[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kilka osób ostentacyjnie odwróciło się w ich stronę iodniósł wrażenie, że za chwilę powtórzą po nim:Wszystko w porządku?Wrażenie, że stał się częścią jakiegoś fantastycznego,pozbawionego logiki świata, spotęgowało się.Przymknąłoczy.Targały nim różnorakie uczucia.Był zły,przygnębiony, bezradny i w dodatku zaczynała go bolećgłowa.Cholerne piwo. zaklął w duchu  za cholernąkupę forsy. Nie ciekawi cię, co przydarzyło mi się na kolejnychzajęciach?  zapytała niespodziewanie Kaśka.Ocknął się, ale nie potrafił okazać zainteresowania.W głębi duszy wiedział, że wszystko, co usłyszy, wywoław nim lęk i sprawi, iż żołądek podskoczy mu do gardła.Znowu szósty zmysł podpowiadał, że chodzi o któregoś zuczniów.Nic go już nie zaskoczy. Powiedz. Chodzi o Jasińskiego  odparła, cedząc słowa.Nie dość, że zachowywał się jak idiota, krążąc w kółko poklasie, to jeszcze podbiegł do mojego biurka i oświadczył,że wyrżnie nas wszystkich w pień.Gdyby nie wiedział, co miała na myśli, stwierdziłby,że brak jej piątej klepki. Co dokładnie powiedział? %7łe szykuje się zagłada, ot co. Coś więcej? Jasne.%7łe wyrżnie w pień wszystkich dookoła.Razem z kolegami, oczywiście.Deklamował coś wjakimś dziwnym języku, aż zakręciło mi się w głowie.Następnie pogroził mi palcem i oświadczył, że właśnienastał czas ostatnich dni naszej kultury.Ledwie mogłammówić.Byłam w szoku, kiedy to usłyszałam.Pierwsze,co chciałam zrobić, to wezwać jego rodziców, pójść z nimdo dyrektora.Nie wiem, zrobić cokolwiek, ale.pokręciła głową. Ale mogłam tylko patrzeć na niego.Albo to szok, albo co, Jezu, po prostu siedziałam przybiurku i nie potrafiłam nawet się odezwać. A potemrozłożyła ręce i roześmiała się nerwowo. Niezle, co? Hmm. Zadumał się Galiński. Hmm? Tylko hmm? Nic więcej nie powiesz?Dawid, ludzie w tej szkole idiocieją! Do diabła, niesądziłam, że spotka mnie coś takiego.Jestem kompletnie oszołomiona.Ostatnio słyszy się o gimnazjalistach,którzy terroryzują młodszych uczniów.O licealistach,którzy tłuką się na przerwach, łamią sobie nosy, ręce,nogi.ale to?  Odwróciła głowę i spojrzała przez okno.A potem dodała:  Wiesz, kiedy wspominałeś o oczach.pamiętasz, jak o tym mówiłeś? Pomyślałam, że jesteśprzemęczony. Patrzył na nią i uważnie słuchał.Pokręciła głową. Teraz sądzę, że nie ty byłeś przemęczony, ale żeprzemęczeni są wszyscy uczniowie.Mocno przemęczeni,jeśli wiesz, co mam na myśli.Oni są chorzy psychicznie,to cholerni, niebezpieczni psychopaci.Jeden z nich jużzabił.Kwestia czasu i usłyszymy o kolejnymmorderstwie.Wspomnisz moje słowa.Galiński odsunął od siebie talerz. Próbujesz odgadnąć, co się dzieje, wyjaśnić tosobie po swojemu.Ale nie dopuszczasz do siebie myśli,że w dzieciaki mogło coś wstąpić.Pochyliła się. Non stop to powtarzasz  powiedziała. Coś.Coś.Coś.Ciągle mówisz o jakimś czymś.Co masz na myśli?Ze zostały opętane? Tak uważasz? Być może.Roześmiała się, trochę zbyt głośno. Dawid, nie żartuj sobie ze mnie. Sama widziałaś jak się zachowują.Sama słyszałaśten język.I wspomniałaś o nieludzko wyglądającychoczach. Oni nie są opętani, Dawid.Zacisnął zęby.Miał ochotę opowiedzieć jej o głosie,który słyszy.Który rozlega się w jego głowie, drwi zniego, wyśmiewa.Najpierw jednak wolał dokończyćbieżący temat, poznać punkt widzenia Kaśki. W takim razie co? Nagle zwariowali? To chcesz mipowiedzieć? %7łe ześwirowali? Zbiorowo? To możliwe, Dawid.Zbiorowe zidiocenie.Dotknęła jego dłoni.Rąbnął pięścią w stół.Zniady kelner spojrzał naniego wymownie zza baru. Ale ja w to nie wierzę  warknął Galiński.Rozumiesz? Nie po tym, czego byłem świadkiem.Widziałem tę zmianę, jaka nastąpiła w Jasińskim, kiedywziąłem go do odpowiedzi.W jednej chwili byłwkurzonym uczniakiem, modlącym się w duchu o łatwepytania, a w drugiej gadał jak obłąkany. Właśnie, obłąkany.Aapała go za słówka.Wkurzyło go to.  Nie przerywaj mi.Byłem tam! Czułem atmosferęprzygnębienia.Strachu.Trudno ją opisać.Tak, jakby coś wisiało w powietrzu.Jakby czyjaś dusza zawisłapod sufitem i obserwowała wszystkich.Kasiu, Jasińskinie zwariował. Coś w niego wstąpiło.I nie tylko wniego.Pogadaj z Kaczmarkiem, niech opowie ci swojąhistorię.Może wtedy spojrzysz prawdzie w oczy.Pieszcząc rękę Galińskiego, Kaśka intensywniemyślała.Zastanawiał się o czym.Może sądziła, że to onzwariował? Gdy otworzyła usta, aby coś powiedzieć,podszedł kelner. Wszystko w porządku?  zapytał. Może chcielibypaństwo coś domówić?Nauczyciel podniósł na niego wzrok. Widzi pan tę parkę na drugim końcu sali? powiedział, wskazując palcem na szczerzącego się doswej wybranki dwudziestolatka w garniturze, na okodroższym od samochodu Galińskiego. Owszem  odparł kelner. W takim razie jeśli musi pan zawracać komuśtyłek, proponuję, aby najpierw dobrał się pan do nich.Chwilę pózniej zostali przy stoliku sami. Co chcesz zrobić?  zapytała Kaśka. Uparłeś się,co? Uparłem? Tak.Wierzysz w to, że ci uczniowie zostaliopętani.Co więc zamierzasz zrobić? Zawołać księdza? Zamrugał, a potem obejrzał się za siebie.Zniady kelnerposłał mu piorunujące spojrzenie. Rachunek  wycedził przez zęby Galiński.* * *W drodze do domu nie rozmawiali.Ich nietęgie minyznamionowały zaniepokojenie.Galiński nie mógłzrozumieć, dlaczego Kaśka tak bardzo upiera się przyswoim stanowisku.Przecież ta cała teoria o rzekomymszaleństwie licealistów była kompletnie niewiarygodna.Być może jego wcale nie brzmiała rozsądniej, jednak zcałą pewnością była bardziej prawdopodobna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •