[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choćfakt, że do tego wszystkiego dałem się obarczyć Ksantusem,świadczył o tym, że sam muszę cierpieć na jakiś defekt mózgu.CZZ IIW DRODZEGALIA I GERMANIA G�RNAPAyDZIERNIK A.D.71 Ledwie letnia! Jednak już wkrótce znajdziemy się wukropie."Tacyt, DziejeXIPrzedstawialiśmy piękny obrazek: golarz, jego kuferek ześrodkami zmiękczającymi skórę, Ręka w koszu i ja.Były dwie drogi, żeby się tam dostać: przez AugustaPretoria i Alpy albo morzem do południowej Galii.Wpazdzierniku najlepiej było unikać obydwu.Pomiędzywrześniem i marcem każdy, kto ma choć odrobinę rozsądku,nie rusza się z Rzymu.Nienawidzę morskiej podróży jeszcze bardziej niż wspi-naczki górskiej, mimo to wybrałem drogę przez Galię.Jest totrasa, z której wojsko korzysta najczęściej.ktoś musiałocenić, że z logistycznego punktu widzenia jest najmniejniebezpieczna.Poza tym jechałem kiedyś tamtędy z Heleną(tyle że w przeciwnym kierunku) i byłem przekonany, że jeśliona udaje się do Germanii zamiast do Hiszpanii, to być możezechce ponownie odwiedzić miejsca, z którymi wiążą się miłewspomnienia.Najwyrazniej jednak nie.Spędziłem całą podróż,rozglądając się za wysoką, ciemnowłosą kobietą obrzucającąobelgami celników, ale nie było po niej ani śladu.Starałem sięnie myśleć o tym, że pogrzebała ją żywcem lawina albo zostałazaatakowana przez wrogie plemiona, które czają się nawysokich przełęczach powyżej Helwecji.Zeszliśmy na ląd w Forum Julii, miejscu całkiem przy-jemnym.Sytuacja pogorszyła się, kiedy dotarliśmy do87Massilii, gdzie musieliśmy spędzić noc.A wydawało się, że tojest dobrze zaplanowana wyprawa.Massilia moim zdaniemjest gnijącym ropniem przy najbardziej wrażliwym zębiecesarstwa.- Na bogów, Falko! To niezbyt przyjemne.- biadoliłKsantus, kiedy przedzieraliśmy się przez fale hiszpańskichhandlarzy oliwą, żydowskich przedsiębiorców i kupcówwinnych ze wszystkich krain, którzy walczyli o łóżko wjednym z najbardziej podejrzanych zajazdów.- Massilia od sześciuset lat jest grecką kolonią, Ksantusie.Wciąż uważa się za najlepsze miejsce na zachód od Aten,jednak sześćset lat cywilizacji zostawia przygnębiające piętno.Mają tu oliwki i wino, wspaniały port z trzech stron otoczonymorzem i fascynujące dziedzictwo, ale człowiek nie może sięprzepchnąć między tymi wszystkimi kramarzami, którzyusiłują zainteresować cię tandetnymi metalowymi garnkami iposążkami pulchnych bóstw z dziwnymi okrągłymi oczyma.-Już tu kiedyś byłeś.-Już mnie tu kiedyś oszukano! Jeśli masz ochotę na kolację,nie licz na moje towarzystwo.Przed nami długa droga i niezamierzam pozbawiać się sił, zwracając miskę tutejszychkrewetek.Nie wszczynaj rozmów z nikim miejscowym.aprawdę mówiąc, z podróżnymi też nie.Zasmucony golarz oddalił się, żeby samotnie wrzucić cośna ząb.Zasiadłem przy ledwo świecącej lampce oliwnej, żebyprzestudiować mapy.Jedyną korzyścią z tej wyprawy było to,że Pałac wyposażył mnie w pierwszej jakości wojskowy88zestaw przedstawiający wszystkie ważne szlaki.miałem przedsobą świadectwo siedemdziesięciu lat działalności Rzymu wśrodkowej Europie.Nie ograniczono się do wykazu odległościpomiędzy miastami i obozami warownymi, ale dołączonoprzyzwoity przewodnik z komentarzami i rysunkami.Mimo tow niektórych miejscach będę musiał opierać się na własnymrozumie i radzić sobie