[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kierowca wyrzucił ją pod apartamentowcem, w którym mieszkał Gabe, dokładnie za pięćsiódma.Okay, może nie wyrzucił, ale niewątpliwie nie odezwał się do niej ani słowem.Przyjeżdżał po nią, zawoził na miejsce i znikał, aby pojawić się znowu pózniej, gdy chciaławrócić do domu.To było trochę denerwujące.Jakby nie wolno mu było z nią rozmawiać.W budynku znajdowała się najprawdziwsza portiernia, bo też nie był to zwykły budynekmieszkalny.Należał do luksusowych apartamentowców, w których mieszkało się jak w hotelu,z tą różnicą, że zamiast pokoi znajdowały się w nich mieszkania.Kiedy okazała dowód tożsamości, portier zadzwonił do apartamentu Gabe a, anonsującgościa.Mia miała tylko nadzieję, że nie będzie musiała przechodzić przez tę procedurę zakażdym razem, gdy Gabe wezwie ją do siebie.Portier odprowadził ją do windy i wcisnął guzik z odpowiednim numerem piętra.Potempożegnał się z nią pełnym szacunku skinieniem głowy i odszedł.Chwilę pózniej winda dojechała na miejsce, a kiedy jej drzwi się otworzyły, ukazał sięhol apartamentu i Gabe, który już na nią czekał.Gdy wychodziła z windy, patrzył na nią zeskupieniem.Winda się zamknęła i zostali sami.Mia spojrzała na niego zachłannie.Rzadko widywała go w dżinsach, a leżały na nimdoskonale.Sprane i wytarte, wyglądały jak ulubione spodnie, z którymi nie można się rozstać.Do tego miał T-shirt New York Yankees, który opinał jego muskularny tors i ramiona.Widać było, że dużo trenuje, bo inaczej ktoś, kto spędza tyle czasu w pracy, nie mógłbywyglądać tak dobrze i być tak napakowany. Nagle odniosła wrażenie, że nadmiernie się wystroiła.Włożyła prostą granatową sukienkędo kolan, która eksponowała nogi.Pantofle na wysokich obcasach przydawały jej wzrostu, alei tak, stojąc przed Gabe em, poczuła się dziwnie mała.Wyglądał lepiej niż w jej fantazjach, nawet tak ubrany, w spranych dżinsach i zwykłejkoszulce.Zdecydowanie dominował nad otoczeniem.Poczuła się przy nim słaba.Gabe niespiesznie zmierzył ją wzrokiem, tak że poczuła ciepło, jakby jej dotykał.Spojrzawszy w oczy Mii, uśmiechnął się i wyciągnął rękę.Zbliżyła się do niego, podała mu dłoń, a on ją ujął.Przyciągnął Mię do siebie i pocałowałnamiętnie.Wpił się w jej usta, a potem zaczął je kąsać zębami tak, że zaczęły piec.Pózniejprzesunął po nich językiem, aż w końcu je uchyliła, a wtedy wsunął między nie język. Zamówiłem dla nas kolację.Mam nadzieję, że jesteś głodna  powiedział chwilępózniej niskim głosem. Umieram z głodu  wyznała.Zmarszczył czoło. Jadłaś coś dzisiaj? Wypiłam trochę soku pomarańczowego.Nie chciało mi się jeść.Nie wspomniała o tym, że miała kaca, niewiele spała poprzedniej nocy i że na myślo jedzeniu robiło jej się niedobrze.Zaprowadził ją do eleganckiej jadalni, w której znajdował się stół i wielkie panoramiczneokno z widokiem na Manhattan.Sąsiednie budynki, których sylwetki rysowały się na niebie,tworzyły po zmierzchu feerię świateł. Chyba się już nie denerwujesz?  zapytał, odsuwając dla niej krzesło przy stole.Roześmiała się. Wypłynęłam na nieznane wody, Gabe.Jak mam się nie denerwować?Zaskoczył ją, bo w odpowiedzi pocałował czubek jej głowy i wyszedł.Po chwili wrócił,niosąc dwa talerze.Postawił przed nią cudownie pachnący stek.Wyglądał tak smakowicie, żezaburczało jej w brzuchu.Gabe ponownie ściągnął brwi. Koniec z głodówkami, Mio.Musisz regularnie jadać.Kiwnęła głową, a on tymczasem znowu poszedł do kuchni.Tym razem przyniósł butelkę wina.Usiadł naprzeciwko Mii i nalał wino do kieliszków. Nie bardzo wiem, co lubisz, a czego nie, jeśli chodzi o jedzenie.Z czasem poznamtwoje upodobania.A póki co pomyślałem, że nie popełnię błędu, jeśli podam stek. I nie popełniłeś  potwierdziła. Nie ma nic lepszego niż dobra polędwica wołowa. Zgadzam się z tobą.Zabrała się do jedzenia, obserwując Gabe a spod oka.W głowie tłukło jej się mnóstwopytań, ale nie chciała go nimi zasypywać.Jak powiedział, mieli przed sobą dużo czasu, żebypoznać się bliżej.Większość ludzi wolałaby dowiedzieć się czegoś o sobie nawzajem przedwejściem w bliższe relacje, ale Mia wiedziała, że Gabe lubił robić wszystko po swojemu,w sposób niekonwencjonalny.Poza tym nie byli przecież sobie obcy.Znała go przez większośćswojego życia, choć może nie była to bliska znajomość.Zapadło milczenie.Mia czuła na sobie jego wzrok, wiedziała, że się jej przygląda, tak jakona jemu.Byli prawie jak dwaj przeciwnicy, którzy obserwują się nawzajem przed starciem.Z tym wyjątkiem, że Gabe nie był tak niepewny i spięty jak ona.Przypominał raczej drapieżnika,który podchodzi ofiarę.Ogarnęła ją radość i ekscytacja.Poczuła mrowienie w podbrzuszu i jeszcze niżej, więczacisnęła uda, aby nad tym zapanować.  Ty nie jesz  zauważył Gabe.Popatrzyła na swój talerz, uświadamiając sobie, że zastygła z widelcem w dłoni nad dopołowy zjedzonym stekiem. Nie mogę wytrzymać tego napięcia, Gabe.To wszystko jest dla mnie nowością.Nigdynie byłam w podobnej sytuacji.Nie wiem, jak się mam zachowywać.Co mówić.Czego niemówić.Ani czy w ogóle się odzywać! Siedzisz naprzeciwko mnie i patrzysz na mnie jak na jakiśpyszny deser.Nie wiem, czy to zwykła kolacja, czy sposób, żeby się ze sobą oswoić.Pomóż mi,bo naprawdę nie mogę się w tym połapać.Uniósł w uśmiechu kąciki ust.W jego oczach pojawił się błysk rozbawienia. Mio, kochanie, przecież ty naprawdę jesteś pysznym deserem.Zaparło jej dech w piersiach, gdy zobaczyła w jego oczach głód, którego nie mógłzaspokoić stojący przed nim stek. Jedz  powiedział spokojnym głosem, nieznoszącym jednak sprzeciwu.Było topolecenie, które musiała wykonać. Nie rzucę się na ciebie przy stole.Oczekiwanie zwiększaapetyt i sprawia, że wszystko potem smakuje lepiej.Ponownie wzięła nóż i widelec, odkroiła kawałek steku i włożyła go do ust, ale niepoczuła smaku.Jadła mechanicznie, wciąż wytrącona z równowagi.Gabe najwyrazniej niezamierzał jej niczego ułatwiać.To nie byłoby w jego stylu.Nie liczył się specjalnie z innymi.Taki był, i to zapewniało mu powodzenie w interesach.Zdobywał to, co chciał, i dążył do tegoz determinacją.A teraz chciał jej.Pociągnęła łyk wina, żeby jakoś wypełnić krępującą ciszę.Sama nie wiedziała, czy chcedokończyć jedzenie, czy skoczyć od razu na głęboką wodę i przejść do& deseru.Gabe skończył jeść wcześniej niż ona, odchylił się na oparcie krzesła i całkiem spokojniesączył wino.Przez cały czas nie spuszczał Mii z oczu, obserwował każdy jej ruch.Sprawiałwrażenie odprężonego i opanowanego.Dopóki nie spojrzała mu w oczy.A to już była zupełnieinna historia.Płonęły z niecierpliwości.Odsunęła od siebie talerz, na którym pozostał mały kawałek mięsa, i też opadła na oparciekrzesła.Choć się nie odezwała, w powietrzu niemal namacalnie zawisło pytanie:  Co teraz?.Gabe przyjrzał jej się i wreszcie powiedział: Przejdz na środek jadalni, Mio.Przełknęła ślinę i zaczerpnąwszy powietrza, wstała najzgrabniej, jak umiała.Postanowiławykazać opanowanie.I pewność siebie.Ten mężczyzna jej pragnął.Jej, a nie jakiejś innejkobiety.Pora zachowywać się naturalnie, jakby czuła się całkiem swobodnie.Jej obcasy stukały na parkiecie, kiedy szła.Na środku pokoju odwróciła się powolii zobaczyła, że Gabe tymczasem przeniósł się na fotel stojący ukośnie do skórzanej kanapy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •