[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czyż bliscy mogli traktować swoją najsławniejszą krewnątak zwyczajnie? Czyżby zapomnieli rozwinąć przed nią czerwony dywan? WujHenry mógł się poszczycić sporym majątkiem, ale ciotki Allison i Sophie byłynaprawdę sławne, przynajmniej w tej części Stanów.Choć raz Beth zgadzała się z Maggie - ciotka Allison była nieznośną egotystką.Prawdą jednak byłorównież, że ciotka Maggie porządnie jej dopiekła.- Rób, co chcesz, Allison.Ty wiesz, co jest dla ciebie najlepsze -powiedziała Maggie najbardziej protekcjonalnym tonem, jaki tylko miała wrepertuarze.- Ja nie.- Proszę bardzo! - odparła Allison odrobinę za głośno.- Miło było zobaczyć was wszystkich, chociaż tak bardzo, bardzo krótko.Jedziesz ze mną, Sophie?- Ojej.A niech to.Nie, chyba jednak zostanę, Al.Spotkamy się w Columbiiw poniedziałek, jeśli nie masz nic przeciwko temu - odparła Sophie.- Tak? A jak się tam dostaniesz, skoro ja zabieram samochód?Beth pomyślała, że to dość głupie pytanie.Sophie mogła dostać się doColumbii na wiele sposobów, choćby dołączyć do wuja Timmy'ego, który wniedzielę jechał do Charlotte ze swoją rodziną.- Nie martw się o mnie.Jakoś sobie poradzę - zapewniła siostrę Sophie ipoklepała ją po ramieniu.- Czy ktoś napije się zimnej wody? Idę sobieprzynieść.- Ja poproszę piwo, jeśli można - odezwał się Timmy.- Jasne.Chodz, Al, odprowadzę cię do samochodu.- Sophie była buforem, który przez całe życie chronił Allison i usuwałprzeszkody z jej drogi.Napad złości Allison sprawił, że po wyjściu blizniaczek atmosfera w saloniewyraznie oklapła.Beth wymknęła się z powrotem do kuchni.I tak straciłaapetyt.Za dużo złości.Cecily stała oparta o zlew i jadła z talerza, którytrzymała w dłoni.Beth wyjrzała za okno i zobaczyła, jak Allison rozprawia oczymś z ożywieniem, a Sophie próbuje ją uspokoić.- Cała moja rodzina jest zwariowana.- Beth westchnęła.- A mojej ciotcepowinien ktoś dać po tej botoksowej twarzy i zaaplikować jej dziesięćmiligramów czegoś na uspokojenie.- Ja nic nie mówię - zastrzegła się Cecily.- Nie musisz - mruknęła Beth.- Coś mi się zdaje, że ta banda potrzebujedeseru.Czegoś, co osłodzi im życie.Mamy coś?Mikrofalówka zabrzęczała głośno, a Cecily odstawiła talerz, by wyjąćnaczynie stojące w kuchence.- Wyprzedzam cię o krok - oświadczyła, pokazując Beth placek zbrzoskwiniami.Pachniał cudownie.Choć Beth wciąż była wściekła na Allison, czuła, jakślina napływa jej do ust. - Sprawdz, czy w lodówce są lody waniliowe, dobrze? - poprosiła Cecily.- Jasne.- W lodówce był tylko duży, nieotwarty jeszcze pojemnik z lodamiczekoladowymi.- Może być to?- Chyba tak - uznała Cecily.- Nie chcesz tam iść do nich wszystkich? Hej,co się stało?- Spędzę z nimi jeszcze dość czasu, uwierz mi.Nim Sophie wróciła dodomu, nałożyły już deser dla wszystkich.Beth nadal była ponura, a Cecilynabrała pewności, że stało się coś niedobrego.- Pomóc ci? - spytała Sophie.- Moja siostra jest czasem nieznośna, ale madobre intencje.- Nieważne.Wszystko jest w porządku - mruknęła Beth, choć pomyślałajednocześnie: Nie, wcale nie ma dobrych intencji, jest podłą żmiją.- Kim jestGeoffrey? - spytała głośno.- To chłopak Allison.Może trudno ci w to uwierzyć, ale ona naprawdę machłopaka.Beth miała ochotę odpowiedzieć:  Rzeczywiście, nie chce mi się w towierzyć", ale dla dobra rodziny i tego wyjątkowego zjazdu milczała.Wyniosłyciasto i lody, a kiedy już każdy dostał po porcji, Sophie usiadła na bujanymfotelu obok Timmy'ego, który otworzył swoją butelkę piwa gołymi rękami.To imponujące, pomyślała Beth, stwierdzając jednocześnie, że nie ma jużdla niej miejsca do siedzenia.Wydawało się też, że i tak nikt jej nie zauważa.Poszła do kuchni, by pomóc Cecily przy sprzątaniu.Nim dotarła na miejsce, tazatrzymała ją w holu.- Przecież widzę, że wszystko się w tobie gotuje.Powiesz mi, co się stało,czy będę to musiała z ciebie wyciągnąć?- Och, nic takiego.Po prostu moja ciotka Allison jest najbardziejgruboskórną istotną na świecie.- Dlaczego?- Nazwała mojego ojca, który umarł kilka lat temu, wrednym podłymsukinsynem.- O nie! To bardzo nieładnie.- Bardzo.I to przy wszystkich.To znaczy, nawet jeśli taki był, to nie onapowinna o tym mówić.A nie był.- Aha, kryje się za tym jakaś dłuższa opowieść, tak? Jestem jak sfinks.Możesz powiedzieć mi wszystko, a ja nie pisnę ani słowa.- Dzięki, nic mi nie jest - odparła Beth i w tej samej chwili zachłysnęła się.-Widzisz, mój tata był dla mnie wszystkim.- Z jej oczu pociekły łzy.- Och, kochanie, tak mi przykro - próbowała ją pocieszyć Cecily. - I nikt tego nie rozumie.- Cóż, teraz ja już rozumiem.Wez chusteczkę, wytrzyj nos i porozmawiamyo tym.- Nie chcę o tym rozmawiać.Oni domyśla się, że rozmawiałyśmy, zaczniesię wielka dyskusja i każdy będzie miał coś do powiedzenia.Ja chcę tylko.tylko przetrwać ten wieczór.Ona już pojechała.Nic mi nie jest.- Porozmawiamy o tym, kiedy już wszyscy wyjadą.- Dziękuję, ale nie trzeba.Naprawdę.Otworzyły drzwi i zobaczyły coś, co zaszokowało je obie.W kuchni byłonieskazitelnie czysto.Włosy zjeżyły się Beth na głowie, a po plecach przebiegłjej zimny dreszcz.- To niemożliwe! - wykrztusiła.- Chwileczkę! Ty to zrobiłaś!- Hm.- Cecily przyjrzała się zlewowi.- Ja tego nawet nie tknęłam.Nie,proszę pani.- Szeroko otwarte oczy Cecily były pełne zdumienia.Beth otworzyła lodówkę, gdzie leżały resztki jedzenia, zawinięte starannie wwoskowany papier, którego nie używała nigdy w życiu.W powietrzu unosił sięzapach cytryny.- O mój Boże! Co o tym myślisz? - spytała.- Liwie? Tym razem naprawdę?- Naprawdę.Pewnie nie chciała, by ominęło ją przyjęcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •