[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Maggie!- No właśnie, Maggie! - Z hukiem odstawiła na podłogę walizkę ipięściami podparła biodra.- Chciałam tylko przekazać panu, panie Sweeney,parę elementarnych uwag.- Na tyle jeszcze panowała nad sobą, że skinęłagłową podnoszącej się z krzesła kobiecie.- Pani nazywa się Eileen?- Tak.Cieszę się, że nareszcie mogę panią poznać, panno Concannon.- Miło mi to słyszeć.Muszę przyznać, że jak na osobę pracującą dlatyrana wygląda pani nadspodziewanie dobrze.- Wyraznie zaakcentowałasłowo  tyran.Wargi Eileen drgnęły w uśmiechu.Odchrząknęła i zamknęła swójnotatnik.- Mnie również jest miło.Czy jeszcze coś, panie Sweeney?- Nie, dziękuję.Załatw tylko te telefony.- Tak jest, proszę pana.- Wychodząc, Eileen zamknęła za sobą staranniedrzwi. Zrodzona z ognia 173- A więc? - Rogan wyciągnął się w krześle i piórem uderzał w środekdłoni.- Otrzymałaś moją wiadomość.- Otrzymałam.Przemierzyła pokój.Nie, pomyślał Rogan, raczej dumnie przepłynęłaprzezeń.Trzymając nadal ręce na biodrach, rzucała oczami złowrogie błyski.Nie poczuł się zakłopotany, iż na jej widok pociekła mu ślinka.- Za kogo ty się uważasz? - Oparła dłonie o biurko, miażdżąc pióro iołówki.- Podpisałam z tobą umowę na moje prace, Roganie Sweeneyu, iprzespałam się z tobą, ku własnemu szczeremu ubolewaniu.Ale nic nieupoważnia cię do wydawania mi rozkazów ani do przeklinania mnie co pięćminut.- Nie rozmawialiśmy w ostatnich dniach - przypomniał jej.- Więc jakmógłbym cię przeklinać?- Przez tę obrzydliwą maszynę, którą dziś rano wyrzuciłam do śmieci.Z niezmąconym spokojem zanotował coś w notesie.- Przestań notować.- Napisałem tylko, że potrzebna ci jest nowa automatyczna sekretarka.Doleciałaś bez kłopotu, jak widzę.- Bez kłopotu? Odkąd cię poznałam, to znaczy odkąd wlazłeś do mojejpracowni, mam same kłopoty.Nic tylko kłopoty.Wydaje ci się, że możeszmieć wszystko co zechcesz, nie tylko moją sztukę, co już jest samo przez sięniewłaściwe, ale także i mnie.Przyjechałam, żeby ci powiedzieć, że jesteś wbłędzie.Nie będę.dokąd do diabła idziesz? Jeszcze nie skończyłam.- Wcale nie uważam, że już skończyłaś.- Podszedł do drzwi, zamknął jena klucz i wrócił na miejsce.- Otwórz drzwi.- Nie.Fakt, iż się uśmiechał, wcale nie ulżył jej nerwom.- Nie dotykaj mnie.- Kiedy właśnie mam na to ochotę.Mam zamiar zrobić coś, czego niezrobiłem nigdy przez dwanaście lat mojej pracy w tym biurze.Poczuła nagłe bicie serca.- Nie zrobisz tego.Nareszcie coś ją poruszyło, zgorszyło, pomyślał.Zobaczył jejprześlizgujący się ku drzwiom wzrok, przyciągnął ją do siebie.- Będziesz się wściekać, gdy z tobą skończę.- Skończysz ze mnę? - Chciała go uderzyć, lecz nie zdążyła.Jego wargimiażdżyły jej usta.- Zdejmij ze mnie swoje łapy, brutalu.- Lubisz moje ręce.- I zaczął zdejmować z niej sweter.- Sama mi tomówiłaś.- To kłamstwo.Nie chcę tego, Roganie.- Gdy jego gorące usta muskały Nora Roberts 174jej szyję, protest przeszedł w pomruk.- Będę krzyczeć na całe gardło -zawołała, gdy ponownie złapała oddech.- A więc krzycz.- Ugryzł ją.- Lubię, kiedy krzyczysz.- Niech cię szlag trafi - wymamrotała.I nie stawiając już oporu, poddałasię, gdy kładł ją na podłogę.To był szybki, namiętny i szalony stosunek, który skończył się niemalnatychmiast po tym, jak się zaczął.Lecz tempo nie umniejszyło jego natężenia.Rozedrgani, leżeli spleceni obok siebie.Rogan odwrócił głowę i wycisnąłpocałunek na jej policzku.