[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rozumiem - powiedział lodowatym tonem.Oceana uśmiechnęła się zdawkowo i wyszła z pokoju, gniewnie zatrzaskując za sobądrzwi.23Zamkowe niespodziankiKiedy wszyscy - najpierw goście, a potem ich służba - poszli spać i wszystkie migocząceświece zostały pogaszone, Charlie raz jeszcze pożegnał się z Panem Drakiem (obiecał, że będzieto ostatni raz tego dnia).Troje agentów, ubranych w najciemniejsze stroje, jakie udało im sięznalezć, wyruszyło na potajemną wycieczkę do serca zamku.Do ściennego zródełka dotarli akurat w chwili, gdy zegary wybiły czwartą.Posępnydzwięk dzwonów popłynął echem przez kamienny korytarz, po czym znów zapanowała głuchacisza.Na początek próbowali popychać misę zródełka, ale nie byli zaskoczeni odkryciem, że tensposób jest całkowicie nieskuteczny.- To jak tam wejdziemy? - wyszeptał Jake, podczas gdy wszyscy troje oglądali ścianę wposzukiwaniu mechanizmu otwierającego przejście.- Może ma to coś wspólnego z tymi znakami - zasugerował Charlie.Miał na myśli szereg rzymskich cyfr wyrytych w kamieniu pod zródełkiem: I, VIII, VI,III, IV, II i tak dalej.Topaz przyklękła, by przyjrzeć się im uważniej.- Nie widzę w tym żadnej logiki.Jeden, osiem, sześć, trzy, cztery, dwa, siedem, pięć,dziewięć& - odliczyła kolejno.- Kojarzy się wam z czymś?Charlie wzruszył ramionami.Jake przejął świecę od koleżanki i obejrzał cyfry z bliska.Kiedy przesunął po nich palcem, zauważył coś dziwnego.- Patrzcie, one się ruszają! - wykrzyknął w podnieceniu i zademonstrował, jak możnawciskać i zwalniać kamienne prostokąty, na których umieszczono numery.- Zatem to zamek szyfrowy.Musimy tylko odgadnąć kombinację - powiedział Charlie.Wszyscy troje wpatrywali się w cyfry, próbując rozwiązać zagadkę.Nagle Jake otworzyłszeroko oczy.- Jeden cztery dziewięć dwa.Tysiąc czterysta dziewięćdziesty drugi, rok, w którymodkryto Amerykę - powiedział rozemocjonowanym głosem.- Mam spróbować?Topaz wzruszyła ramionami.- Zmiało.Co nam szkodzi?Charlie odchrząknął.- Cóż, skoro o tym mowa - odezwał się, poprawiając palcem okulary - to może namtrochę zaszkodzić, jeśli mechanizm jest pułapką i niewłaściwy numer uruchamia, powiedzmy,ruchome ostrza, które obetną nam głowy.Ale proszę, nie krępuj się.Jake skończył wciskać kombinację czterech cyfr.Kamienne drzwi ani drgnęły.Charliepodrapał się w głowę.Topaz utkwiła w cyfrach zamyślone spojrzenie.- Jeden sześć cztery dziewięć - wymamrotała tak cicho, że na początku chłopcy wcale jejnie usłyszeli.- To będzie tysiąc sześćset czterdziesty dziewiąty - powtórzyła głośniej.- Jestempewna.Nie czekając na zgodę kolegów, Topaz szybko wcisnęła odpowiednie cyfry.Fragmentkamiennej ściany obrócił się z głuchym zgrzytem.Dziewczyna wyjęła świecę z rąk Jake a iwstąpiła w mrok, na kamienne schody prowadzące w dół, w stronę odległej plamy światła.- To jak, idziemy? - rzuciła, bez cienia lęku ruszając w dół.Chłopcy podążyli za nią, nie zapominając o zamknięciu za sobą tajnego wejścia.- Skąd ona wiedziała? - zapytał Jake Charliego.- Tysiąc sześćset czterdziesty dziewiąty to rok narodzin Zeldta - wyszeptał Charlie.-Urodził się w Londynie, trzydziestego stycznia.Legenda głosi, że przyszedł na świat w tej samejchwili, w której spadła głowa Karola I Stuarta.Strach się bać - dodał półgłosem i wzdrygnął się,jakby przeszył go zimny dreszcz.- Egzekucja Karola I? Czytałem o tym.- Jake był podekscytowany.- Włożył trzy koszule,żeby nie dygotać, bo ktoś mógłby pomyśleć, że to ze strachu.- Dzień był rzeczywiście chłodny - odpowiedział Charlie poważnym tonem.- Mroznydzień dla historii.Dołączyli do Topaz czekającej na nich u stóp schodów.Oświetlony latarniamiprzedsionek prowadził do przepastnych zamkowych katakumb o fantastycznie wysokim stropiepodtrzymywanym przez szeregi mocarnych filarów.Z głębi pomieszczenia dobiegały miarowehałasy.- Ukryjmy się - zarządziła Topaz.W katakumbach wrzała krzątanina.Trójka agentów przekradła się za jedną z kolumn iukryła w cieniu.W kręgu światła przed nimi stała ogromna maszyna, obok której ciągnęło się cośw rodzaju linii produkcyjnej.Na stanowiskach roiło się od ludzi noszących coś tam i z powrotemlub pochłoniętych pracą.- Co to takiego? - spytał Jake.Charlie natychmiast rozpoznał maszynę.Na jej widok szeroki uśmiech rozkwitł na jegotwarzy.- To, mój drogi przyjacielu, jest jedna z pierwszych na świecie pras drukarskich.-Naprawdę? - zdumiał się Jake, nagle zaintrygowany.- Ale wielka! - W tysiąc czterystapięćdziesiątym piątym roku Johannes Gutenberg opracował własną mechaniczną metodędrukowania - wyjaśnił Charlie podekscytowanym szeptem.- Ponoć zainspirowała go zwykłaprasa do wina.Przed nim książki pisano ręcznie albo odbijano całe strony z pracowicierzezbionych bloków drewna.Bardzo pracochłonna i fantastycznie kosztowna metoda.Rewolucyjnym wynalazkiem Gutenberga było tak naprawdę&- Wykorzystanie metalu do odlewania pojedynczych czcionek - wtrąciła się Topaz.-Dzięki temu drukarz dysponował praktycznie nieograniczonym zasobem liter, z których możnabyło złożyć dowolny tekst.- W rzeczywistości Gutenberg wcale nie był pierwszy.Japończycy drukowali ruchomączcionką już w trzynastym wieku, ale to Gutenberg opatentował tusz drukarski na bazie oleju,bez którego system nie działałby jak należy.- Widzisz? - Topaz się uśmiechnęła.- Z nami każdego dnia uczysz się czegoś nowego.- Mało powiedziane - prychnął Jake.- Pytanie brzmi - zadumał się Charlie - co też ten Zeldt tak pilnie drukuje?Przez pewien czas obserwowali krzątaninę w katakumbach.Prasa wypluwała świeżowydrukowane strony mieniące się połyskliwą czernią, złotem i czerwienią, które wędrowały dalejwzdłuż linii produkcyjnej.Jedni pracownicy starannie układali papier w ryzy, inni z wprawązszywali je, jeszcze inni oprawiali masywne tomiska przy użyciu kleju i metalowych nitów.Naostatnim stanowisku każdy wolumin był fachowo wyposażany w misterny zamek i kluczyk dokompletu.Gotowe księgi układano troskliwie w dużych drewnianych skrzyniach.Jedną z takich skrzyń, napełnioną już tomami, dwaj pracownicy załadowali na wózek ipociągnęli w stronę wyjścia.Widząc ludzi Zeldta zmierzających w ich stronę, agenci cofnęli sięgłębiej między cienie.Natknęli się tam na sklepione przejście prowadzące do innego skrzydłakatakumb.- Sprawdzmy, co tam jest - zaproponował Jake.Charlie zmierzył go rozbawionym spojrzeniem, a potem odwrócił się do Topaz.-Ile czasuon z nami pracuje? Cale trzy dni? Kiedy zdążył zostać szefem?Krótki korytarz zaprowadził ich do kolejnej ogromnej sali, tym razem kompletniebezludnej i znacznie ciemniejszej niż poprzednia.Minęła długa minuta, nim ich wzrokprzyzwyczaił się do mroku.Wreszcie zaczęli dostrzegać powtarzający się wzór utworzony zjakichś kształtów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]