[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.AkajÄ…c wlazÅ‚ z powrotem na sufit i udaÅ‚ siÄ™ do swoichkarcianych przyjaciół, u których zostaÅ‚a zbawcza kropelka alkoholu.Tymczasem Walek, dziÄ™ki Å‚apówce ze sÅ‚odkich rogalików oraz Å‚akomemuhalabardnikowi, odnalazÅ‚ drzwi Jaglanej sÅ‚użbówki.Pasiasty chodniczek, Å›wieczka, nabity sÅ‚omÄ… siennik  tworzyÅ‚y taki ujutny nastrój,że smokobójcy nie brakowaÅ‚o geranium, które rozpanoszyÅ‚o siÄ™ w jego marzeniach.Aczkolwiek zaskoczyÅ‚o go, że stojÄ… tu dwa dziewczÄ™ce łóżka po obu stronach kwadratowego okienka.Które z nich należy do JagÅ‚y?Kulturalnie zdjÄ…Å‚ haftowane boty, jakie dostaÅ‚, żeby posadzki nie ziÄ™biÅ‚y go przezÅ‚apcie z Å‚yka.Najpierw spróbowaÅ‚ jednego posÅ‚ania, potem drugiego.Na pierwszymprzywidziaÅ‚a mu siÄ™ goÅ‚a JagÅ‚a na wznak, na drugim  na brzuchu.BÄ…dz tu mÄ…dry, czÅ‚owieku!pOSOKA SMOKA 205PoniuchaÅ‚ krążące w powietrzu kobiece zapachy, popatrzyÅ‚ przez okienko nazamkowe Å›mietniki i wyszedÅ‚ zawiedziony, że nikogo nie zastaÅ‚.Nie usÅ‚yszaÅ‚ pstrykniÄ™ciapod stopÄ…, gdy wciÄ…gaÅ‚ boty.Nie zobaczyÅ‚ trucheÅ‚ka nadepniÄ™tej karaczanicy z czerwonożółtym znamieniem.Ludzkim uchem nie usÅ‚yszaÅ‚ Å›miertelnego chrumkniÄ™cia, które każdemuprzyzwoitemu karaczanowi wydusiÅ‚oby Å‚zy współczucia.Biedna Marfa od paru dni mieszkaÅ‚a w szczelinie pod łóżkiem, próbujÄ…c zwrócić nasiebie uwagÄ™ JagÅ‚y.Opowiedzieć jej o swojej tragedii, o miÅ‚oÅ›ci do pana Hikorka, którazmieniÅ‚a życie obojga w koszmar.O tym, że teraz obce karaluchy Å‚omocÄ… jÄ… w szparachparÄ™naÅ›cie razy na dobÄ™, ale to nie to samo, co seks ze starszym kredensowym.GdzieżeÅ› siÄ™ podziaÅ‚, ukochany, w ceglanych czeluÅ›ciach zamczyska?Czego też Marfa nie robiÅ‚a, żeby Å›ciÄ…gnąć na siebie wzrok JagÅ‚y! TaÅ„czyÅ‚a przed niÄ…na odwÅ‚oku, Å›piewaÅ‚a przygrywajÄ…c na pancerzyku, ukÅ‚adaÅ‚a znaki z pyÅ‚ków kurzu.Wszystkona marne!Kto wie, może kiedyÅ› JagÅ‚a zwróciÅ‚aby uwagÄ™ na zastanawiajÄ…ce zachowanie jednegoz miliardów karaczanów, gdyby nie sÅ‚abość do butów, która przeÅ›ladowaÅ‚a MarfÄ™.Od dzieckawaÅ‚Ä™saÅ‚a siÄ™ po straganach, oglÄ…daÅ‚a szewskie cudeÅ„ka ze skóry lub aksamitu, kupowaÅ‚asapogi, ciżmy, drewniaki.Gdy zatem obok swego ludzkiego legowiska spostrzegÅ‚a but wielkijak zamkowa baszta  ulegÅ‚a ciekawoÅ›ci.OpuÅ›ciÅ‚a bezpiecznÄ… kryjówkÄ™.Nim ocknęła siÄ™ z zachwytu nad wykrojem cholewki i haftami, ujrzaÅ‚a opadajÄ…cÄ… spodnieba goÅ‚Ä… podeszwÄ™.ZdążyÅ‚a pomyÅ›leć, że to karaczani czÅ‚ekoksztaÅ‚tny bóg, któremuprzekazaÅ‚ opiekÄ™ nad