[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Liebermann przełożył śpiewniki na pulpicie i umieścił na wierzchu zbiór pieśniSchuberta.Przekartkował księgę w poszukiwaniu właściwej strony.- Dzień Zaduszny.-powiedział z roztargnieniem.- Przypada mniej więcej o tej porze roku, prawda? - Nie potrafiłspamiętać dat świąt żydowskich, a co dopiero tych obchodzonych przez Kościół katolicki.Miał jednak mgliste pojęcie, że Zaduszki przypadają mniej więcej na początku zimy.- Tak - przyznał Rheinhardt.- Prawdę mówiąc, za parę tygodni.Drugiego listopada.- Znalazłem - powiedział Liebermann, wygładzając stronę.Partia fortepianu zostałaopatrzona dopiskami ołówkiem w miejscach, w któ rych Liebermann wprowadził zmiany wpalcówkach i frazowaniu.Młody lekarz podniósł wzrok na przyjaciela, by sprawdzić, czy jest gotów, irozpoczęli.Muzyka od razu rozbrzmiała powagą i przywodził na myśl łagodne posuwanie sięnaprzód.Rheinhardt otworzył ust i skrzyżowawszy ręce na sercu, zaśpiewał miękko:Ruhn in Frieden alle Seelen.Spoczywajcie w pokoju wszystkie dusze.Akompaniament płynął poprzez zręczne zmiany harmonii, czynią melodię bardziejprzejmującą.Mimo że muzyka była spokojna, zmian akordów zdawały się ujawniać obecnośćprzenikającego ją dojmującego smutku.Głos Rheinhardta nabrał pewności, mniej wymykałsię spod kontroli, inspektor wydobywał teraz wyższe dzwięki z niewielkim jedy nie trudem. Liebermanna zaskoczyła ta nagła poprawa.Byt pod jeszcze większym wrażeniem, gdybaryton Rheinhardta wzniósł się ponad akompaniament i osiągnął moment nieomalnieznośnej słodyczy i melodyjności - na pozór wyzwolony od wszelkiego ziemskiegocierpienia.Ale jak to często w kompozycjach Schuberta bywało, owa chwila trans cendencjitrwała nader krótko i wymogi zapisu nutowego zmusił Rheinhardta do rezygnacji z jednejnuty, potem następnej i następne aż wreszcie obniżająca się sekwencja dotarła doprzedłużającej się prostej cezury.Umieszczanie w obrębie pierwszej strofy akcentumetrycznego w postaci mrożącej krew w żytach ciszy - śmiertelnego bezruch zimnejwieczności - było oznaką geniuszu Schuberta.Gdy Liebermann podniósł wzrok, chcąc sprawdzić, czy przyjaciel jest gotówrozpocząć następną strofę, zauważył, że Rheinhardt ma oc przepełnione łzami.Inspektor byłdziwnie nieobecny, lecz zarazem wystarczająco świadom tego, co dzieje się wokół niego, byzarejestrować czujność Liebermanna.Przycisnąwszy dłoń do serca, Rheinhardt jeszcze razwypełnił pokój smętną melodią.Ruhn in Frieden alle Seelen.Spoczywajcie w pokoju wszystkie dusze.Interpretacja następnej zwrotki była jeszcze bardziej przejmująca.Po zagraniuostatniego akordu Liebermann oderwał dłonie od klawiatury i z szacunkiem skłonił głowę.Rheinhardt pociągnął raz nosem, a Liebermann pozostawił przyjacielowi dość czasu naotarcie z oczu tez.W wypadku Rheinhardta - podobnie zresztą jak i Liebermanna -wzruszenie się muzyką do tez nie było niczym niezwykłym, jednak tym razem wybuch byłtak nagły i tak nieoczekiwany, że młody doktor nie mógł powstrzymać się od spekulacji, jakamogła być jego przyczyna.- Cóż, Oskarze - rzekł Liebermann, zamykając śpiewnik i wciąż nie patrząc wprost naprzyjaciela - na końcu bez wątpienia odzyskałeś głos.Wypadło znakomicie.- Dziękuję, Max - rzekł Rheinhardt.- Zdaje się, że po prostu.sam się odnalazł.Inspektor sprawiał wrażenie odrobinę speszonego.Jak to mieli w zwyczaju na zakończenie każdego wieczoru muzycznego, obaj panowieprzeszli przez dwuskrzydłowe drzwi do wyłożonej boazerią palarni.Ernst, służącyLiebermanna, dyskretnie wypełniał swoje obowiązki.W kominku huczał ogień, a na nowymnabytku Liebermanna, bardzo nowocześnie prezentującym się stoliku projektu Mosera,służący ustawił karafkę brandy, kryształowe kieliszki oraz dwa świeżo przycięte cygara.Poobu stronach stolika, pustego czarnego sześcianu z hebanowym blatem, stały bardziejtradycyjne fotele.Rheinhardt usiadł w fotelu po prawej, Liebermann po lewej stronie.Ichpreferencje co do zajmowanych miejsc, nigdy nieuzgadniane ani niekomentowane, były - podobnie jak miejsca zajmowane w łóżku przez parę małżeńską z długim stażem -niezmienne.Liebermann nalał brandy i poczęstował przyjaciela cygarem.Obydwaj panowiewymienili kilka uprzejmości, a następnie poprawili się w fotelach i utkwili wzrok w ogniu.Minęło kilka minut i pokój wypełnił się gryzącym dymem z cygar [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •