[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na stole leżały wczorajszewydania gazet.Machinalnie sięgnął po egzemplarz  Słowa Polskiego.Dziennik ten, wprzeciwieństwie do  Gazety Robotniczej , udawał pismo bezpartyjne i z tego to względuczęsto publikował artykuły stwarzające pozór bardziej obiektywnych.Weranda mieściła się na pierwszym piętrze, otwarta na stok wzgórza kończący sięciemnym pasmem mieszanego lasu.Spojrzenie przez drewnianą balustradę dawało przyjemneuczucie lotu nad ziemią.Powietrze przesiąknięte było zapachem sosen i świerków.Czerniakowski przypomniał sobie beztroskie, dziecięce lata, gdy zbierał pod drzewamiwyschnięte szyszki.Z głośnika ukrytego pod dachem werandy płynęła znana mu melodia zSamsona i Dalili.Orkiestra grała muzykę drugiego aktu.Piotr Czerniakowski pamiętał tęscenę: Dalila kusi Samsona, aby zdradził jej zródło swojej siły, śpiewając:Mon coeur s ouvre a  ta voix.Libretto, zbyt bliskie rzeczywistości, wyprowadziło go z równowagi.Zawołał kogoś zesłużby i kazał zgasić radio.W nagłą ciszę wtargnął warkot silnika samochodowego.Z lasuwyłoniły się dwa auta i wspinały ku willi wąską asfaltową drogą dojazdową.Czerniakowskispojrzał na zegarek.Było dwadzieścia minut po dwunastej.Dokładnie umówiona godzina.Zczarnego citroena wysiadł szef UB, zauważył Czerniakowskiego i przyjaznie pomachał muręką.Gdy otworzyły się drzwiczki mniejszego wozu, beżowej pobiedy, wytoczył się z niejkorpulentny, pięćdziesięcioletni mężczyzna z elegancką, ozdobną laską w ręku: sędziaKsawery Gont, prezes Sądu Wojewódzkiego.Czerniakowski znał go doskonale, ale nie darzyłsympatią.Zresztą z wzajemnością.W oczach byłego profesora prawa prokurator nie byłdostatecznie biegły w kanonach obowiązujących ustaw i już chociażby z tej racji niezasługiwał na szacunek.Czerniakowski pogardzał Gontem, który przed wojną byłprowincjonalnym sędzią grodzkim o rzekomo liberalnych poglądach.Komuniściwywindowali go na wysokie stanowisko, ponieważ w niektórych przypadkach wygodnie imbyło stroić się w piórka sanacyjnej sprawiedliwości.Partia przysposobiła sobie KsaweregoGonta, nie zmuszając go do przyjęcia czerwonej legitymacji i posługiwała się nim wedługpotrzeb, zarówno w sali sądowej, jak i podczas międzynarodowych konferencji prawników.Obiad podano w niebieskim saloniku, zwanym tak od koloru tapet i atłasu, którym obitebyły krzesła.Był to jedyny pokój, mający za pośrednictwem wewnętrznej windybezpośrednie połączenie z kuchnią, ulokowaną na parterze.Po drugiej stronie korytarzaznajdowała się jadalnia przeznaczona dla pozostałych gości. Mamy wyjątkowo spokojną niedzielę  zagadnął dyrektor  Zwitu. Gościmy trzyrodziny oficerów Informacji, ale wszyscy wyszli na spacer i chyba nie wrócą przedzmrokiem.Czego się towarzysze napiją?Pierwszy odezwał się Czerniakowski: Wódki.Jeśli zamrożona. Jak lód  zapewnił dyrektor. Monopolową czy radziecką? Za przyjazń ze Związkiem Radzieckim wypijemy chyba radziecką  zaproponowałprokurator.Sędzia Gont nie dał się zbić z pantałyku.  A ja, mimo wszystko, poproszę o kieliszek koniaku  powiedział, patrzącCzerniakowskiemu prosto w oczy. Ormiański czy francuski?  spytał dyrektor, wyraznie rozbawiony sytuacją. CzyMartel odpowiada wam, towarzyszu?Sędzia pokiwał głową na znak uznania.Gdy przyszła kolej na szefa UB, padła suchaodpowiedz: Dla mnie butelka wody mineralnej.Czerniakowski i Gont wymienili znaczące spojrzenia.Sędzia chrząknął, jakby niepodanyjeszcze koniak utknął mu w gardle i zwrócił się do dyrektora domu wypoczynkowego: Zmieniłem zdanie.Za gorąco chyba na alkohol.Zadowolę się mineralną. Ja również zmieniłem zdanie  dorzucił Czerniakowski. Poproszę o podwójną czystą. Jeszcze nie dotknęliście pierwszego dania, a już wykazujecie nadmiar samodzielności zauważył szef UB z nieukrywaną ironią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •