[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A panna Finch zawszepowiada, że zdrowe ćwiczenie przyniesie jej korzyść.Taniec dobrze jej zrobi.- O tańcu nic nie wiem, ale lord Payne nie jest dla niej odpowiedni.Wżaden sposób.Nie ufam mu.Jeden z braci Bright przesłonił jej widok, odwracając uwagę.Skłonił sięnerwowo przed Charlotte. - Panno Charlotte, twoje włosy to rzeka diamentów, a oczy kule z alabastru.Minerva nie mogła powstrzymać się od śmiechu.- Charlotte, masz kataraktę?Biedny młodzian spłonął pąsowym rumieńcem i wyciągnął rękę.- Zechcesz zatańczyć?Rzuciwszy matce szybkie spojrzenie, by uzyskać jej zgodę, Charlottepodniosła się z krzesła.- Z przyjemnością, panie.Eee, którym z blizniaków jesteś?- Finn, panienko.Chyba żebym ci przypadkiem nadepnął na palce.wtedymam na imię Rufus.- Uśmiechnął się szeroko i podał jej rękę.Obojeprzyłączyli się do tańczących.Minerva spojrzała zdumionymi oczami na matkę.- Pozwalasz jej tańczyć? Ma ledwie czternaście lat!- To tylko zabawa.Tańce na wsi, a nie bal w Londynie.- Matka mlasnęłajęzykiem.- Uważaj, Minervo.Widać, że jesteś zazdrosna.Sapnęła gniewnie.Nie była zazdrosna.Chociaż, kiedy wokół tworzyło sięcoraz więcej par, zaczęła czuć się dziwnie samotna.To nie było obce jejuczucie.- Ciągle ci powtarzam, Minervo.Gdybyś tylko lekko wyszczypała policzkii zostawiła te okulary, byłabyś.- Zlepa jak nietoperz, mamo.- Atrakcyjny nietoperz.Wiesz, to tylko okulary.Masz wybór, czy je nosić,czy nie.Minerva westchnęła.Może miałby ochotę zwrócić uwagę jakiegośdżentelmena, ale nie takiego, którego opinia o niej mogłaby zależeć od drobnejzmiany w wyglądzie.Jeśli wyjdzie za mąż, to za mężczyznę z mózgiem i zcharakterem.Nie marzyła o próżnym arystokracie, choćby nie wiadomo jakgładkimi słówkami sypał i z jakim szatańskim wdziękiem się uśmiechał.Irytowało ją tylko, że czuła się zawsze odrzucona przez mężczyzn takich,jak lord Payne, nie mając okazji odtrącić ich jako pierwsza.Podniosła kufel z piwem i pociągnęła długi, zupełnie nie jak dama, łyk.Potem wstała, zdecydowana nie siedzieć i nie podpierać ściany.- Co chcesz zrobić, Minervo?- Jak powiedziałaś, chcę wykorzystać tę niespodziewaną możliwość. Przecisnęła się do wyjścia przez coraz bardziej hałaśliwy tłumektańczących i raczących się trunkami.Wcześniej tego popołudnia przerwała wpołowie pisanie wyjątkowo ważnego listu i mogła teraz skorzystać z okazji i godokończyć.Należało coś istotnego uświadomić członkom KrólewskiegoTowarzystwa Geologicznego.W końcu, to tylko mężczyzni.16Susanna wybiegła z domu, unosząc spódnice, i pędziła alejką.- Moglibyśmy wziąć powóz - powiedział Bram, doganiając ją napierwszym zakręcie.- Albo pojechać konno.- Mamy mało czasu - odparła, zachłystując się chłodnym, nocnympowietrzem.- Tak będzie szybciej.Szczerze mówiąc, cieszyła się, że może biec.Zbyt wiele pytań narosłomiędzy nimi, zbyt wiele emocji, z którymi nie wiedziała, jak sobie poradzić.Zerknęła w jego stronę, zastanawiając się, czy nie boli go kolano.Miała jednakdość rozumu, żeby nie zapytać.Gdyby tak było, nigdy by się do tego nieprzyznał.Ale troszeczkę zwolniła.Kiedy zbliżyli się do centrum wioski, ich uszu dobiegł głuchy hałas.Niemusieli się zastanawiać, skąd dobiega.Razem przebiegli ostatni odcinek zakościołem i przez skwer.- Niech mnie diabli.- Zatrzymał się, dysząc ciężko.Ujęła się pod boki,patrząc na szyld nad herbaciarnią.