sam.Na mapach, które miałem przedsobą, po wschodniej stronie Renu rozciągały się ogromne pusteprzestrzenie: Germania Libera.Były to bezkresne terytoria,gdzie wolna" oznaczało nie tylko brak rzymskich wpływówhandlowych, ale też całkowitą nieobecność rzymskiego prawa iładu.Tam właśnie czaiła się ta kapłanka Weleda i tam byćmoże ukrywał się Cywilis.Już samo pogranicze było dość niepewne.Europę za-mieszkiwały niespokojne plemiona, nieustannie podejmującepróby przenoszenia się na inne tereny, czasami w ogromnejliczbie ludzi.Od czasu Juliusza Cezara Rzym starał sięosiedlać przyjazne ich grupy w taki sposób, żeby powstawałystrefy buforowe.Nasze prowincje Germanii Górnej i Dolnejtworzyły wojskowy korytarz wzdłuż Renu pomiędzyspacyfikowanymi krainami w Galii i wielkim nieznanym.Takąprzynajmniej prowadzono politykę, aż do czasu wojnydomowej.Starannie przestudiowałem mapę.Na dalekiej północy,obok prowincji Belgika, wokół ujścia Renu, leżała ojczyznaBatawów, z fortecą, którą nazywali po prostu Wyspą.Wzdłużcałej rzeki stały rzymskie warownie, posterunki, wieżestrażnicze i stacje sygnalizacyjne, które wybudowano, bykontrolować Germanię; większość z nich została terazporządnie zaznaczona przez skrybę, który uaktualniał dla mnietę mapę.Najdalej na północ wysunięte było89Nowiomagus, gdzie Wespazjan planował budowę nowegowarownego obozu, by mieć oko na Batawów, ale na razie byłjedynie krzyżyk na mapie; najbliżej znajdowała się Wetera,miejsce tamtego straszliwego oblężenia.Było też Novaesium,którego żałosny legion przeszedł na stronę buntowników;Bonna, po bezlitosnej rzezi zajęta przez kohorty Batawów zXIV Legionu; i wreszcie Colonia Agippinensium, którąbuntownicy zdobyli, ale ze względów strategicznych niepuścili z dymem (myślę też, że mieszkali tam krewniCywilisa).Nad Mozelą stało Augusta Trewerorum, stolicaplemienia Trewerów, gdzie Petyliusz Cerialis pokonałbuntowników.Moim pierwszym celem podróży była stolicaGermanii Górnej, Mogontiakum, leżąca w miejscu, gdzie rzekaMen wpływa do Renu.Mogłem tam dotrzeć drogą prowadzącąbezpośrednio z wielkiego galijskiego skrzyżowania wLugdunum.Mogłem też wybrać inną możliwość i zjechać z drogigłównej przy leżącym przy rozwidleniu mieście Cavillo-num idotrzeć do Germanii Górnej bardziej od południa.Był to dobrysposób, żeby przywyknąć do tej prowincji.Do Mogontiakum ina spotkanie z XIV Legionem mogłem udać się drogą wodną.Ta alternatywna trasa nie była dłuższa (w każdym razie taksobie mówiłem) i najlepiej byłoby dotrzeć do Renu wArgentoratum, miejscu stacjonowania pewnego indywiduum;na punkcie jego siostry miałem prawdziwego bzika.Kiedy w zamyśleniu spoglądałem na ogromne odległości,jakie mieliśmy przed sobą, do pokoju wpadł golarz z pobladłątwarzą.- Ksantusie! Które z niebezpieczeństw związanych z pod-90różą nęka cię teraz? Czosnek, zaparcie czy też obrobieniesakiewki? - zawołałem.- Popełniłem błąd i zamówiłem sobie coś do picia!- Aha! Każdemu się to zdarza.- Kosztowało mnie.- Nie musisz mi mówić.Już mnie zmartwiłeś.Galowiemają zupełnie dziwaczny system wartości.Szaleją za winem inie szczędzą na nie pieniędzy.Nikt, kto wierzy, że sprawnyfizycznie niewolnik stanowi odpowiedni ekwiwalent jednejamfory przeciętnego importowanego wina, nie jestczłowiekiem godnym zaufania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]