[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Węża uznawali za swego mitycznego przodka i zara-zem bóstwo deszczu, orzeł stanowił symbol światła i siły, małpa patronowała obrzędom płod-ności, koty  uzmysławiały ponury świat podziemny, w którym królowały razem z żabą, jasz-czurką i salamandrą.Niestety, jedno wciąż pozostawało niewiadome  dlaczego owi świetni złot-nicy i garncarze tak wiele wysiłku wkładali w rzezbienie ogromnych posągów kamiennych, nie-kiedy wysokich na pięć metrów.Posągi te wyobrażają ptaki albo ludzi z głowami ptaków, ludzipodobnych do węży, a także straszliwe potwory pożerające małe dzieci.Najwięcej dyskusji budząjednak posągi ludzi o dwóch głowach i dwóch różnych twarzach.Jedna twarz jest uśmiechnięta,a druga przeraża wyrazem podłości i nikczemności.Jaką wiedzę o człowieku chciał przekazać po-tomnym tajemniczy lud z San Augustin? Czy  jak sądzą niektórzy  ostrzegał, że czasami lu-dzie mają jak gdyby dwie dusze i dwa oblicza? %7łe są ludzie podobni do ptaków, zdolni do najwyż-szych wzlotów i inni, podobni do gadów pełzających nisko, tuż przy ziemi?Mieszkali w skromnych chatkach uplecionych z bambusowych prętów.Z trudem walczyli o swójbyt, a tyle energii wkładali w rzezbienie wielkich posągów kamiennych, których do tej pory odko-pano ponad trzysta.Rzezbili je przy pomocy prymitywnych narzędzi, krzemiennych dłut i sie-kier, co wymagało niezwykłej cierpliwości i długiego czasu.Wyłupywali postaci z wielkich bryłkamiennych, które oderwały się od górskich skał, inne rzezbili w skałach.Istniały też specjalnekamieniołomy, skąd gotowe już figury transportowano na spore odległości przy pomocy naj-prawdopodobniej wałków drewnianych.I po co? W imię jakich wierzeń? Dlaczego rozstawiali jepo najróżniejszych zakątkach swego płaskowyżu?Widzieliśmy te posągi w Parku Archeologicznym, potem w Alto de los Idolos.Duże zgrupowaniaposągów znajdują się także w innych miejscach, takich jak Mesistas, Alto de Lavapatas, La Pa-rada, El Tablon, w La Chaquira, w Quebradillas, w Cerro de la Pelota, w Quinchana i w Alto de laPiedras.Posągi zdumiewają, przerażają, zdają się zadawać pytania  lecz odpowiedzi, jak do tejpory, nikt nie potrafi udzielić.A one milczą, uśmiechają się swymi kamiennymi twarzami, wy-krzywiają kamienne usta.A może mają rację ci, którzy powiadają, że Amerykę Południową odwiedzały kiedyś istoty z ko-smosu i to po nich pozostał tajemniczy trójząb Andów, kształty figur przedziwnych zwierząt napłaskowyżu Nazca, zagadkowe miasto Inków Machu-Picchu, płaskorzezby z Tikal, a także byćmoże posągi z San Augustin?I wreszcie Fuente de Lavapatas.W samotnej skale nad potokiem o nazwie Lavapatas dawnimieszkańcy tych ziem wykuli duży, obejmujący pięćdziesiąt metrów kwadratowych, sztuczny basen.Woda strumieniami spływa między rzezbionymi kanałami, tworząc jakby iskrzący się iwiecznie szemrzący dywan o cudownie pięknym deseniu.Na ścianach basenu widać niezliczonąilość płaskorzezb przedstawiających przeważnie węże, salamandry, jaszczurki, a nawet postacieludzkie.Do czego służył ten basen? Do nakazywanej religią ceremonii obmywania stóp? A możerównież do kąpieli leczniczych  bo i taka istnieje hipoteza.Usiadłem na kamiennej krawędzi tajemniczego basenu i zasłuchany w szmer strumienia, mrużącoczy od iskrzących się w słońcu kropel wody, pogrążyłem się w rozmyślaniach o zagadkowym lu-dzie zamieszkującym płaskowyż San Augustin.Pozostali uczestnicy wycieczki już stąd odeszli,aby w niedalekim, indiańskim szałasie zjeść przygotowaną dla nas kolację.Ale ja nie miałemochoty na jedzenie.Wybrałem chwilę samotności i zadumy.Nie zauważyłem, kiedy koło mnie znowu, niemal bezszelestnie, jakby i jego wyczarowała pełnarzezb skała, pojawił się Ralf Dawson. Zastanawia się pan nad zagadkami San Augustin?  zaczął rozmowę, siadając tuż koło mniena kamiennym obrzeżu basenu. Myślę, że obecne metody prac wykopaliskowych, niestety, niedadzą szybko odpowiedzi na nękające pana pytania.Odkopuje się z piasku kamienne figury,otwiera stare groby i zastanawia, do czego służył włożony tam przedmiot.Dlaczego pomalowanogo na kolor czerwony, czarny lub żółty.Odpowiedz jest zawsze wątpliwa, jak to się mówi, hipote-tyczna.Co innego, gdyby tak można było wsiąść do szklanej kuli, która, jak słynny  wehikułczasu Wellsa, przeniosłaby naukowców w dowolny czas, w dowolny rok.Przez przezroczysteściany szklanej kuli można by obserwować życie ludzkie w dawnych wiekach, na przykład oby-czaje mieszkańców San Augustin w piątym wieku przed naszą erą albo w wieku dziesiątym na-szej ery.I choć nie mogliby owi naukowcy porozumiewać się z ludzmi z innego czasu, to przecieżpełnię wiedzy o przeszłości dałaby im już sama obserwacja.Archeolodzy w przezroczystej kuliwidzieliby nie tylko, w jaki sposób rzezbi się posągi w San Augustin oraz transportuje w różnemiejsca, ale po jakimś czasie domyśliliby się, po co to robiono. To piękne, ale nieprawdopodobne  odparłem. Dlaczego? Zna pan chyba teorię względności Einsteina? Czas jest również względny.Wiadomodziś, że gdyby ku krańcom naszej galaktyki wysłać człowieka w pojezdzie kosmicznym, toprawdopodobnie, w zależności od tego jak szybko i jak daleko by poleciał, na ziemi zastałby poswym powrocie już następne pokolenia, choć sam postarzałby się najwyżej o pięć lub dziesięć lat.Wszystko zależy od prędkości, z jaką poruszamy się w przestrzeni. Na razie osiągamy szybkość zaledwie jedenastu kilometrów na sekundę.Pan zaś mówi o pręd-kościach ponadświetlnych.To bajka. Owszem.Ale to bajka jedynie dla pana i dla ludzi panu współczesnych.Może ona być jednakrzeczywistością dla istot ludzkich, żyjących na przykład w roku trzytysięcznym.  To prawda  zgodziłem się z nim. Do tego czasu technika i cywilizacja mogą zrobićogromne postępy. No, właśnie.I niewykluczone, że ludzie z roku trzytysięcznego także będą się interesowaliprzeszłością.Dla tego celu zbudują owe  wehikuły czasu , przezroczyste, szklane kule, i będąprzenosić się w nich w dowolny wiek, a nawet w dowolny rok, aby obserwować życie na ziemi wminionych czasach.Ba  roześmiał się cichutko  jestem pewien, że oni już to czynią.Od czasudo czasu widziano na niebie przezroczyste dyski nazwane Niezidentyfikowanymi Obiektami La-tającymi.Ileż ton zadrukowanego papieru poświęcono zastanawianiu się, czy nie przebywają wtych pojazdach istoty z kosmosu.Ten i ów nawet spotykał się z zielonymi ludkami.Zastanawianosię, czemu latają nad Ziemią i nie chcą nawiązać kontaktu z ludzmi.A nikomu jakoś przez myślnie przeszło, że nie są to istoty z innych galaktyk, ale ludzie z Przyszłości, którzy w swych pojaz-dach czasu obserwują życie istot ludzkich w naszej terazniejszości.Innymi słowy, Przyszłość ztrzytysięcznego roku usiłuje zobaczyć, jak wygląda życie człowieka dwudziestego wieku. To bardzo ciekawa i oryginalna hipoteza  stwierdziłem bez zachwytu.Albowiem przypomniałem sobie to, co Dawson opowiedział mi na początku naszej znajomości:że jest zamożnym człowiekiem od dziesięciu lat przebywającym w sanatorium doktora RodrigoAlvareza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •