[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pięć minut.Co ja mam robić przez pięć minut - makijażpoprawiać?I po chwili do mnie dotarło.Kevlar.Absurdalne buty.Dżinsy i kurtka.%7ładnychszpilek.Kask.Suzi.Chryste! On chce mnie wsadzić na motor! Wyglądam przez okno, zzazasłonki, jak jakaś Pelagia śledząca sąsiadów.Nie widzę nic.Pewnie stoi z drugiej stronybudynku.Szlag.- Jagoda, opanuj się - mówię do siebie cicho.Biorę wdech.Przeciągam dłońmi powłosach i zamykam oczy.Spokój wraca.Oddycham chwilę.Jest okej.Idę.W windzie poprawiłam jeszcze włosy, przetarłam skórę pod oczami, usuwającewentualne resztki obsypującego się tuszu, przeciągnęłam usta pomadką.Próżność? No,próżność.Babskie sztuczki.Radek stoi pod blokiem i.- Niech zgadnę.Suzi - mówię, wskazując palcem potworę na dwóch kółkach.Nie, niejestem fanką motocykli.- Suzi, Suzi.- Radek uśmiecha się.Otwiera pojemnik z tyłu potwory i wyciąga drugikask.- Proszę - mówi.Trzymam kask w obu rękach i patrzę na niego z czymś, co, mam nadzieję, wygląda nalekko ironiczny, acz uroczy uśmiech.Wstyd mi przyznać, że nie wiem, co zrobić.Nie umiemgo założyć i wstyd mi, że nie umiem.Nie lubię czegoś nie umieć.Nie lubię bardzo.- Wolałbym, żebyś go miała na głowie - oznajmia Radek i patrzy na mnie, wsiadającna motocykl jednym lekkim ruchem.Dość seksownym.Potem wkłada swój kask, a ja czujęsię jeszcze gorzej, bo nie wiem teraz, czy na mnie patrzy, czy nie.Próbuję dyskretniepodejrzeć, jak zapina swój.Nie dało rady.Robi to za szybko.No nic.Wkładam kask nagłowę, po czym udaję, że go dopasowuję, że dopinam kurtkę.Ależ paskudne uczucie, taka bezradność.Niech go cholera z tą całą Suzi!Radek widzi, co się dzieje, łapie mnie za brzeg kurtki i przyciąga lekko do siebie.Dopina kask, po czym pokazuje uniesiony kciuk i odwraca się przodem do kierownicy, abokiem do mnie, jakbym już była gotowa.Wkłada absurdalne rękawice, odpala silnik.AoJezu.Wzdycham ciężko i siadam za nim.Głupio mi, bo znów nie wiem, co dalej.Czuję, żemam coraz gorętsze policzki.Chcę wrócić do domu i zapomnieć o całej tej wyprawie.%7łałuję,że się zgodziłam, że się ubrałam w dżinsy i że zrobiłam tego cholernego frencza napaznokciach.No ale słowo się rzekło.Przysuwam się do jego pleców i obejmuję go niby nonszalancko jedną ręką w pasie,drugą kładę sobie na udzie.Już za chwilę tego pożałuję.Suzi rusza mocno i szybko, a ja czuję, jak grawitacja odciąga mnie w tył.Mały włos, arymsnęłabym całym ciałem na asfalt.W tym momencie ciało ma już własny pomysł naprzetrwanie i kompletnie ignoruje dumną głowę - obie ręce automatycznie wczepiły się wkevlarowe ciało Radka, nogi ciasno przylgnęły do siedziska.Jestem wielką przyssawkąwczepioną w jego plecy.Jak huba.Jak jakiś kalmar z mackami zamiast rąk - nawiasemmówiąc, mógł wspomnieć, żebym i ja wzięła rękawiczki.Ruszyliśmy.To było niesamowite! Pierwszy raz w życiu jechałam na motocyklu - ibyłam oszołomiona.Zawrotna prędkość, zwinność, z jaką mijaliśmy samochody, dawałypoczucie wolności i swobody.Poczułam mocny zastrzyk adrenaliny - najlepszego icałkowicie legalnego narkotyku, jedynego, jakiego nie boję się używać, choć nie mam dotego zbyt wielu okazji.Nie tak.Nie w ten sposób.Szaleństwo.Chłonęłam każdą chwilę.Zpoczątku, wtulona w plecy Radka, skupiałam się na odczuciu całkowitej podległości - byłamzależna od niego, zdana na niego i maszynę pod nami.Po jakimś czasie odważyłam się unieśćgłowę i wyglądałam zza jego ramienia na ulicę, na migające po bokach budynki, drzewa,ludzi i auta.Na każdym zakręcie Suzi pochylała