[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drugi możliwy zawód - szwaczki - był równie zleopłacany, a kobiety wyzyskiwane.Za dziesięć godzin szycia dzienniewłaścicielka magazynu płaciła 15 kopiejek, czyli 4 ruble 50 kopiejekmiesięcznie.%7łycie z igły (w odróżnieniu od doli służącej) miało i tęniedogodność, że nie można się było przy pracy pożywić.Pięć rublinatomiast, bywało, brała panienka za - jak wtedy mówiono - chwilęzapomnienia.W tym kontekście bardziej zrozumiała staje się ówczesnafraszka:Nad igłą nie chcę ślęczyć, lepiej kamelią zostać, nizli pracą siędręczyć.117Industrializacja oraz związana z nią wielka migracja do miast itworzenie się ośrodków miejskich, ten ważny dziewiętnastowiecznyproces działał -jak się wydaje - w czterech kierunkach.Po pierwsze,prowadził do skupiania się wielkich rzesz mężczyzn w jednym miejscu.Stwarzało to duży popyt na świadczenia seksualne kobiet.Rzesze te (topo drugie) co pewien czas dysponowały gotówką, co stwarzałoekonomiczne warunki do powstania rynku usług erotycznych.Byływięc chęci, były i możliwości płatnicze.Ta ostatnia sprawa jest godnapodkreślenia, gdyż gospodarka wiejska opierała się na obrotachbezgotówkowych i jako taka stanowiła gorsze podglebie" dokultywowania rozpatrywanego przez nas zawodu.Po trzecie zaś,wyjście ze środowiska wiejskiego oznaczało też wydobycie się spodpresji wiejskiej moralności.Zmiana środowiska społecznego oznaczałazmianę środowiska moralnego.Stwarzało to ramy kulturowe dlarozwoju najstarszego zawodu świata -to byłby trzeci kierunek.Czwarty, stwarzający podaż w tym względzie, to obecność wielusamotnych kobiet poszukujących zajęcia i środków do życia.Popyt,podaż i warunki ekonomiczne oraz kulturowe - to czynniki, którezłożyły się na rozwój prostytucji w XIX stuleciu.Nikt nie jest zainteresowany, żeby od tej pracy zaleciało siarkąmarksizmu, żeby nachalnie mieszać w nią materialistyczny de-terminizm i we wszelkich przejawach życia dopatrywać się odbiciaekonomicznych procesów.Nie znaczy to jednak, że nie należy tychprocesów rejestrować czy też wypierać je z świadomości.Błędemmaterialistyczno-historycznych myślicieli było nie tyle przeświad-czenie o ekonomicznych podstawach rozwoju tego procederu, ileprzekonanie, że wraz z uspołecznieniem środków produkcji prostytucjazniknie jako fakt społeczny.Po roku 1917 miało się okazać, że wcalenie chciała niknąć.Wzięto się więc do poprawiania historii - tej korektydokonywała kula czekisty lub pobyt w obozie pracy.Zajeżdżanokobyłę historii.Takie oto dane dla Warszawy przekazuje Agata Tuszyńska:Liczba prostytutek wzrastała w drugiej połowie zeszłego stuleciaw nie większej proporcji niż liczba ludności.W latachsześćdziesiątych i siedemdziesiątych na 1000 żyjących wWarszawie osób przypadało około 50 lafirynd.Spis z 1898 rokuwykazał przeszło 16 tysięcy profesjonalistek.Wzrost znaczny.Przeszło 10 procent kobiet niezamężnych pozostawało wówczasw nielegalnych stosunkach płciowych z mężczyznami.Liczbadomów schadzek zawsze przewyższała liczbę domówpublicznych.Rok 1884 jest rekordowy pod tym względem (16domów publicznych i 169 domów schadzek).Wszystkie te danemogą być jedynie zaniżone.118Dla porównania chciałbym odwołać się do współczesności.Jeślizostałyby zachowane takie proporcje między - jak pisze Tuszyńska - lafiryndami" a resztą ludności, to po mieście stołecznym musiałobyspacerować około stu tysięcy tych pierwszych.Daje to przybliżonewyobrażenie o nasyceniu miasta ową profesją.A jest to fach -nazwijmy go umownie - kupiecki, więc taki, w którym trzebazachwalać swój produkt, by go zbyć.%7ładen jednak z wielkichcharakterystycznych portrecistów ówczesnej Warszawy - czy toKostrzewski, czy też Piwarski - nie uwiecznił tak tego zawodu jak inneznamienne: cebularzy, garncarzy, kataryniarzy, harfistek, handlarek czystróży.Pozostaje nam tylko podejrzewać, że w scenach z kawiarni czypromenad za modelki służyły zapewne kokoty", demimondówki", gryzetki", nany", kamelie", sylfid-ki", aksamitki" - czyli tewszystkie, które mogły tworzyć arystokrację nierządu.Chociaż pózniej często stawały pod tą samą latarnią, gdy były uszczytu powodzenia, dzieliła je przepaść od czarnoszyjek"werbowanych wprost ze wsi i przysposabianych do fachu"w specjalnym domu rozdzielczym" przy Zwiętojerskiej, obokFreta, zwanym folwarkiem".Tu wtłaczano im na nogi balowepantofelki, uczono swobodnie się poruszać po wyfro-terowanymparkiecie, tańczyć, pić alkohol, wpajano podstawowe zasady arsamandi.Tępe lub krnąbrne karano chłostą i po kilku tygodniachlub miesiącach takiej szkoły" odsprzedawano do tych domówrozpusty, które nie miały własnego systemu werbowania. Domrozdzielczy" razem z innymi przeniesiony został na Towarową,gdzie dalej funkcjonował na tej samej zasadzie.119A przecież wiadomo, że stosunek procentowy arystokracji doplebsu jest zawsze jak jednostki do setek.Te właśnie setki tworzą -nieodzwierciedlony piórkiem rysowników - obraz miasta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]