno.Sam nawet nie wszystko rozumiem.Mog zostać tu na noc?- Ale naturalnie.Nie musisz pytać!- Doskonale wygl dasz, Seeno.Spodziewałem si , e pewnie po tylu latach.- Zrobiła si ze mnie stara baba?- Ach, nie!Spojrzał jej w oczy i przeraził si : były zimne, nieruchome, szklane.Przypomniało mu to ten straszny wyrazoczu Dykstry i jego towarzyszki.- Ja.wła ciwie nie wiem, czego si spodziewałem.- Z tob tak e czas dobrze si obszedł, Edmundzie.Masz teraz twarz bardziej surow , w ci gu tych latzgubiłe młodzie cz mi kko ć, stałe si stuprocentowym m czyzn.Nigdy nie wygl dałe lepiej.- Dzi kuj ci.- Nie pocałujesz mnie? - spytała.- O ile mi wiadomo, jeste m atk.Drgn ła i zacisn ła jedn pi ć.To, co miała na sobie, równie zareagowało, barwa jego pociemniała iwypu ciło drugi pseudokokon.- Gdzie si o tym dowiedziałe ?- Na wybrze u.Van Beneker powiedział, e wyszła za m za Jeffa Kurtza.- Tak, wkrótce potem, jak wyjechałe.- Rozumiem.On jest tutaj? Zignorowała pytanie.- Nie chcesz mnie pocałować? A mo e masz zasady zabraniaj ce całowania on innych m czyzn?Zmusił si do u miechu.Niezr cznie, z zakłopotaniem, pochylił si , obj ł j ramieniem i przyci gn ł dosiebie.Starał si pocałować j w usta, ale tak, by w aden sposób nie dotkn ć ameby.Uchyliła si od pocałunku.- Czego si obawiasz? - spytała.- Denerwuje mnie to, co masz na sobie - wyznał Gundersen.- O lizgacz?- Je li tak to si nazywa.- Tak to nazywaj sulidory - oznajmiła Seena.- Pochodzi z centralnego płaskowy u.Przywiera do wielkichssaków i yje dzi ki metabolizmowi potu.Czy to nie wspaniałe?- S dziłem, e nie znosisz płaskowy u - zauwa ył.- Och, to było tak dawno.Od tego czasu byłam tam wiele razy.Z ostatniej podró y przywiozłam o lizgacza.To taki pieszczoszek, a poza tym, mo na si w niego ubrać.Spójrz.Lekko dotkn ła zwierz cia i zacz ło zmieniać kolory: ukazała si cała gama - od fioletów, kiedy sirozszerzało, do czerwieni, kiedy si kurczyło.W pewnym momencie utworzyła si cała tunika okrywaj ca Seenod szyi do kolan.Gundersen miał wra enie, e jest tam co ciemnego, pulsuj cego jak serce, e to spoczywa tu nad jejl d wiami, e przykrywa jej łono - mo e był to o rodek nerwowy tego tworu.- Czemu czujesz do niego odraz ? - zapytała.- Tutaj, połó tu r k.Nie poruszył si.Uj ła go za dło i dotkn ła ni swego boku.Poczuł chłodn , such powierzchni o lizgacza.Zdziwił si , e nie było to nic lepkiego i o lizgłego.Seena przesun ła jego r k ku górze, a spocz ła ona naci kiej piersi.O lizgacz natychmiast si skurczył, pozostawiaj c pod jego palcami ciepłe i j drne, nagie ciało.Przez moment pie cił je, ale skr powany cofn ł r k.Sutki Seeny stwardniały, jej nozdrza rozd ły si.- Ten o lizgacz jest bardzo interesuj cy - stwierdził Gundersen.- Ale nie podoba mi si , e jeste w niegoubrana.- Doskonale - powiedziała i dotkn ła w dole brzucha, tam gdzie znajdowało si jakby serce tego organizmu.O lizgacz skulił si , spłyn ł po jej nogach i odpełzn ł w daleki k t werandy.- Teraz lepiej? - zapytała Seena, naga, l ni ca od potu.z wilgotnymi wargami.Gruboskórno ć i pospolito ć tej próby zbli enia zaskoczyła go [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    ?php include("s/6.php") ?>