[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kyle twierdzi, że Mulligan obiecał, iż zapomni o tym, jeśli Kyle nie puści pary z ustna temat czegoś, o czym wie.Donna zrobiła się jakby nieco spięta.- Posłuchaj, Marku, to, co się dzieje w tej fabryce, to moja sprawa, i żaden w tym twójinteres.Mark nie wycofał się, ale naciskał dalej.- Ktoś zabił również psa Kyle'a.Rozcięli mu brzuch i zostawili na przednim siedzeniusamochodu.Może próbowali w ten delikatny sposób przypomnieć mu, że powinien mieć sięna baczności?Donna oparła łokieć o biurko, położyła dłoń pod policzek i sprawiała wrażenie osobycierpliwie znoszącej dziecinnie naiwnego, podejrzliwego pastora o wybujałej wyobrazni.Ale Mark mówił dalej.- Już to samo jest dosyć dziwne i nie wiem, czy uwierzyłbym Kyle'owi, jeśli cośpodobnego nie przydarzyłoby się również nam, nie gdzie indziej, a w kościele.Wponiedziałek rano ktoś pochlapał kozią krwią główne wejście i zostawił dwie kozie racicepołożone na krzyż przy schodach.To miało być jakieś przekleństwo, a może ostrzeżenie, niewiem.Ale poprzedniego dnia, w niedzielę rano, Ben Cole pojechał do Potterów, żeby zbadaćsprawę zabicia kozy, która należała do Sally Roe.Całą krew wysączono, a racice odcięto.Apotem, według opowiadania Kyle'a, w tamten niedzielny wieczór on i jego kolega byli nafarmie Bensona i widzieli sabat czarownic, który odprawiał jakieś rytuały w stodole.Wyobrazsobie, że te czarownice czy sataniści, czy kto tam, pili kozlą krew i stali wookoło dwóchinnych kozlich racic.Domagali się porażki chrześcijan i śmierci Sally Roe.To w końcu wywołało choć drobny komentarz ze strony Donny Hemphile.- Hm.Co za dziwactwo.W następnym zdaniu Mark nie owijał w bawełnę.- I Kyle twierdzi, że i ty tam byłaś, że byłaś częścią grupy odprawiającej ten rytuał,obok sierżanta Mulligana, Claire Johanson i Jona Schmida, którzy są obecnieprawdopodobnie najbardziej zawziętymi nieprzyjaciółmi Toma Harrisa i naszego kościoła.Donna nie mówiła nic.Rozparła się na krześle i słuchała, zadziwiająco opanowana.- Sprawdziliśmy także tego kolegę Kyle'a maglując go dość intensywnie pytaniami.Marshall pokazał mu fotografie paru ludzi, o których Kyle twierdził, że tam byli, a także paruludzi, których tam nie było.Podawaliśmy mu też fałszywe informacje, twierdząc przy tym, żeto Kyle nam tak właśnie powiedział.Wszystko, co mówił ten kolega, idealnie potwierdzałoszczegóły.Jestem więc przekonany, że mamy dwóch wiarygodnych świadków.- Zupełnie niesamowita historia - przypomniała mu Donna.- No cóż.po tym wszystkim, przez co przeszliśmy, co widzieliśmy, czegośmy sięnauczyli, nie wydaje się wcale taka niesamowita.Obrzydliwa, tragiczna, przerażająca,dziwaczna, ale w tym momencie jest nie do obalenia, zwłaszcza skoro Mulligan, a może i tysama zniżyliście się do taktyki zastraszenia i terroru, żeby skłonić tych chłopców domilczenia.Donna nie miała na ten temat niczego do powiedzenia, ale Mark nawet na to nieczekał.- Donno, powiedziałaś, że to, co się dzieje w fabryce, to twoja sprawa.Ale to, co siędzieje w moim kościele, jednak jest moją sprawą, więc pozwól, że zadam od razu konkretnepytanie: czy byłaś na farmie Bensona w niedzielę wieczorem?- Nie - powiedziała po prostu.- Masz coś wspólnego z czarnoksięstwem czy okultyzmem?- Nie.- Czy próbujesz zniszczyć mój kościół plotkami i podziałami?Zaśmiała się, była w tym jednak nuta szyderstwa.- Naturalnie, że nie.Ludzie, macie naprawdę poważne problemy.Musicie się razemtrzymać, jeśli chcecie przez to przejść.- A Sally Roe?- Nigdy o niej nie słyszałam.Markowi przyszło nagle do głowy inne pytanie.- A ta pracownica służb socjalnych z WOPD, która zabrała dzieci Toma, IrenaBledsoe? Czy celowo pracuje przeciwko nam i próbuje zniszczyć reputację Toma?Donna roześmiała się.- Posłuchaj, z tego, co wiem, ona po prostu wykonuje swoje obowiązki.Moimzdaniem Tom to naprawdę chory facet i przypuszczam, że ona też to zauważyła.- A wtedy, kiedy widziałaś, jak Ben Cole pierwszy raz składał wizytę Abby Graysontu, w fabryce? Powiedziałaś o tym sierżantowi Mulliganowi?- Chcesz zapytać, czy go wsypałam?- Nazywaj to, jak chcesz.- Ja właściwie nie znam Mulligana.Dlaczego miałabym gdzieś tam chodzić iopowiadać o tym jakiemuś glinie?Mark popatrzył na Donnę, odwzajemniła spojrzenie.Powiedzieli już sobie wszystko.- Donno.nie umiesz zbyt dobrze kłamać.Uśmiechnęła się tym samym przebiegłym, szyderczym uśmiechem.- Wręcz przeciwnie, Marku: ty sam poparłeś moją prośbę o członkostwo w kościele.Mark kiwnął głową.- Prawda.Prawda.Usłyszał już dość.- No tak, mógłbym się zastosować do wzoru biblijnego, przyjść do ciebie z kilkomaświadkami i powtarzać całą rozmowę, ale.jak sądzisz? Chyba nie warto?Nie przestawała się uśmiechać.- Nie zawracaj sobie głowy, naprawdę.Zadzwonił telefon.Donna podniosła słuchawkę.- Tak.Dobrze.Zaraz tam będę.Odłożyła słuchawkę.- Bardzo cię przepraszam, to był pan Bergen.Chce się ze mną natychmiast spotkać.- Wiem - powiedział Mark, wstając z krzesła.Wyszedł za drzwi i poszedł z powrotemdrogą transportową.Donna poszła zaraz za nim.Biuro pana Bergena znajdowało się mniej więcej w połowie korytarza.Mark zajrzałprzez okienko.Abby Grayson, Kyle Krantz, Billy, kolega Kyle'a, i Marshall Hogan byli tamjuż od dłuższej chwili.Pan Bergen, mężczyzna o surowym wyglądzie, po sześćdziesiątce,chodził wielkimi krokami po pokoju, czekając niecierpliwie.Był wyraznie rozgniewany.Mark uchylił drzwi i wetknął głowę na tyle, by zauważył to pan Bergen.Bergennatychmiast spojrzał na Marka, najwidoczniej go oczekiwał.- To wszystko prawda - powiedział Mark.Potem zamknął drzwi i poszedł swoją drogą.Przystanął tylko na chwilę, żebyzobaczyć, jak Donna Hemphile wchodzi do biura swojego szefa.Rozdział 36Lucy Brandon czuła, jak pęka jej głowa, a żołądek zwija się w węzeł.Dziś to już drugataka rozmowa telefoniczna, która przerwała jej pracę na poczcie i śmiertelnie ją przeraziła.- Nie rozmawiaj z Hoganem - powiedziała jej przemiła niegdyś przyjaciółka ClaireJohanson.- Nie mów mu ani słowa, ani nikomu z tych ludzi! Jeśli nie będziesz strzegła tego,co wiesz, może się to dla ciebie bardzo zle skończyć!Lucy próbowała mówić bardzo cicho, tak żeby Debbie nie podsłuchała.- Claire, co się stało?- Miałam rozmowę z Gordonem Jeffersonem, taką samą jak z tobą teraz.Był po prostuniegrzeczny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]