- Rozbuchany Byk? A cóż to znaczy?- Wiem, co to znaczy.Mężczyzni odbili swoją tawernę.- Chcesz powiedzieć, naszą herbaciarnię.- Nie dzisiejszego wieczoru.- Uśmiechnął się, kręcąc głową.- Ha! Widaćw tym robotę Colina.Ale miło, że przejawili jakąś inicjatywę.- To nie jest zabawne.- Oparła ręce na biodrach.- Wiedziałeś, że toplanują?Słysząc jej oskarżycielski ton, przybrał postawę obronną. - Nie, nie miałem pojęcia, że szykują coś takiego.Ostatnich trzydzieścigodzin spędziłem nieprzytomny.Ktoś podał mi dawkę laudanumwystarczającą, żeby powalić byka.- Nie, Bram.Ktoś podał ci odpowiednią dawkę, a twoje poranione ciałowykorzystało okazję, żeby porządnie odpocząć.Chciałam twojego dobra.Ateraz muszę zadbać o dobro moich przyjaciółek.- Wskazała ręką herbaciarnię.- Musimy to powstrzymać.Dziewczęta nie są przyzwyczajone do tego rodzajuzachowań.Zrozumieją je zupełnie opacznie.- Opacznie to rozumiesz.Oni tylko trochę tańczą i śpiewają.- No właśnie.Dla mężczyzny takiego jak ty to tylko nieszkodliwa zabawa.Ale to są delikatne, trzymane pod kloszem damy.Ich serca i nadzieje są bardzowrażliwe.Zbyt wrażliwe.Nie wspominając już o ich reputacji.Musimy toprzerwać.Oboje popatrzyli na herbaciarnię zamienioną w tawernę.Z lekkim wiatremdotarła do nich muzyka i głośny śmiech, a także brzęk szkła.- Nie.- Pokręcił głową.- Nie przerwiemy tego, ani ja, ani ty.To, co tam siędzieje, jest ważne.- Publiczne pijaństwo jest ważne?- Tak, czasami.Co więcej, koleżeńska wspólnota.Braterstwo w grupieżołnierzy.Ludzie, których łączy wspólne zadanie.To wszystko jest ważne.Tosię nazywa duma, Susanno, a ci mężczyzni próbują jej smaku po raz pierwszyod długiego czasu.- Co masz na myśli, mówiąc o próbowaniu jej smaku po raz pierwszy? Towszystko uczciwi, przyzwoici ludzie.Przynajmniej tacy byli!- Daj spokój.Zanim zjawiłem się we wsi, ty i twoja odziana w muślingwardia zdymisjonowałyście ich do naprawiania medalionów i lukrowaniaciasteczek.Nie rozumiesz?! Mężczyzna musi mieć cel, Susanno.Jakiś godnycel.Taki, który przemawia do jego duszy i serca, nie tylko do głowy.- Mężczyzni potrzebują celu? - Westchnęła zdesperowana.- Nie sądzisz, żekobiety są takie same? Potrzebujemy własnych celów i osiągnięć, a takżesiostrzanego porozumienia.A jest niezwykle mato miejsc, gdzie możemy tegozaznać w świecie rządzonym przez płeć przeciwną.Wszędzie indziej rządząnami męskie reguły, jesteśmy zależne od męskich kaprysów.Ale tu, w tymmaleńkim zakątku świata, możemy swobodnie być sobą w najprawdziwszym, najlepszym sensie tego słowa.Spindle Cove jest nasze, Bram.Będę walczyć do ostatniego tchu, żeby niepozwolić ci go zniszczyć.Potrzeby kobiet też są ważne.Chwycił ją obiema rękami, odciągając od budynków, w stronę skweru.Wkrótce skryli się pod baldachimem gałęzi starej wierzby.Zawsze kochała todrzewo, którego nisko opadające gałęzie tworzyły jakby inny świat.Zielone,świeże, łaskoczące witkami schronienie, do którego przenikało akurat tylesłońca, ile trzeba, i które chroniło przed żywiołami, z wyjątkiem największejulewy.Pod jego gałęziami zawsze czuła się bezpiecznie i wygodnie.Aż do teraz.Drapieżny błysk w jego oczach zwiastował niebez-pieczeństwo.Kiedy się odezwał, jego głos brzmiał bardziej zmysłowo.Zwiatstał się bardziej mroczny.- Powiem ci, co jest najważniejsze w tym wszystkim.To [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •