[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7ładnego  pózniej", niczego poza tym miejscem, Amy po prostu ode-szła pierwsza, on i pozostali wkrótce do niej dołączą.A skoro tak, jakie tomiało znaczenie? W ten sposób czy inny, raczej teraz niż w ciągu następ-nych dni czy tygodni  może nawet to lepsze, jak każde skrócenie cier-pień? Jeff. odezwał się Mathias.Nie wiedział.Nie zobaczył.Klęczała zaledwie parę metrów dalej, alepogrążona w mroku.Skąd mógł wiedzieć?Eric wrzeszczał w namiocie, wzywał Stacy, wołał o nóż, o ratunek.Nie teraz, pomyślał Jeff, narzucając sobie dyscyplinę.Pózniej. Mathias?  zapytała Stacy przestraszonym głosem. Czy ona. Tak.Niemowlęta wyciągnięte z kubłów na śmiecie, staruszki301 znalezione w łóżkach, turyści wykopani ze śnieżnych zasp najważniejszeto nie rezygnować, nie zakładać niczego z góry działać bez wahania i mo-dlić się o ten cud, ten wybryk natury, ten nagły wdech.Stacy zrobiła jeden krok do przodu. To znaczy. Nie żyje.Jeff nie zwracał na nich uwagi.Z powrotem do ust: zimne wargi, smakwymiotów, pieczenie soku, kiedy wtłaczał jej powietrze do pluć.Eric cią-gle wrzeszczał w namiocie.Stacy i Mathias patrzyli w milczeniu, jak Jeffpracuje nad ciałem - płuca, serce  czekając z natężeniem na tę chwilęłaski, która zwlekała, stawiała opór, nie nadchodziła.Poddał się dużowcześniej, zanim przerwał zabiegi, ciągnął jeszcze przez kilka minut zczystej inercji, przerażony, co to znaczy, jeśli bezpowrotnie oderwie ustaod jej warg, ręce od żeber.W końcu pokonało go zmęczenie, skurcz wprawym udzie, coraz silniejsze zawroty głowy, przysiadł na piętach, ła-piąc oddech.Nikt się nie odezwał.Wolała moje imię, pomyślał Jeff.Otarł usta, wargi miał popękane odsoku.Słyszałem, jak mnie wołała.Wziął rękę Amy, zamknął w swojejdłoni, jakby chciał ją ogrzać. Stacy. krzyknął Eric.Jeff podniósł głowę, spojrzał w stronę namiotu. Co mu się stało?  zapytał.Zdumiał go własny spokojny głos, spodziewał się czegoś zachrypnięte-go, zrozpaczonego: wycia.Czekał na łzy - czuł je, tuż poza zasięgiem ale nie przychodziły.Nie przyjdą.Pózniej, pomyślał. Znowu jest w nim  odpowiedziała Stacy, również cicho, prawieniedosłyszalnie.Jeff wiedział, że to obecność śmierci kazała im szeptać.Puścił rękę Amy, ułożył ją starannie na jej piersiach, znowu przypomi-nając sobie tamtą gumową lalkę, tamte bezwładne302 ramiona.Otrzymał dyplom za zaliczony egzamin, matka oprawiła go wramki i powiesiła w jego pokoju.Teraz, kiedy zamknął oczy, widział tewszystkie dyplomy, wstążki i plakietki wiszące na ścianach, półki pełnetrofeów. Ktoś powinien mu pomóc  powiedział.Mathias wstał bez słowa, ruszył do namiotu.Jeff i Stacy odprowadzaligo wzrokiem  cień płynący przez polanę.Jak duch, pomyślał Jeff.i wtedy przyszły łzy, nie mógł ich powstrzy-mać.Bez szlochów, bez jęków, bez łkania, chlipania ani zachłystywaniasię powietrzem  tylko kilka kropel słonej wody stoczyło się powoli popoliczkach, piekąc w miejscach, gdzie sok winorośli poparzył skórę.tacy nie widziała łez Jeffa.Zresztą w ogóle niewiele widziała.Fatal-Snie się czuła: zmęczona, pijana, obolała  rwało ją w mięśniach ikościach  i półprzytomna ze strachu.Było ciemno, za ciemno, oczy jąpiekły, kiedy wytężała wzrok i próbowała nadać rzeczywistości znajomykształt.Amy leżała na plecach, a Jeff klęczał obok niej  nic więcej niewidziała.A jednak wiedziała, zrozumiała, jak tylko wyszła z namiotu nie przyczynę, ale sam fakt: Ona nie żyje.Przykucnęła o krok od nich, mogła dotknąć Amy, gdyby tylko wycią-gnęła rękę.Wiedziała, że powinna tak zrobić, że to właściwe, że Amywłaśnie tego by chciała.Ale nie poruszyła ręką.Za bardzo się bała: jeślijej dotknie, to się stanic prawdą. Jesteś pewny?  zapytała Jeffa. Czego? %7łe ona. nie mogła się zmusić, żeby to powiedzieć.Ale Jeff zrozumiał, wyczuła, że kiwnął głową w ciemnościach. Jak?  szepnęła. Co jak? Jak ona.303  Zarosły jej usta.Zadławiły ją.Stacy odruchowo wzięła głęboki oddech.To niemożliwe, pomyślała.Jak to możliwe? W powietrzu znowu rozchodził się zapach ogniska, któryprzypomniał jej o ludziach u sto, wzgórza. Musimy im powiedzieć  oświadczyła. Komu? Majom.Czuła, że Jeff na nią patrzy, ale nie odpowiadał.%7łałowała.że nie widziwyrazu jego twarzy, ponieważ stawał się części,, tej nierzeczywistości,niemożliwości  jego spokój, cichy głos, ukryta twarz.Amy nie żyła, aoni po prostu siedzieli obok niej i nic nie robili. Musimy im powiedzieć, co się stało  powtórzyła podniesionymgłosem, bardziej go czuła niż słyszała, serce jej waliło coraz szybciej,przepalało tequilę, sen, nawet strach.Musimy ich wezwać na pomoc. Oni nie. Muszą. Stacy. Muszą! Stacy!Umilkła i patrzyła na niego, mrugając.Ledwie wytrzymywała w kuc-ki, drgały jej mięśnie ud.Chciała się zerwać, zbiec ze wzgórza, zakoń-czyć to wszystko.To się wydawało takie proste. Zamknij się  poprosił Jeff bardzo cicho. Dobrze?Nie odpowiedziała, zaskoczona.W pierwszej chwili chciała wrzasnąć,uderzyć go, zwymyślać, ale ta ochota szybko minęła.A w ślad za niąwszystko się zapadło.Nagle powróciło zmęczenie i strach.Wyciągnęłarękę, ujęła dłoń Amy.Zimną, lekko wilgotną.Gdyby Amy odwzajemniłauścisk, Stacy pewnie by krzyknęła, i dopiero poprzez tę myśl w końcu,jednoznacznie uzmysłowiła sobie prawdę.Nie żyje, pomyślała.Ona nieżyje.304  Dosyć gadania  rzucił Jeff. Możesz to zrobić? Zostań tu zemną.z nią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •