[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiwaty przerodziły się we wrzask załogi dział czterdziesto- idwudzie- stomilimetrowych zostały zdziesiątkowane.Jeden z pocisków przeleciałTLRgładko przez kabinę nawigacyjną, bez trudu rozrywając cienką blachę stalowąnadbudówki.Zanim radiotelegrafista w kabinie zdążył zareagować, pociskprzeciął go na pół.Na dziobie działo numer pięćdziesiąt jeden wypluło ogromnąchmurę brudnoszarego dymu z obu włazów i zamilkło na zawsze.Pięćdziesiątedrugie ciągle strzelało, podobnie jak pozostałe.Salwa ominęła mostek, ale jeden zpocisków zerwał potężną antenę radaru z fokmasztu.Wtedy Marsh zauważył, że zwalniają.Spojrzał ku rufie i dostrzegł dwiepotężne dziury w przednim kominie, który zaczął się niebezpiecznie przechylać.Gdy sięgał do przycisku telefonu wewnętrznego, kolejne pociski wylądowały wpobliżu; jeden z nich uderzył płasko o wodę, podskoczył na falach i uderzył wkotwicę na sterburcie, nie wybuchając.Pozostałe eksplodowały, zwalając napokład Evansa" niewyobrażalne ilości wody.W głośniku odezwał się głównyinżynier, porucznik Carson. Mostek, tu maszynownia, straciliśmy kocioł jeden A.Przypuszczam, żedymnice pionowe są uszkodzone.Przełączymy się na jeden B tak szybko, jaktylko zdołamy. Tu mostek, przyjąłem odpowiedział Marsh robi się tu gorąco. Tak, słyszeliśmy, kapitanie.Oczywiście, że słyszeli pociski wybuchające pod wodą wytwarzały dzwiękniczym bomby głębinowe, słyszane na pokładzie okrętu podwodnego.Marsh wydał rozkaz, by okręt zatoczył szeroki łuk, chcąc wydostać go ze strefyzagrożenia, było jednak za pózno.Gdy sternik obracał kołem, nadeszła kolejnasalwa tym razem otrzymali mocne uderzenie lub nawet dwa w sterburtę, napoziomie linii wodnej.Jeden z pocisków wleciał wprost do maszynowni nadziobie, gdzie mechanicy usiłowali podłączyć rezerwowy kocioł.Z przechylonegokomina przedniego wydobywały się kłęby czarnego dymu, którym towarzyszyłświst ulatującej pary.TLRMarsh słyszał już wcześniej ten dzwięk na Winstonie" i dobrze wiedział, co tooznacza.Wszyscy na dole byli prawdopodobnie martwi, a Evans" płynął najednym kotle rufowym.Chmura czarnego, tłustego dymu, wypływająca zuszkodzonego komina, miała potężne rozmiary.Pocieszający był jedynie fakt, żeJapończycy, uznając okręt za zatopiony, skierowali uwagę na inne cele.Ponownie zmienił kurs, okręt jednak reagował opornie.Krążowniki japońskieprzypuściły atak na dwa lotniskowce, płynące na końcu formacji.Z obuwydobywały się kłęby dymu.Działo numer pięćdziesiąt dwa zamilkło obsługamusiała zaczekać, aż pracujący pod pokładem uzupełnią zapas amunicji.Pięćdziesiątka jedynka także milczała, dymiąc wszystkimi otworami.WtedyMarsh zobaczył ogromną wyrwę w płycie bocznej podstawy, spowodowanąuderzeniem ośmiocalowego pocisku.Gdyby pocisk eksplodował, cały dzióbokrętu wyleciałby w powietrze.Tak czy inaczej, cała obsługa prawdopodobniepożegnała się z życiem.Wyczerpywał się zapas szczęścia Evansa" ta myślsprawiła, że poczuł mdłości.Zdał sobie sprawę, że ściska lornetkę tak mocno, ażrozbolały go ręce.Gdy Evans" chwiejnie oddalał się z miejsca katastrofalnego spotkania z liniąkrążowników, na niebie ukazały się amerykańskie samoloty.Marsh wywołałwszystkie stacje, by zgłosić uszkodzenia, patrząc, jak kolejne maszyny zniżają lotnad krążownikami, zrzucając bomby, pociski, chyba nawet bomby głębinowe.Niebył w stanie dostrzec, czy którakolwiek z nich zadała dotkliwe straty, alekrążowniki rozpierzchły się, próbując uniknąć pocisków, przy czym dwa z nichomal się nie zderzyły.Marsh zastanawiał się, gdzie dotychczas podziewały sięsamoloty.Spojrzał na zegarek i uświadomił sobie, że minęło zaledwie piętnaścieminut od rozpoczęcia akcji. Czas płynie szybko, gdy się dobrze bawimy" pomyślał.Przynajmniej krążowniki wydawały się bardziej zainteresowanelotniskowcami niż niszczycielami; po chwili jednak przypomniał sobie o pan-cernikach.Rzucił okiem na horyzont na północnym zachodzie i poczuł, jak cośTLRściska go za serce.Nie dwa, ale trzy pancerniki wciąż odległe, jednak zbliżałysię coraz bardziej, wieżyczki były przesłonięte kulami ognia to były salwypocisków szesnastocalowych.Patrzył z przerażeniem, jak salwa dosięga jednego znajbliższych niszczycieli, obracając go w perzynę wraz z całą załogą w ciągujednej oślepiającej sekundy.X Nadszedł czas, by umknąć za kurtynę deszczu.TLRRozdział czternastyOd dziesięciu dni Mick i pozostali piloci VC-Eleven przechodzili szkolenia iuczestniczyli w pierwszych nalotach na obszar położony za dwomanajważniejszymi przyczółkami desantowymi na Leyte.Nie napotkali oporu wpowietrzu zdarzało się, że otwierała do nich ogień japońska artyleria prze-ciwlotnicza, zdawało się jednak, że żołnierze nieprzyjaciela rozpłynęli się gdzieśw głębi dżungli, pozostawiając wolne wybrzeże dla spodziewanego desantu.Mick przyzwyczaił się już do lądowania na krótkim pokładzie małego okrętu.Jak zauważył Maks, pas nie był krótszy, niż w przypadku dużych lotniskowców,tyle że kończył się na dziobie, zamiast w połowie długości jednostki.Pokładlotniskowca stwarzał fałszywe wrażenie, że jest na nim nieco miejsca na marginesbłędu, dowodził Maks.Na małym lotniskowcu nie było wątpliwości: musiałeświedzieć, co robisz.Na razie pogoda była dobra, a morze spokojne.Mickowi niebyło spieszno sprawdzić, jak będzie się lądowało przy silnej fali.Tej nocy w kwaterze oficerów rozmawiano głównie o serii atakówprzeprowadzonych przez szybkie lotniskowce na północ od Leyte
[ Pobierz całość w formacie PDF ]