[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A więc, jak to się mówi, zagospodarowuje pan nowe tereny?- Kiedy tam przyjechałem, nikomu nie przychodziło nawet do głowy, że to ugory.Ateraz okazało się, że tak, i przyjeżdżają do nas pionierzy rolnictwa.Po studiach musi panipoprosić o skierowanie do nas.Koniecznie!Nie odmówią.Do nas - na pewno nie odmówią.- Aż tak tam zle?- Ależ skąd.Po prostu ludzie sami już nie wiedzą, co dla nich dobre, a co złe.Dobre -to gniezdzić się w sześciopiętrowej klatce i słuchać, jak wszędzie ryczą radia albo sąsiedzitupią nad głową.A pędzić pracowity żywot rolnika w glinianej chatce na skraju stepu - o, todla nich dno upadku!Mówił najzupełniej poważnie, ale z tą znużoną pewnością, że nie warto strzępićjęzyka, bo i tak nikogo się nie przekona.- To step czy pustynia?- Step.Nie ma tam piaszczystych wydm.Rośnie trochę trawy.Na przykład żantak -wielbłądzi oset.Pewnie nigdy pani o nim nie słyszała? To taki cierń, ale w lipcu maróżowawe kwiaty, nawet pachną.Mają bardzo delikatny zapach.Kazachowie robią z niegosto lekarstw.- A więc to w Kazachstanie?- Uhm.- A jak się nazywa?- Usz-Terek.- Auł?- Jak pani woli: auł albo stolica rejonu.Jest tam nawet szpital.Tylko lekarzy brakuje.Niech pani przyjedzie!Zmrużył oczy.- I nic więcej tam nie rośnie?- Rośnie! Nawadniamy grunt, rosną buraki cukrowe, kukurydza.A w ogrodach - cotylko pani zechce! Tyle że wymaga to dużego wysiłku.Trzeba ciężko pracować.Motyką.Ana bazarze Grecy sprzedają mleko, Kurdowie baraninę, Niemcy wieprzowinę.Takiegomalowniczego bazaru nigdy pani nie widziała! Wszyscy w strojach ludowych, przyjeżdżają na wielbłądach.- Pan jest agronomem?- Nie, kopaczem.- A właściwie dlaczego pan tam mieszka?Kostogłotow podrapał się w nos.- Klimat mi odpowiada.- I nie ma tam żadnej komunikacji?- Dlaczego? Jest.Całe mnóstwo ciężarówek.- Ale z jakiej racji miałabym tam jechać? Po co?Zerknęła na niego z ukosa.Gdy tak rozmawiali, twarz Kostogłotowa odprężyła się izłagodniała.- Pani? - Zmarszczył czoło, jakby przygotowując się do wygłoszenia uroczystegotoastu.- A skąd pani wie, Zojeńko, w którym miejscu na ziemi będzie pani szczęśliwa, a wktórym nie? Czy ktokolwiek jest w stanie to przewidzieć?Rozdział czwartyDla pacjentów chirurgicznych, czyli tych, których nowotwory można było usunąćoperacyjnie, brakowało miejsca na parterze, toteż leżeli także na górze razem z rentgenowcami , leczonymi naświetlaniami i chemią.Z tego też względu przez sale napiętrze każdego ranka przeciągały dwa obchody: radiolodzy badali swoich pacjentów, achirurdzy - swoich.Czwartego lutego był jednak piątek, dzień operacyjny, i chirurdzy nie robili obchodu.Również lekarz prowadzący  rentgenowców , doktor Wiera Korniljewna Ganhart, niezaczęła obchodu od razu po porannej odprawie, a tylko przechodząc obok drzwi sali męskiejzajrzała na chwilę do środka.Doktor Ganhart była niewysoka i bardzo zgrabna - wrażenie to potęgowała niezwyklecienka talia.Włosy, upięte w niemodny kok, miały kolor jaśniejszy niż czerń, aleciemniejszy niż ciemnoblond - taki, który zazwyczaj określa się nieprecyzyjnym słowem szatynka , choć bardziej pasowałoby: czarnoblond - coś pomiędzy brunetką i blondynką.Zauważył ją Achmadżan i radośnie pokiwał głową.Kostogłotow oderwał się od dużejksięgi, skłonił się z daleka.Lekarka uśmiechnęła się do obydwóch i podniosła palec - tak jakostrzega się dzieci, żeby siedziały cicho.I momentalnie zniknęła za drzwiami.W obchodzie miała jej dziś towarzyszyć ordynator oddziału radioterapii Ludmiła Afanasjewna Doncowa, ale Ludmiłę Afanasjewnę wezwał do siebie i zatrzymał NizamutdinBachramowicz, lekarz naczelny szpitala.Jedynie w dni swoich obchodów, raz na tydzień, Doncowa odrywała się oddiagnostyki radiologicznej.Pierwsze dwie godziny pracy; gdy ma się najbystrzejszespojrzenie i najjaśniejszy umysł, spędzała zawsze przed ekranem w towarzystwie kolejnejasystentki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •