[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Koniec, kropka! Kościół będzie bogatszy, a wy pój-dziecie z torbami.Zanim odmówisz, zastanów się dobrze nad mojąhojną ofertą i nad tym, jak mało na nią zasługujesz, zimna, pozbawionaserca namiastko brata. To ty jesteś potworem, Paulino.Wychowałem dziewczynęprzyzwoicie.Nie miała się na co uskarżać.Naraiłem jej nawet dobregokandydata na męża, a to więcej, nizli jej się należy. Oddanie jej w niewolę idiocie nazywasz dobrym małżeństwem?Ja nazwę to potwornym, zimnym okrucieństwem.A gdyby dziadek niezapisał jej winnicy? Villasse! Też mi kandydat! Ciekawa jestem, jakąpodłość z nim uknułeś! Ano, właśnie! Byłabym zapomniała! Przykromi, braciszku, musisz ją tu zostawić, z zapłatą czy bez.Obejdziesz sięsmakiem, biedaku! O czym do licha mówisz, szalona kobieto? Villasse nie żyje.Jest martwy jak głaz, i to z powodu Sybilli.Uciekła przed skandalem.Nie możesz przyjąć jej z powrotem dodomu, nie narażając własnej diabła wartej reputacji! Doprowadziła go do samobójstwa? Tego się po nim niespodziewałem.Boże, co za wstyd! Więcej, braciszku, więcej, i na twoim miejscu nie wspomina-łabym o tym.Chyba nie chcesz, żeby rozeszły się plotki? Obiecał mi pożyczkę! Jak ja spłacę długi? Wiedziałam, że to trafi ci do serca.Uznaj mnie za zastęp-czynię Villasse'a i podpisz, proszę, ten dokument.Nie ufam ci, po-dobnie jak mądre kozlę nie powinno ufać staremu wilkowi.Kazałamspisać umowę.Niniejszym zrzekasz się na moją rzecz prawnej opiekinad Sybillą.Nie chcę, żebyś upomniał się o swe ojcowskie prawa,kiedy przyjedzie do was w odwiedziny, i zamknął ją w klasztorze. To stary dokument. Mam go od dawna.Dziś jest tak samo dobry jak w dniu, wktórym go napisano.Widzisz tę linijkę? Wiążąca na wiek wieków. Niejestem głupia, bracie. Więc zabieraj ją i niech cię wszyscy diabli! Rad jestem, żesię jej pozbędę.Od dziecka sprawiała tylko kłopoty, a teraz jest jużza stara, żeby wydać ją za mąż.Możesz się nią cieszyć do woli. Ależ, ojcze. Azy napłynęły mi do oczu.121 Owszem, bracie, już się cieszę.Nie płacz, Sybillo, to dla two-jego dobra.Uciekłam z komnaty.Wbiegłszy do sypialni, zdjęłam wspaniałąsuknię, wysoką lnianą kryzę i piękny diadem z pereł i rzuciłam się zpłaczem na łóżko. Zawsze możesz wyrazić życzenie, żeby naprawdę cię kochali rozległ się obłudny głos z kuferka.ROZDZIAA XI21 sierpnia A.D.1556Dziś wieczerzałem u pana de Biragues.W kurczętach tkwiłyresztki piór, a sos przyprawił mnie o niestrawność.Jakim cudem cimożni znoszą własną kuchnię? Każę Leonowi kupić trochę senesuu tego szarlatana z rue Saint-Jacques.Będzie jak znalazł przednastępną wizytą u jakiegoś arystokraty o żelaznym żołądku.Miałem sen, bez wątpienia spowodowany sosem.(Przynajmniejmam nadzieję, że winny był sos.) Znajdowałem się w mrocznejpracowni czarnoksiężnika.Było grubo po północy; patrzyłem ztyłu na kobietę spowitą we wdowią czerń, klękającą przed stołemudekorowanym niczym ołtarz, na którym paliły się czarne świece.Przed nią stał kufer.Kiedy go otwarła, świece zgasły jak zdmuch-nięte huraganowym wichrem.Nim jednak zapadła kompletnaciemność, klnę się, że przez mgnienie oka ujrzałem coś, czego mia-łem nadzieję nigdy już nie oglądać na ziemi.Gdy się obudziłem, wuszach wciąż jeszcze brzmiał mi ohydny śmiech i głos, który mó-wił: Michale de Nostre-Dame, w końcu przybyłem do Francji, abysię z tobą zmierzyć.Powstrzymaj mnie, jeśli zdołasz. Wypiłemczarkę jęczmiennego kleiku, który stał przy łóżku, a potem modli-łem się aż do rana.Mam nadzieję, że ten sen nie był wieszczy.Gotów jestem bowiem przysiąc, że widziałem w nim głowę Menan-dra Nieśmiertelnego, niszczyciela królestw, rabusia dusz, diabelskąbramę Piekieł tak jak widziałem ją po raz pierwszy w skarbcupotężnego Sulejmana Wspaniałego.Boże, bądz miłościwi Przezmoje grzechy ten straszliwy przedmiot do dziś nęka mnie stra-chem i trwożnym pożądaniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]