niÄ… jej poprzedni ludzki bóg, bogoksztaÅ‚tny! Tak, bez wÄ…t206 Zbigniew Wojnarowskipienia to wszechmocna i sprawiedliwa boża podeszwa! Niczyja inna!Tylko w takim przypadku robacze życie miaÅ‚oby sens!Choć mimo wszystko trudny do pojÄ™cia  musiaÅ‚a przyznać na ostatek biedna Marfa. RozdziaÅ‚ dwudziesty siódmyw którym zawarto dokoÅ„czenielosów wojaka Festa,jego klaczy Derenioraz elfickiego plemienia GduleenPóki nie wjechali na Å‚Ä…ki, Derenia, najlepsza klacz Ósmego Regimentu, szÅ‚a pokorniepoÅ›ród kupieckich koni pÄ™dzonych przez bandÄ™ Ramireza.Na Å‚Ä™gach poranna mgÅ‚a zatapiaÅ‚awysokie trawy i oczeÅ‚aki jak przybierajÄ…ca woda.Pod osÅ‚onÄ… mlecznych oparów Dereniadyskretnie rozwiÄ…zaÅ‚a zÄ™bami arkan, wiążący jÄ… z resztÄ… tabunu.ZwolniÅ‚a kroku.Siweumasz czenie chroniÅ‚o jÄ… teraz jak maskujÄ…ca paÅ‚atka.Z obu stron mijaÅ‚y jÄ… pÅ‚ynÄ…ce wemgle cienie koni i jezdzców.Przystanęła.Wkrótce cienie byÅ‚y już tylko przed niÄ…, oddalaÅ‚ysiÄ™ w mÄ™tnÄ… biel ze stÅ‚umionym mlaskaniem kopyt o podmokÅ‚y grunt.Derenia przegryzÅ‚a sznury troczÄ…ce do jej grzbietu208 Zbigniew Wojnarowskizrabowane kupcom toboÅ‚y.ZrzuciÅ‚a je z siebie zgrabnym wierzgniÄ™ciem zadu.ByÅ‚a klaczÄ… inteligentnÄ… i przebiegÅ‚Ä….Z rozwianÄ… grzywÄ… popÄ™dziÅ‚a z powrotem.KierowaÅ‚a siÄ™ to wpół zatartymi tropami,to dalekim, nikÅ‚ym zapachem smoczej estry.Wierzchowce Ósmego Regimentu szkolono, bynie zostawiaÅ‚y swych panów w potrzebie.%7Å‚adna tÄ™pa tresura, o nie, raczej umiejÄ™tne budzeniewyższych uczuć.W skrajnych przypadkach  cukier, lecz Derenia nie byÅ‚a z takich koni.Po rasowych przodkach miaÅ‚a we krwi dumnÄ… bezinteresowność.Jeszcze wczoraj chowaÅ‚a w sercu zadrÄ™ do pana, który przez parÄ™ staj kazaÅ‚ jej iśćdnem zamulonego potoku, choć siÄ™ brzydziÅ‚a.Pijawki i te rzeczy.Teraz pierÅ› klaczy rozrywaÅ‚tylko niepokój.WiedziaÅ‚a, że w nocy coÅ› siÄ™ staÅ‚o, nie wiedziaÅ‚a jednak, co? Byle nic zÅ‚ego,bo kto zastÄ…pi jej pana? Takiego pana! Cóż za czÅ‚owiek! Mężny, piÄ™kny, dojrzaÅ‚y, rozumny.A jak kocha! %7Å‚aden ogier mu nie dorówna! Te potrafiÄ… tylko jedno, jak jakieÅ› prymitywy!PrÄ™dko, prÄ™dko, galopem, co siÅ‚ w nogach!ZaryÅ‚a czterema kopytami na skraju przydrożnej Å‚Ä…ki i zarżaÅ‚a żaÅ‚oÅ›nie.Blady Å›wit sÄ…czyÅ‚ siÄ™ spod chmur na tragiczny plener.Z wywróconych kupieckichwozów pozostaÅ‚y deski naszpikowane strzaÅ‚ami, poÅ‚amane dyszle, strzÄ™py osmalonegopłótna.Wzgardzone przez rabusiów resztki zasÅ‚aÅ‚y trawÄ™ na ksztaÅ‚t wysypiska Å›mieci [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •