[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Zmobilizowałeś nasdo tego.Za dużo gadasz, Reacher.Dzięki temu możemy się ciebiepozbyć.— Odłóż broń — powiedziała Lila.— Miej choć trochę godności.Nie stój jak idiota, trzymając w ręku niezaładowany pistolet.Nie poruszyłem się.Lila obniżyła lufę pistoletu i strzeliła w podłogę między moimistopami.Uplasowała pocisk dokładnie pośrodku między czubkamibutów.To nie był łatwy strzał.Świetnie radziła sobie z bronią.Z klepekposypały się drzazgi.Skrzywiłem się lekko.Tłumik SIG-a byłgłośniejszy od tłumika MP5.Huk był taki, jakby ktoś nie upuścił, alerzucił na podłogę książkę telefoniczną.Smużka dymu uniosła się zmiejsca, gdzie sośnina zatliła się pod wpływem tarcia.Mosiężna łuskanaboju zatoczyła łuk i potoczyła się z brzękiem po podłodze.Zostało jej pięć pocisków.— Odłóż broń — powiedziała.Przełożyłem pasek MP5 przez głowę i trzymając pistolet za uchwyt,opuściłem rękę.Nie mógł mi się dłużej przydać, chyba że w charakterzeważącej siedem funtów metalowej maczugi.Wątpiłem jednak, bymzdołał podejść do którejkolwiek z nich i jej użyć.A nawet gdybymzdołał, wolałem walkę gołymi rękoma.Siedmiofuntowa metalowamaczuga jest dobra, ale nie tak dobra jak ważąca dwieście pięćdziesiątfuntów ludzka maczuga.— Rzuć go tutaj — powiedziała Swietłana.— Ale ostrożnie.Jeślitrafisz którąś z nas, zginiesz.Rozkołysałem lekko broń i rzuciłem ją.Przeleciała leniwie wpowietrzu i odbiła się lufą od przeciwległej ściany.— Teraz zdejmij kurtkę — poleciła Swietłana.Lila wycelowała z pistoletu w moją głowę.Wykonałem polecenie.Zdjąłem kurtkę i rzuciłem ją obok MP5.Swietłana wyszła zza kuchennego blatu i przetrząsnęła jej kieszenie.Znalazła dziewięć nabojów i częściowo zużytą rolkę taśmy.Postawiładziewięć nabojów na sztorc na blacie.Obok położyła taśmę.— Rękawiczka — powiedziała.Posłuchałem jej.Zdjąłem rękawiczkę i rzuciłem ją w ślad za kurtką.— Buty i skarpetki — powiedziała.Podskakując najpierw na jednej, a potem na drugiej nodze, iopierając się o ścianę, żeby nie stracić równowagi, rozwiązałemsznurowadła, zdjąłem buty i ściągnąłem skarpetki, po czym rzuciłem jepo kolei na stertę.— Teraz podkoszulek — poleciła Lila.— Zdejmę go, jeśli ty też zdejmiesz — odparłem.Lila opuściła rękę o dziesięć stopni i wpakowała kolejną kulę wpodłogę między moimi nogami.Huk tłumika, drzazgi idące z podłogi,dym, brzęk zużytej łuski.Zostały jej cztery pociski.— Następnym razem strzelę ci w nogę — powiedziała.— Podkoszulek — ponagliła mnie Swietłana.Po raz drugi w ciągu ostatnich pięciu godzin zdjąłem T-shirt nażądanie kobiety.Oparłem się plecami o ścianę i rzuciłem podkoszulekna stertę.Lila i Swietłana przez chwilę przyglądały się moim bliznom.Chyba im się spodobały.Zwłaszcza ta po szrapnelu.Lila wysunęła z ustczubek języka, różowy, wilgotny i spiczasty.— Teraz spodnie — powiedziała Swietłana.— Twój pistolet jest chyba pusty — stwierdziłem, patrząc na Lilę.— Nie jest — odparła.— Zostały mi cztery kule.Na dwie ręce i dwienogi.— Zdejmij spodnie — powtórzyła Swietłana.Rozpiąłem guzik i suwak i ściągnąłem z nóg sztywny denim.Wysunąłem nogi z nogawek.Opierając się plecami o ścianę,kopnąłem spodnie na stertę.Swietłana je przeszukała.Sprawdziłakieszenie.Położyła moje rzeczy na kuchennym blacie obok dziewięciunabojów i rolki taśmy.Moje pieniądze, w tym kilka monet.Starynieważny paszport.Kartę bankomatową.Kartę miejską.WizytówkęTheresy Lee.I moją składaną szczoteczkę do zębów.— Niewiele tego — stwierdziła.— Wszystko, czego potrzebuję — odparłem.— Nic, co jestniepotrzebne.— Jesteś biednym człowiekiem.— Nieprawda, jestem bogaty.Posiadanie wszystkiego, czego siępotrzebuje, to definicja zamożności.— No to spełni się twoje amerykańskie marzenie.Umrzesz bogaty.— Wszyscy mają taką możliwość.— Tam, skąd pochodzimy, mamy więcej od ciebie.— Nie lubię kóz.W chłodnym wilgotnym pomieszczeniu zapadła cisza.Stałem bezruchu, nie mając na sobie nic poza nowymi białymi bokserkami.P220tkwił nieruchomo w dłoni Lili.Mięśnie jej ręki były napięte niczymcienkie liny.Z leżącego przy łazience martwego faceta nadal wyciekałyróżne płyny.Za oknem była piąta rano i miasto zaczynało się budzić.Swietłana zwinęła w tobołek moje ubranie, buty i broń i cisnęła towszystko za blat.Postawiła za nim dwa drewniane krzesła.Podniosła zpodłogi mój telefon, zamknęła klapkę i odrzuciła go na bok.Robiła nammiejsce.Uprzątała je.Pokój dzienny miał mniej więcej dwadzieścia nadwanaście stóp.Stałem, opierając się plecami o jedną z dłuższych ścian,w połowie jej długości.Lila obeszła mnie, celując z pistoletu i stanęła wprzeciwległym rogu przy oknie.Miałem ją teraz trochę z boku.Swietłana przeszła do kuchni.Usłyszałem, jak otwiera szufladę.Usłyszałem, jak ją zamyka, Zobaczyłem, że wraca.Niosła dwa noże.Długie rzeźnickie narzędzia.Do patroszenia, filetowania ioddzielania mięsa od kości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]