- To miło, żeś wpadła, Maggie.Zebrała wszystkie siły, by odepchnąć go od siebie.- Zabieraj się, brutalu.- Manewr udał się prawie, ale on był szybszy,błyskawicznie zmienił pozycję, pociągając ją za sobą, aż wylądowała na nimokrakiem.- Tak jest lepiej?- Od czego? - Uśmiechnęła się, zapominając na ułamek sekundy oswojej wściekłości.Odepchnęła go, usiadła i zaczęła poprawiać ubranie.-Jesteś bezczelnym facetem, Roganie Sweeneyu.- Dlatego, że cię powaliłem na podłogę?- Nie.- Zapięła spodnie.- Byłoby głupio z mojej strony tak mówić,skoro jest oczywiste, że sprawiło mi to przyjemność.- Aż nadto oczywiste.Gdy wstał i podał jej rękę, posłała mu lodowate spojrzenie.- To nie ma z tym nic wspólnego.Za kogo ty się uważasz, wydając mirozkazy, mówiąc, co mam robić, nie pytając mnie o zdanie?Pochylił się i podniósł ją z podłogi.- Jesteś tutaj, prawda?- Jestem, ty świntuchu, żeby ci powiedzieć, że nie będę tego tolerowała.Już prawie miesiąc, jak wyszedłeś z mojego domu, pogwizdując sobiebeztrosko, a.- Brakowało mi ciebie.Syknęła na niego.- Ale mnie ciebie nie brakowało.Miałam więcej pracy, niż mogłamnadążyć.Och, wyprostuj ten kretyński krawat.Wyglądasz jak pijak.Posłuchał jej.- Brakowało mi ciebie, Margaret Mary, choć ilekroć do ciebietelefonowałem, nie zadałaś sobie ani razu fatygi, żeby mi to samo powiedzieć.- Nie potrafię rozmawiać przez telefon.Jak można mówić do kogoś,kogo się nie widzi? A poza tym nie odbiegaj od tematu.- Od jakiego tematu? - Oparł się wygodnie o biurko. Zrodzona z ognia 175- Nie życzę sobie żadnych rozkazów.Nie jestem jedną z twoich sług anipracownic, wbij to sobie do głowy.Zapisz to w tym swoim wytwornymnotesie, jeśli masz trudności z pamięcią.Ale nigdy więcej mi nie mów, co,kiedy i jak mam robić.- Odetchnęła z satysfakcją.- A teraz, gdy, mamnadzieję, że już wszystko ci wyjaśniłam, wracam do domu.- Maggje.Jeśli nie zamierzasz zostać, to po co zapakowałaś walizkę?Tu ją trafił.Cierpliwie czekał aż ochłonie, aż irytacja, konsternacja izakłopotanie ustąpią z jej twarzy.- Może mam zamiar zostać w Dublinie na dzień lub dwa? Mogę chybarobić, co chcę, prawda?- Mmmm.Czy wzięłaś paszport?Spojrzała na niego podejrzliwie.- A jeśli tak, to co?- Dobrze.- Obszedł biurko i usiadł.- To nam zaoszczędzi czasu.Myślałem, że przy swoim uporze zostawisz go w domu.A jazda w tę i zpowrotem byłaby nużąca.- Poprawił się w fotelu i uśmiechnął do niej.-Dlaczego nie siadasz? Czy poprosić Eillen o herbatę?- Nie mam zamiaru siadać ani pić herbaty.- Założyła ręce, odwróciła sięi wpatrywała w wiszący na ścianie obraz Georgii O'Keeffe.- Dlaczego nieprzyjechałeś?- Było wiele przyczyn.Po pierwsze, zawalony byłem pracą.Musiałemwyjaśnić i uporządkować wiele spraw, pracowałem więc na trzy zmiany.Podrugie, chciałem trzymać się przez pewien czas z dala od ciebie.- Och, czyżby? - Nie odrywała wzroku od śmiałych kolorów obrazu.- Ateraz zmieniłeś zdanie?- Ponieważ nie przypuszczałem, jak bardzo pragnę być z tobą.- Czekał,potrząsnął głową.- Nie odpowiadasz, rozumiem.Nie masz zamiarupowiedzieć niczego w rodzaju  tak bardzo pragnęłam być z tobą ?- Pragnęłam.Nie dlatego, żebym nie miała własnego życia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •