[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kierowca toyoty musiał wjechać już naczerwonym, ale przemknął szybko i zaraz za mną zahamował.W ten prosty sposób potwierdziłem swoje obawy.Miałem wrażenie, że w szoferce czarnej rgonetki siedzi dwóchludzi, ale z powodu przyciemnionych szyb nie mogłem tegookreślić na pewno.Zaraz potem gwałtownie skręciłem w prawo, nie włączająckierunkowskazu, a toyota skręciła za mną.Kiedy się wyłoniłazza rogu, zwróciłem uwagę na naklejkę na jej zderzaku.Byłato promocyjna reklamówka dziewczęcego zespołu o nazwieTattooed Beach Sluts.Skręciłem po raz drugi i natychmiast stanąłem przy krawężniku, ale tym razem rgonetka nie pojawiła się za mną.Kiedy nie dostrzegłem jej nigdzie przez pięć minut, ruszyłemdalej i wyjechałem z powrotem na Laurel Canyon.W głębi kanionu ulice były zasłane liśćmi i połamanymigałęziami, które pozgarniane w sterty piętrzyły się przy krawężnikach i zaparkowanych samochodach niczym śnieżnezaspy.Korony potężnych cedrów i eukaliptusów wznosiły sięnieruchomo po raz pierwszy od kilku dni, a gałęzie zwieszały się ku ziemi, jakby odpoczywały po ciężkich zmaganiachz silnym wiatrem.Powietrze było przesycone zapachami aromatycznych żywic.Gdy dotarłem do domu Byrda, zauważyłem, że nie parkujejuż przed nim radiowóz, nie ma też żółtej policyjnej taśmyzagradzającej przejście.W uliczce tłoczyły się za to samochody reporterskie i telewizyjne wozy transmisyjne.Jakaś ekipadziennikarzy na werandzie rejestrowała rozmowę ze starszymmężczyzną o włosach u rbowanych na czarno i skórze pokrytej plamami wątrobowymi.Za dużym rgonem stał biały cadillac eldorado należący prawdopodobnie do człowiekaudzielającego wywiadu.Wszystko wskazywało na to, że jestwłaścicielem domu, a więc gospodarzem Byrda.W drzwiach108pojawiło się dwóch latynoskich chłopców, którzy wynosilimeble i ładowali je do rgonu.Czekałem, aż dziennikarze skończą wywiad, gdy spostrzegłem kobietę w oknie porośniętego winoroślą domu naprzeciwko.Stała w oknie tak samo jak poprzednio i tępym wzrokiem wpatrywała się w zbiegowisko po drugiej stronie ulicy.Postanowiłem zacząć od rozmowy właśnie z nią.Ruszyłem do wejścia, lecz zanim jeszcze wbiegłem poschodkach na werandę, otworzyła okno.- Proszę odejść.Nie chcę mieć z tym nic wspólnego.- Jestem z ndacji Easter Seals.Nie pomoże pani umiera-jącym dzieciom?Z trzaskiem zamknęła okno.Stanąłem przed drzwiami i tak długo naciskałem dzwonek,aż w końcu otworzyła.Z bliska wyglądała jeszcze starzej, może przez całkiem siwe włosy, rozczochrane i skołtunione.-Naprawdę nie jestem z fundacji Easter Seals.Skłamałem.- Wiem o tym.I pan świetnie wie, że w to nie uwierzyłam.Współpracuje pan z policją.Widziałam tu pana wczoraj.A i panwidział mnie w oknie.Nazywała się Tina Isbecki.Przedstawiłem się, dając jej wystarczająco dużo czasu, żeby wyklarowała sobie w myślachpodejrzenia.Ludzie działający tak jak ja muszą umieć dostosowywać się na bieżąco do zmiennej sytuacji.Powszechnienazywa się to umiejętnością łgania.Obejrzałem się na wywiad nagrywany po drugiej stronieulicy.- Kto to jest?- Shark Lee.Ta reporterka z wiadomości.- Nie o nią pytam, tylko o mężczyznę, z którym rozmawia.- To pan Gladstone, właściciel tamtej posesji.Policja odblokowała dostęp do domu, toteż pan Gladstone przystąpił do usuwania mebli.Musiał opróżnić dom109i odmalować pomieszczenia, jeśli miał nadzieję, że znajdzie kolejnego najemcę, któremu nie będzie przeszkadzało, że właśnie w tym salonie seryjny morderca strzelił sobie w łeb.Odwróciłem się z powrotem do Tiny Isbecki.- Wczoraj wieczorem widziałem w telewizji, jak mówiłapani, że teraz wreszcie będzie mogła spać spokojnie.Mówiłato pani spokojnie, bez emocji.Pewnie, skoro jakiś detektyw wystarczająco zalazł jej zaskórę.Skrzywiła się z niesmakiem.- Puścili tylko fragment tego, co powiedziałam.A powiedziałam, że teraz wreszcie będę mogła spać spokojnie, bo te przeklęte wozy policyjne przestaną się kręcić po osiedlu.Jak wycięliresztę zdania, wyszło tak, jakbym mówiła o panu Byrdzie.- Dobrze go pani znała?- Unikałam go.Był nieokrzesany i wulgarny.Podczas na-szego pierwszego spotkania zapytał, czy lubię seks analny.Tak po prostu.Zna pan ludzi, którzy zadają takie pytania?Jakbym słyszał Lionela Byrda.- Czy z kimkolwiek na osiedlu utrzymywał bliższy kontakt?- Wątpię.Większość tutejszych mieszkańców to renciścialbo najemcy korzystający z niskich cen, głównie samotne kobiety.Bardzo często się zmieniają.Mniej więcej to samo słyszałem od Starkey.- Pewnie musiała pani odpowiadać na te same pytaniasetki razy.- Tysiące.Więc może odpowiem od razu, żeby zaoszczędzić nam czasu.Zaczęła kolejno cedzić swoje odpowiedzi, tak silnie zaginając palce, że aż naszły mnie obawy, iż je sobie połamie.- Nie, nigdy nie zauważyłam niczego podejrzanego.Nie,nigdy nie czułam się zagrożona.Nie, nie miałam pojęcia, żebył aresztowany.Nie, nie słyszałam wystrzału.Tak, jestem1 10zaskoczona, że zamordował aż tyle kobiet, ale czemu się dziwić, jesteśmy przecież w Laurel Canyon.Skrzyżowała ręce na piersiach z impetem, chcąc dać mi dozrozumienia, że udzieliła odpowiedzi na wszystkie pytania,jakich po mnie oczekiwała.- Dużo ludzi go odwiedzało? - zapytałem.- Nigdy nikogo nie widziałam.- I nie wie pani, w jaki sposób zdobywał leki?Zrobiła zdziwioną minę.- W jego domu znaleziono pewną ilość tabletek oxycodonupochodzącego z czarnego rynku.Wie pani, co to za specyfik?- Tak, oczywiście, że wiem, ale prawie nie znałam tegoczłowieka.Skąd miałabym wiedzieć, że był uzależniony odjakichś tam lekarstw?- Rozumiem.Zastanawia mnie jednak, skąd brał te pi-gułki.- Na pewno nie ode mnie.Postawa obronna zle wróżyła.- Podczas ewakuacji z powodu pożaru lasu to pani powiedziała policjantom, że sąsiad powinien być w domu, borzadko z niego wychodzi, prawda?- Owszem.Niepokoiłam się o niego.Wiedziałam, że makłopoty z prowadzeniem samochodu, przez tę zmiażdżonąstopę miał kłopoty z naciskaniem pedału hamulca.- Kiedy po raz ostatni widziała go pani za kierownicą samochodu?- Może wyda się to panu niewiarygodne, ale mam ważniejsze sprawy na głowie niż obserwowanie sąsiadów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]