się nisko, a ja dostawałam ataków paniki,pewna, że za moment otrę się o asfalt, spadnę, połamię się i umrę.Ale nie spadłam.Wczuwałam się coraz bardziej w płynność ruchów, w przeczące grawitacji przechyły, wszybkość, z jaką przemierzaliśmy kolejne odcinki trasy.Gdy przystawaliśmy na światłach,łapałam się na tym, że przez większość czasu wstrzymywałam oddech, i na tych krótkichpostojach łapałam łapczywie tlen.Mięśnie opanował wielki skurcz dyktowany woląprzetrwania, zacisnęłam dłonie na kurtce Radka jak imadła i nie puściłabym tej kurtki za nicw świecie.Niesamowite.Absolutnie niesamowite. Wyjechaliśmy gdzieś poza Warszawę i przyznam, że przejażdżka zaczęła mniemęczyć - ręce osłabły, kark i plecy bolały od niewygodnej, skulonej pozycji, byłam lekkooszołomiona nadmiarem wrażeń i osłabiona nierównym oddechem.Na szczęście wkrótcepodjechaliśmy pod nieduży parterowy budynek, który wyglądał jak stary magazyn.Beżowy,pokryty sprej owymi malowidłami.Wkoło chwasty, przed budynkiem spękany betonowy placz kałużami, tu i ówdzie jakieś płotki, rampy, słupki.Zdjęłam kask i z trudem zsiadłam z motoru.Dotknęłam swojej głowy.O Jezu.Mojewłosy były spocone i przyklejone do czoła.Muszę wyglądać jak skończona idiotka.Szybkimruchem rozpuściłam włosy i roztrzepałam je dłonią, udając, że to dla mnie normalka.W tymczasie Radek postawił Suzi na nóżce i schował kaski w pojemniku z tyłu motocyklu.- Jesteśmy - oznajmił, jakby to było całkowicie oczywiste, że przywiózł mnie nazwiedzanie baraku.- Gotowa?- Na co? - spytałam.- Zobaczysz.- Uśmiechnął się.Dawno nie widziałam go tak pewnego siebie.Dobrzesię czuł w tej roli, w miejscu, które ewidentnie znał i które było w jakimś sensie jego.-Poczekaj tu - dodał i zniknął w budynku.Stałam jak głupia na środku placu, nie mając pojęcia, co zrobić.Zwykle w takichchwilach sięgam po papierosa - daje zajęcie rękom, sylwetce nonszalancję, którą możnazgrabnie przypudrować całkowite zagubienie i niepewność.Nie miałam jednak ochoty napalenie, poza tym nie zeszła jeszcze ze mnie adrenalina po jezdzie i byłam rozedrgana.Nie wiem, jak długo tak stałam.Trzy minuty, pięć czy dziewięć, dość że miałamszansę dokładniej rozejrzeć się po placu.Płotki, rampy i bramki służyły do tresury psów - tylewiem, głupia nie jestem.No świetnie.Przyjechałam kibicować aportującym jamnikom? Amoże sama mam się nauczyć turlania czy jak to się nazywa? I gdzie polazł Radek? Chcę dodomu.Nienawidzę niepewności, nie lubię być stawiana w takich sytuacjach i absolutnie nieznoszę, kiedy ktoś mnie tak zostawia bez słowa wyjaśnienia.Po chwili Radek wyłonił się z budynku z niedzwiedziem u boku.Przysięgam, to był niedzwiedz.Potwór.Bydlę.Rany, jakie to coś jest wielkie.Wielkie, włochate i obślinio.Zliniak! Tak! To był piesze zdjęcia Radka, które widziałam w necie.Na zdjęciu nie było widać, jak naprawdę wielkijest ten cały śliniak!- Travis, przywitaj się - powiedział Radek do potwora, a ten posłusznie rzucił się na mnie, wskoczył mi łapami na ramiona i wielkim mokrym, śmierdzącym jęzorem zaczął mnielizać po twarzy.Waga potwora o mało nie zwaliła mnie z nóg, a smród z paszczydoprowadził do mdłości.Odruchowo skrzywiłam się i odchyliłam głowę.- Travis, noga! - powiedział mocnym głosem Radek, a pies posłusznie usunąłniedzwiedzie łapy z moich obojczyków i siadł.Wielkie brązowe oczydła wpatrywały się wemnie radośnie, a ogon tłukł o ziemię.Nagle poczułam, że wcale nie chcę, żeby złaził.- Nie, nie - powiedziałam - jeszcze chwilkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •