[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chciałabym jak najszybciej.Sama, w obcym domu, ponad trzysta kilometrów odwłasnego ciepłego łóżka i wanny pełnej truskawkowej piany.Bardzo daleko od szczęścia.Nie mogło być gorzej.- Ci twoi nadal w Bieszczadach? - Zofia Kruk otwierałakopertę, która jak zwykle była w reklamówce wiszącej nadrzwiach Mileny.- Zobacz, pięćdziesiąt złotych - pokazałaMilenie banknot - czy ci ludzie nie wiedzą, co z kasą mająrobić?- Ano w Bieszczadach - Milena jeszcze nie rozpakowałasię po powrocie z feralnego wesela.Nie miała ochoty nażadne wizyty.Nawet ciotki Zofii.- Zrób mi kawy, Milaczku - ciotka jednak miała ochotęzostać.- Co ja mam z tą kasą zrobić? Dam na biedne dzieci- podniosła głowę i popatrzyła na Milenę.- No, co z tą kawą?Milena westchnęła i podniosła się z krzesła.W drzwiachdo kuchni kopnęła ze złością walizkę.- Milenko, coś ty taka naburmuszona? - ciotka wreszciezauważyła, że coś nie gra.Poszła za nią do kuchni.- E, tam.- Mila usiadła na taborecie.- Zlubu nie bę-dzie.- Jak to, Milaczku? Nie będzie? - otworzyła szeroko oczyze zdumienia.- Co się stało? Zerwaliście?- Niby nie.Niby kocha, ale ślubu nie chce - westchnęłaMilena.- Na razie przynajmniej.A już się tak cieszyłam, takbyło miło i sympatycznie.I z Violą wódkę piłam.- Milenko, nie rozumiem - ciotka złapała Milę za rękę.- Co ma wódka do ślubu, którego nie będzie?W tym momencie Mila zaczęła płakać.Nie mogła wykrztusić z siebie słowa.Ciotka ją przytuliła i głaskała po głowie, zastanawiającsię co ma robić.- Masz, Milenko, masz - wyciągnęła z koperty pięćdziesiąt złotych, które miało być ofiarą na biedne dzieci.- Tyw końcu też dziś jesteś biedne dziecko.HIPOPOTAM NA MAJTKACHMilena właśnie wracała od Mariusza.Miała mieszaneuczucia, bo Dentysta skwitował, że tylko dziwki noszą strin-gi, a ona miała właśnie na sobie takowe.I to w dodatkuczerwone.Dziwne, że jej tego nie powiedział wcześniej.Tyle razy widział ją w stringach.Na klatce natknęła się na siedzącego na schodach i płaczącego Bachora.Płaczący Bachor spod jedynki to był rzadkiwidok.Milena miała taki nastrój, że chętnie by się dołączyła.Gdy Bachor zobaczył, że ktoś idzie, natychmiast podniósłgłowę, otarł szybkim ruchem oczy i chciał coś powiedzieć,ale zobaczył oczy Mileny.Wyglądały zupełnie tak samo jakjego.Były czerwone i zapłakane.- Co jest? - zapytała Zuza.- Ryczałaś?Milena, zaskoczona pytaniem, przystanęła.- Ja? Nie ryczałam, to alergia.Uczulenie.Pyli coś - i siąk-nęła nosem.- Ale ty płakałaś - stwierdziła.- Nie, też uczulenie - powiedział Bachor i zaczął z przekonaniem potakiwać głową.Milena usiadła na schodach obok Zuzy.- Jak ty się właściwie nazywasz? - zapytała.- Zuzanna Wolicka - wyszeptał Bachor.- Ja jestem Milena - uścisnęły sobie dłonie, po czym Zuzanagle zerwała się na równe nogi.- Chodz.Chodz do mnie.Ciasto mam.Sama upiekłam.Tata trochę mi pomagał - zamyśliła się.- Ale może lepiej,jakby tego nie robił.Milena była tak zaskoczona propozycją, że nawet się niespostrzegła, jak stała już przy drzwiach z numerem jeden,a Bachor kluczem zdjętym z szyi manipulował w zamku.W pokoju, na środku stołu stał placek o wysokości półtoracentymetra.Był efektem wspólnych starań Zuzy i jej taty.Często w domu państwa Wołickich pod okiem taty, niekoniecznie czujnym, gotowała Zuza.Tata otwierał książkękucharską w dowolnym miejscu i mówił: Chcę to".Niezależnie, co to było.Wczoraj wypadło na placek drożdżowy. Przykryć i pozostawić w ciepłym miejscu" - przeczytałaZuza.Najcieplejsze miejsce to był nasłoneczniony balkon.Zuza wyniosła rozczyn na balkon, co chwila zaglądała, alenie wyrósł.Do akcji wkroczył tata.Pół nocy cudowali.Podgrzewali na gazie, w kuchence mikrofalowej, potem oziębiali- nic nie pomogło.Koło północy zdecydowali, że trudno,robią dalej.Placek miał półtora centymetra.Bardzo różniłsię od tego na zdjęciu w książce.- Wez kawałek - powiedziała Zuza.- Z dżemem niejest taki niedobry.Próbowałam już rano - nałożyła solidnąporcję dżemu na ciasto.Milena zrobiła to samo.Ugryzłakawałek.- Masz rację, Zuza.Aż taki niedobry to z tym dżememnie jest - wybuchnęła śmiechem.Zuza uśmiechnęła się, po chwili popatrzyła badawczo naMilenę, zakręciła lok na palcu i westchnęła.- Nie mam uczulenia.Ty też nie masz - wbiła wzrokw dziewczynę.Milena zdziwiona popatrzyła na Bachora.- Nie mam - powiedziała.- Płakałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]