[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiem.Ale sam nie dam rady odpowiednio się nimi zająć.- Jednak skoro zamierzasz się ożenić.- Chase odrzuca taką ewentualność.Nie zgodzi się.Mówi, że niepowinienem wymagać od niej takiego poświęcenia.To byłoby nie fair.Te dzieci- 108 -SR nie są nawet ze mną spokrewnione.I chyba ma rację, nie mogę obarczać jej takpoważnymi obowiązkami.- Spojrzał pytająco na Lizę.- Ma rację! - niemal wykrzyknęła, nie będąc w stanie dłużej pohamowaćzłości.To przede wszystkim nie fair w stosunku do dzieci.Skazywać je na takąmacochę! Każde inne rozwiązanie będzie dla nich o niebo lepsze.Tray nie krył zdziwienia.Może nawet szoku.Czyżby nie zdawał sobiesprawy, z jaką bezwzględną egoistką zamierzał się ożenić? Czy ma muotworzyć oczy? W ostatniej chwili ugryzła się w język.%7łe też ci faceci są tacyślepi!- No tak - powiedział, ucinając dyskusję.- Chase zwróciła mi uwagę najeszcze jedną sprawę.I chyba ma rację.Zarzuca mi, że za bardzo się ociągam zpodjęciem ostatecznej decyzji.Ona uważa, że to szkodzi interesom dzieci i zlewpływa na ich psychikę.Powinienem coś zrobić, i to szybko.Twierdzi, żeniepotrzebnie jestem taki podejrzliwy i dlatego nie podoba mi się żadna z osób,zgłaszających chęć adopcji Sunny i Petera.Pewnie rzeczywiście szukam dziuryw całym - dodał z rozterką w głosie.- Ale skąd mogę mieć pewność, żepowierzam dzieci odpowiednim ludziom? Co z tego, że zobaczę czyjś wyciąg zkonta lub dom? Albo usłyszę zapewnienia o miłości do dzieci? Jaką mamgwarancję, że Sunny będzie szczęśliwa, a Peter nabierze pewności siebie? Niewiem, co robić.Odchylił się w fotelu, zamknął oczy.Też je pokochał, uświadomiła sobie Liza, a jej złość znikła bez śladu.Czuła się wypalona, pozbawiona resztki sił.Jakim prawem go osądzała? Trayjest rozdarty.Z jednej strony chce zadowolić osobę, którą kocha, z drugiejzapewnić dzieciom szczęśliwe dzieciństwo i przyszłość, a na to wszystko nakła-da się odpowiedzialność za los tysięcy ludzi zatrudnionych w firmach, którereorganizował.Wziął na swe barki ogromny ciężar.Nie potrafiła przyglądać sięobojętnie.- 109 -SR Podniosła się, podeszła do niego i stanęła z tyłu.Delikatnie dotknęłapalcami jego twarzy, jakby chcąc zetrzeć z niej zmęczenie, wygładzić głębokowyżłobione zmarszczki.Przesunęła rękami po jego szyi, zaczęła łagodniemasować mięśnie barków.- Och, jak dobrze - mruknął, rozpinając koszulę.- Może być jeszcze lepiej - powiedziała rzeczowo.Nie umiała rozwiązaćjego problemów, ale potrafiła sprawić, by choć na chwilę się odprężył.-Poczekaj.- Przyniosła dwa prześcieradła i krem do rąk.- Zdejmij ubranie -poleciła.- Co takiego?Niemal wybuchła śmiechem na widok jego miny.- Tray, nie zamierzam cię molestować! Masaż lepiej działa na gołą skórę,dlatego powinieneś się rozebrać.Nie będę patrzeć - dodała, rozkładając nadywanie prześcieradło.Gdy już się położył, zaczęła mu powoli masować obolałe barki.- Lepiej byłoby na stole, ale jakoś sobie poradzimy.- Jest wspaniale - zamruczał.Zachichotał, jakby oświeciła gonieoczekiwana myśl.- Dodatkowa usługa, której nie wymieniłaś w swojejofercie.- Bo to nie powinno należeć do moich obowiązków - przekomarzała się znim.- Za masaż płaci się ekstra, a w dodatku podwójnie, bo już po godzinach.- No tak! Jeszcze trochę, a puścisz mnie z torbami.Och! Tak, tutaj -poprosił, wzdychając błogo.- Niezła jestem, co? - Roześmiała się, mocniej uciskając palcami obolałemięśnie.- Warto zapłacić.- Poczekaj, nie tak szybko.Umiesz się upomnieć o swoje, ale skąd mogęwiedzieć, czy masz odpowiednie kwalifikacje.- Nie ma sprawy.Wystarczy świadectwo kursów Czerwonego Krzyżaplus dwa lata praktyki w domu spokojnej starości?- 110 -SR - %7łartujesz - spytał zupełnie poważnie.- Pracowałam jako wolontariuszka, ale to chyba nie ma znaczenia.- Byłaś wolontariuszką? Dlaczego?- Jak to dlaczego? Uważasz, że to coś złego?Tray przez chwilę milczał.Wreszcie odezwał się cicho:- Nie, to nic złego.Po prostu rzadko się zdarza, by młoda kobieta,dziewczyna.To babcia przekonała Lizę, że warto pomyśleć czasami o innych.Starszapani była przekonana, że bezinteresowność jest najwyższą cnotą.I miała rację.Przyjemnie było patrzeć na rozpromienioną twarz pani Smith i wysłuchiwaćszczerych podziękowań.- Wolontariuszka w domu starców - powiedział z namysłem.- Daj spokój, to nic wielkiego - powiedziała, ciesząc się, że jego napiętemięśnie powoli się rozluzniają.Przez długą chwilę nie odzywał się, jedynie zduszone westchnieniaświadczyły, że masaż sprawia mu przyjemność.I to dużą.Liza też milczała.Tray zaczyna się odprężać, to dobrze.Tylko ona z każdą chwilą jest coraz bardziej niespokojna, coraz bardziejporuszona.Czuła pod palcami jego nagą skórę, twarde mięśnie, ciepło bijące odjego mocnego ciała.- Na Boga! Przestań.Ja.już nie mogę.- Tray przekręcił się na plecy,otoczył dziewczynę ramionami.Nie mogła się poruszyć.Nie mogła niczego zrobić, by powstrzymać todziwne drżenie wstrząsające jej ciałem.Nie potrafiła cofnąć ust przedupragnionym, wymarzonym pocałunkiem.Tray przytulił ją mocniej, przesunął dłonią po jej ciele, delikatnie musnąłpalcami piersi.Liza szarpnęła bluzkę, pochyliła się ku niemu, zapominając obożym świecie, z cichym, zdyszanym westchnieniem zatracając się w pieszczo-cie - bezrozumnie, szaleńczo, do upojenia.- 111 -SR Instynktownie wiedziała, że Tray czuje dokładnie to samo, że z nim teżdzieje się coś niezwykłego.- Pragnę cię - usłyszała jego zduszony szept.- Tak, tak.- Nie chciałem.Próbowałem się opanować.Ale.to ponad moje siły.Nie chciał! Te słowa podziałały na Lizę otrzezwiająco, jakby ktoś wylałjej na głowę kubeł lodowatej wody.Nieoczekiwanie przypomniała sobie rady,jakich ostatnio udzieliła jej Joline.Boże, czyżby bezwiednie próbowała usidlić Traya? Masaż.Czyżby tobył tylko pretekst, przewrotna prowokacja?Nie! Przecież nie należy do tych, które wymyślnymi sztuczkamidoprowadzają mężczyznę do szaleństwa, by tym łatwiej zdobyć jego uczucia.Uczucia! %7łeby jeszcze! Teraz chodziło wyłącznie o seks, nic więcej.Złana siebie, wyszarpnęła się z jego ramion.- Liza?Zmusiła się do uśmiechu.- Jesteś bezpieczny.Obiecałam, że nie będę cię molestować - powiedziałai pośpiesznie wyszła z pokoju.- 112 -SR ROZDZIAA TRZYNASTYChciał pobiec za nią, ale zaplątał się w prześcieradło.Zaklął siarczyście ipośpiesznie uwolnił z krępujących go więzów.Stał nieruchomo, zły na siebie.Ale się zachował! Ogarnął go wstyd [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •