[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten zaÅ› szedÅ‚ dalej, skrÄ™cajÄ…c to w jeden, to w inny paÅ‚acowy korytarz, oddalajÄ…c siÄ™coraz bardziej od swych apartamentów.Podtrzymywanie Kokonu ZwiatÅ‚a wymagaÅ‚obardzo niewielkich iloÅ›ci Mocy  w istocie tak maÅ‚o, że żaden mężczyzna nie wyczuÅ‚-by korzystania z saidina, póki nie znalazÅ‚by siÄ™ tuż obok dzierżącego sploty  i używaÅ‚go zawsze, gdy sÄ…dziÅ‚, że ktoÅ› go może zobaczyć.Tamci musieli mieć swoich szpiegóww PaÅ‚acu.Być może dziÄ™ki ta veren wyszedÅ‚ akurat we wÅ‚aÅ›ciwym momencie ze swychapartamentów, pod warunkiem oczywiÅ›cie, iż ta veren zdolny byÅ‚ oddziaÅ‚ywać na siebiesamego, a może byÅ‚ to tylko zwykÅ‚y zbieg okolicznoÅ›ci.LiczyÅ‚ jednak poniekÄ…d na swÄ…zdolność odksztaÅ‚cania Wzoru i ewentualność, iż napastnicy wpadnÄ… mu w rÄ™ce, wciążprzekonani o jego Å›mierci lub kontuzji.Lews àerin wyÅ›miaÅ‚ tÄ™ myÅ›l.Rand czuÅ‚ nie-omal namacalnie, jak tamten w oczekiwaniu zaciera rÄ™ce.Po trzykroć jeszcze musiaÅ‚ korzystać z osÅ‚ony Mocy, kiedy obok przebiegaÅ‚y Pannyz zasÅ‚oniÄ™tymi twarzami, i raz, kiedy zobaczyÅ‚ Cadsuane sunÄ…cÄ… korytarzem na czele conajmniej szeÅ›ciu Aes Sedai, wÅ›ród których żadnej nie rozpoznaÅ‚.WyglÄ…daÅ‚y tak, jakbyna kogoÅ› polowaÅ‚y.ZciÅ›le rzecz biorÄ…c, nie obawiaÅ‚ siÄ™ siwowÅ‚osej siostry.Nie, oczywi-Å›cie, że nie! PoczekaÅ‚ jednak, aż ona i jej przyjaciółki na dobre zniknęły mu z oczu, nim504 uwolniÅ‚ maskujÄ…cy splot.Na widok Cadsuane Lewsowi àerinowi jakoÅ› odechciaÅ‚o sięśmiać.MilczaÅ‚ jak grób, póki nie zniknęła.Rand odsunÄ…Å‚ siÄ™ od Å›ciany, a wtedy tuż obok otworzyÅ‚y siÄ™ drzwi i wyjrzaÅ‚a przez nieAilil.Nie miaÅ‚ nawet pojÄ™cia, że przydzielono jej kwaterÄ™ tak blisko jego pokoi.Tuż zaniÄ… staÅ‚a ciemnoskóra kobieta z grubymi zÅ‚otymi kolczykami w uszach i licznymi me-dalionami na zÅ‚otym Å‚aÅ„cuszku biegnÄ…cym przez lewy policzek do kółka w nosie.Sha-lon, Poszukiwaczka Wiatrów Harine din Togara, ambasador Atha an Miere, która wpro-wadziÅ‚a siÄ™ do PaÅ‚acu razem ze Å›witÄ… nieomal natychmiast po tym, jak Merana poinfor-mowaÅ‚a jÄ… o ratyfikacji umowy.Spotkanie z kobietÄ…, która być może chciaÅ‚a jego Å›mier-ci.Oczy tamtych wyszÅ‚y z orbit na jego widok.PostÄ…piÅ‚ z nimi z caÅ‚Ä… delikatnoÅ›ciÄ…, na jakÄ… byÅ‚o go stać, pamiÄ™tajÄ…c jednak, że naj-ważniejszy jest poÅ›piech.Kilka chwil po tym, jak otworzyÅ‚y siÄ™ drzwi, już umieÅ›ciÅ‚ co-kolwiek stÅ‚amszonÄ… Ailil pod łóżkiem w towarzystwie Shalon.Być może wcale nieuczestniczyÅ‚y w tym, co siÄ™ dziaÅ‚o.Może.Lepiej teraz zadbać o bezpieczeÅ„stwo, niż póz-niej żaÅ‚ować.Cztery pary kobiecych oczu patrzyÅ‚y naÅ„ wÅ›ciekle znad ust wypchanychszalami Ailil, dwa ciaÅ‚a szarpaÅ‚y siÄ™ w wiÄ™zach pasów zrobionych z kapy na łóżko, któ-rych użyÅ‚ do skrÄ™powania ich nadgarstków i kostek.PodwiÄ…zana tarcza, którÄ… oddzieliÅ‚Shalon od yródÅ‚a, obezwÅ‚adni jÄ… na dzieÅ„ lub dwa, zanim wÄ™zeÅ‚ sam siÄ™ nie rozplÄ…cze,ale z pewnoÅ›ciÄ… ktoÅ› je wczeÅ›niej odnajdzie i rozetnie bardziej materialne wiÄ™zy.CaÅ‚y czas przejmujÄ…c siÄ™ tÄ… tarczÄ…, uchyliÅ‚ odrobinÄ™ drzwi i wyjrzaÅ‚ przez szczelinÄ™ chwilÄ™ pózniej wyszedÅ‚ poÅ›piesznie na pusty korytarz.Nie mógÅ‚ pozwolić na to, byPoszukiwaczka Wiatrów zachowaÅ‚a zdolność do przenoszenia, jednak oddzielenie ko-biety od yródÅ‚a nie byÅ‚o kwestiÄ… paru kropel Mocy.JeÅ›li któryÅ› z napastników byÅ‚ w po-bliżu.Ale nawet w gÅ‚Ä™bi krzyżujÄ…cych siÄ™ korytarzy nikogo nie zobaczyÅ‚.W odlegÅ‚oÅ›ci pięćdziesiÄ™ciu kroków od pokoi Ailil korytarz wychodziÅ‚ na kwadrato-wy, otoczony balustradÄ… balkon z bÅ‚Ä™kitnego marmuru, z którego wiódÅ‚ podwójny sze-reg szerokich schodów na dół, do kwadratowej komnaty z wysokim Å‚ukowym sklepie-niem, po drugiej stronie znajdowaÅ‚ siÄ™ identyczny balkon.DÅ‚ugie na dziesięć krokówdraperie zwisaÅ‚y ze Å›cian, przedstawiono na nich ptaki wzbijajÄ…ce siÄ™ ku niebu, nama-lowane geometrycznÄ… manierÄ….PoÅ›rodku pomieszczenia staÅ‚ na czatach Dashiva nie-pewnie oblizujÄ…cy wargi.Byli z nim Gedwyn i Rochaid! Lews àerin, zajÄ…kujÄ…c siÄ™, za-czÄ…Å‚ zawodzić o zabijaniu..mówiÄ™ ci, że nic nie poczuÅ‚em  mówiÅ‚ Gedwyn. On nie żyje!Ale Dashiva wÅ‚aÅ›nie zobaczyÅ‚ Randa u szczytu schodów.Jedynym ostrzeżeniem, jakie otrzymaÅ‚, byÅ‚ nagÅ‚y grymas, który wykrzywiÅ‚ twarzDashivy.Tamten przeniósÅ‚, Rand zaÅ› nie majÄ…c czasu do namysÅ‚u, zaczÄ…Å‚ tkać sploty i podobnie jak wiek razy wczeÅ›niej, nie miaÅ‚ pojÄ™cia, co to bÄ™dzie.Najwyrazniej coÅ›wydobytego z gÅ‚Ä™bin pamiÄ™ci Lewsa àerina, nawet nie byÅ‚ do koÅ„ca pewien, czy sam505 stworzyÅ‚ splot, czy też Lews àerin wyrwaÅ‚ mu saidina  Powietrze, OgieÅ„ i ZiemiaoplotÅ‚y go w jednej chwili.I wtedy uderzyÅ‚ w niego ogieÅ„, który wytrysnÄ…Å‚ z dÅ‚oni Da-shivy, strzaskaÅ‚ pobliski marmur, a nim cisnÄ…Å‚ w gÅ‚Ä…b korytarza  Rand przeleciaÅ‚ kilkakroków, kozioÅ‚kujÄ…c i obracajÄ…c siÄ™ w swym ochronnym kokonie.Ta osÅ‚ona byÅ‚a w stanie wytrzymać wszystko prócz samego ognia.Ale jednoczeÅ›nienie przepuszczaÅ‚a powietrza.Rand zaraz wiÄ™c uwolniÅ‚ splot i dyszÄ…c ciężko, sunÄ…Å‚ poposadzce, a tymczasem echo eksplozji wciąż jeszcze tÅ‚ukÅ‚o siÄ™ po korytarzach, pyÅ‚ wi-siaÅ‚ w powietrzu, toczyÅ‚y siÄ™ ostatnie fragmenty rozÅ‚upanego marmuru.Nim jego ciaÅ‚ozatrzymaÅ‚o siÄ™, przeniósÅ‚ OgieÅ„ i Powietrze, ale splecione zupeÅ‚nie inaczej niż w przy-padku Kokonu ZwiatÅ‚a.Z lewej dÅ‚oni wyskoczyÅ‚y nici czerwieni  rozwidlajÄ…c siÄ™, kie-dy przecinaÅ‚y stajÄ…cy im na drodze kamieÅ„, popeÅ‚zÅ‚y do miejsca, gdzie staÅ‚ Dashiva zewspólnikami.Po jego lewej stronie wytrysnÄ…Å‚ strumieÅ„ ognistych kul, kul Ognia sple-cionego z Powietrzem, tak szybko, że nie nadążaÅ‚ ich liczyć, które wypalaÅ‚y sobie dro-gÄ™ przez kamieÅ„, zanim eksplodowaÅ‚y w komnacie.CiÄ…gÅ‚y ogÅ‚uszajÄ…cy ryk sprawiaÅ‚, żePaÅ‚ac drżaÅ‚ w posadach.W jednej chwili byÅ‚ już na nogach i biegÅ‚ z powrotem w kierunku apartamentówAilil.CzÅ‚owiek, który zaatakowaÅ‚, a potem czekaÅ‚ w jednym miejscu na reakcjÄ™, sam siÄ™prosiÅ‚ o Å›mierć.Wprawdzie sam gotów byÅ‚ umrzeć, ale jeszcze nie teraz.WykrzywiajÄ…cwargi w bezdzwiÄ™cznym grymasie, przemknÄ…Å‚ przez nastÄ™pny korytarz, potem zbiegÅ‚po wÄ…skich schodach dla sÅ‚użby i dotarÅ‚ na niższe piÄ™tro.ZachowujÄ…c jak najdalej posuniÄ™tÄ… ostrożność, zmierzaÅ‚ do miejsca, gdzie wczeÅ›niejwidziaÅ‚ DashiyÄ™, Å›miertelne sploty drżaÅ‚y gotowe do natychmiastowego uwolnienia, gdyktóryÅ› bodaj przed nim mignÄ…Å‚. Powinienem byÅ‚ pozabijać ich na samym poczÄ…tku  dyszaÅ‚ Lews àerin.  Trze-ba byÅ‚o zabić ich wszystkich!Rand pozwoliÅ‚ mu siÄ™ wÅ›ciekać.Wielka komnata wyglÄ…daÅ‚a jak skÄ…pana w ogniu.Z draperii zostaÅ‚y tylko poczerniaÅ‚estrzÄ™py strawione przez pÅ‚omienie, w Å›cianach i na posadzce widniaÅ‚y szerokie na krok,wypalone bruzdy.Schody, po których Rand chciaÅ‚ parÄ™ chwil temu zejść, w poÅ‚owiedrogi ziaÅ‚y dziesiÄ™ciostopowÄ… szczelinÄ….Po trzech mężczyznach nie zostaÅ‚o Å›ladu.PÅ‚o-mienie nie mogÅ‚y przecież bez reszty pochÅ‚onąć ich ciaÅ‚.ZostaÅ‚yby jakieÅ› szczÄ…tki.SÅ‚użący w czarnym ka5àanie ostrożnie wysunÄ…Å‚ gÅ‚owÄ™ przez maleÅ„kie drzwiczki znaj-dujÄ…ce siÄ™ obok schodów w przeciwlegÅ‚ej Å›cianie komnaty [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    nclude("s/6.php") ?>